Recenzja filmu

Casino Royale (2006)
Martin Campbell
Daniel Craig
Eva Green

My name is Craig. Daniel Craig

Do napisania poniższej recenzji skłonił mnie fakt, iż pomimo upływu siedmiu lat od premiery ostatniej części "klasycznych" przygód agenta brytyjskiego wywiadu Jamesa Bonda, nie mogę wciąż darować
Do napisania poniższej recenzji skłonił mnie fakt, iż pomimo upływu siedmiu lat od premiery ostatniej części "klasycznych" przygód agenta brytyjskiego wywiadu Jamesa Bonda, nie mogę wciąż darować producentom unicestwienia tej niezrównanej, wręcz kultowej serii. Nie oznacza to bynajmniej, iż nowa seria, którą zapoczątkowało "Casino Royale", jest niewypałem, lecz w mojej opinii ma tyle wspólnego z fenomenem Agenta 007, co z dowolnym innym filmem szpiegowskim (no, może poza dokonaniami Austina Powersa...), zaś do tradycji legendarnego Jamesa Bonda odwołuje się przede wszystkim ze względów marketingowych. Klasyczne filmy z Bondem w roli głównej sukces swój zawdzięczają charakterystycznej konwencji, balansowaniu na granicy kina sensacyjnego i przygodowego, któremu nieobce są zarówno wartka akcja, jak i inteligentne poczucie humoru, a nawet elementy kina SF. Te cechy, jak również dystans samych twórców do postaci Agenta 007, owocują specyficzną lekkością i autentyczną przyjemnością płynącą z oglądania poczynań głównego bohatera. Nowa seria jest co prawda wysokobudżetowym, lecz jednak konwencjonalnym, "przysadzistym" kinem akcji, z wszystkimi tego konsekwencjami, bez cienia pretensji do bycia czymkolwiek więcej. Mglistym próbom usprawiedliwiania przez producentów zmiany konwencji pod pretekstem powrotu do początków kariery Bonda, przeczy chociażby fakt, iż rzecz dzieje się współcześnie (chyba że mamy do czynienia z alternatywną wizją rzeczywistości, w której K800i miało swoją premierę w latach 50-tych).  Tak, jak w większości produkcji filmowych, na odbiór kolejnych części przygód Bonda największy bodaj wpływ miał dobór aktora wcielającego się w postać głównego bohatera. I tu należą się kolejne słowa krytyki dla forsowania wizerunku filmu jako kontynuacji przygód Jamesa Bonda. Danielowi Craigowi daleko jest do charyzmy Seana Connery czy wdzięku Pierce'a Brosnana - cały niemal jego kunszt aktorski ogranicza się do posiadania mięśni, co dobitnie pokazał w  "Oporze". Dobrze, że w kolejnym filmie z omawianej serii, "Quantum of Solace", Craig nauczył się przynajmniej panować nad groteskowym, nieporadnym uśmieszkiem z pierwszej części, ale i tak ten typ fizjonomii prędzej spodziewałbym się ujrzeć w kuchni przy wymianie uszczelki w zlewie niż w służbie Jej Królewskiej Mości. Recenzja niniejsza nie jest bynajmniej prowokacją, lecz co najwyżej subiektywną acz niewesołą refleksją na temat jednego z przejawów współczesnych form marketingu w świecie kinematografii; abstrahując od faktu, iż "Casino Royale" ma pretensje do bycia kontynuacją przygód legendarnego Jamesa Bonda, film ten jest dobrym, acz nie wybijającym się ponad przeciętność kinem akcji, i tak należałoby go traktować.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
„Casino Royale” to film oparty na pierwszej powieści Iana Fleminga o tym samym tytule. Pomimo że ów film... czytaj więcej
Od razu mówię - nigdy nie byłem, nie jestem, ani już chyba nie będę fanem filmowych przygód Agenta Jej... czytaj więcej
"Casino Royale" to opowieść o Jamesie Bondzie, który przechodzi prawdziwą szkołę życia: zdobywa licencję... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones