Recenzja filmu

Operacja Samum (1999)
Władysław Pasikowski
Marek Kondrat
Radosław Pazura

Nareszcie my!

<i>Pasikowski po prostu umie robić swoje. Tempo jest prawie jak w "Ogniem i mieczem", akcja jasna, humor obecny.</i> W ubiegłym roku "Washington Post" opisał (nie wiadomo na ile prawdziwie)
Pasikowski po prostu umie robić swoje. Tempo jest prawie jak w "Ogniem i mieczem", akcja jasna, humor obecny. W ubiegłym roku "Washington Post" opisał (nie wiadomo na ile prawdziwie) operację wyciągnięcia z Iraku, tuż przed wojną w Zatoce, namierzonych już przez bezpiekę Saddama agentów amerykańskich. Dokonali tego pracownicy (już nie funkcjonariusze!) polskiego wywiadu, obecnego tam zapewne z racji licznych budów. W Polsce wieści o supertajnej operacji przeciekały już dawniej, ale pomysł filmu według scenariusza Roberta Bruttera i Macieja Dutkiewicza podobno UOP skutecznie blokował. Rok temu gwałtownie się odmieniło i gen. Gromosław Czempiński został nawet konsultantem "Operacji Samum". Tajemniczość służy teraz promocji. Z czołówki zniknęły nazwiska scenarzystów, reżyser Pasikowski nie przyszedł na konferencję prasową, nie udziela wywiadów. A wszystko po to, aby widzowie poszli na "Operację" w przekonaniu, że dotkną sensacyjnych tajemnic wywiadu, nieznanych, ale decydujących o losach państwa. Dobrze się to sprzedaje. W "Operacji Samum" Amerykanie oferują redukcję naszych długów (miliard za każdego agenta), sugeruje się również, że oglądamy jakby pierwszy bilet wstępu (w 1990 roku!) do NATO. Włóżmy to między bajki. Akcja filmu jest standardem obrazów szpiegowskich. Wywiad pod dowództwem aktora Tadeusza Huka wspólnie z Amerykanami, których szefem jest sam Jerzy Skolimowski, i Mosadem (godny Gustaw Holoubek), niesłychanie profesjonalnie montuje tytułową operację, używając byłego asa tego wywiadu jako nieświadomą przynętę dla zmylenia policji dyktatora. Na plakacie ów samotny Józef Mayer (Marek Kondrat) z bronią krótką w ręku maszeruje jako twardy mężczyzna. Na ekranie idzie on wprost na celujących do niego trzech przeciwników, którzy tak zbaranieli, że zapomnieli strzelić, co źle się dla nich skończyło. Pod koniec filmu Bogusław Linda, odziany bufiasto, wyłania się niespodziewanie i ogniem broni maszynowej wyprawia do Allaha cały posterunek, przez co operacja się udaje, choć weteran Mosadu w Tel Awiwie jednak się zasmuci... W strzeżonym Bagdadzie (udaje go Ankara) jest gliniane więzienie ze strażą, w nim pilnowana izba przesłuchań, w izbie zaś ciasna klatka na kłódkę, a w klatce Mayer junior, który nieopatrznie zadał się seksualnie z Mosadem, z czego kłopoty. Mayer senior, choć emeryt, znów samotnie bierze te wszystkie przeszkody niczym w biegu przez płotki. Jest to zatem typowy film sensacyjny, w którym najbardziej liczy się doraźny efekt każdej sceny, a publiczność, jeśli jest zadowolona, chętnie wszystko wybacza, jak było w tysiącach filmów gatunku. Wybaczy też Pasikowskiemu (widziałem naiwność sceny z nauką nazwisk, a przecież trudno było się nie roześmiać, i to właśnie jest śmiech wybaczenia). Reżyser "Operacji Samum", dobrze o tym wiedząc, po prostu umie robić swoje "Psy" i "Demony". Tempo jest prawie jak w "Ogniem i mieczem", akcja jasna, humor obecny, występuje prawie stały zespół Kondrat-Linda-Lubaszenko. Pasikowski nie boi się, że jego gangsterzy, szpiedzy i twardziele pochodzą z kręgów ubeckich, nie wdaje się w ocenę ich poglądów i przeszłości, tylko podkreśla sprawność - a że są stamtąd, to niby skąd mają być? "Solidarność" nie miała "służb specjalnych". Jeśli kiedyś zrobi film o wyczynach UOP-u - jego bohaterowie będą tacy sami. Zdjęcia Pawła Edelmana są bez zarzutu, muzyka Gorana Bregovicia trochę pośpieszna, ale za to nazwisko! Spowita w czarne szaty Anna Korcz dzielnie znosi upał, a amator turecki Turgul Cetiner jest dobrym Fajsalem. Bardzo słuszne (i niesłuszne) pretensje stale jednak towarzyszą filmom Władysława Pasikowskiego, który wszedł przebojem na rynek naszej kapitalistycznej fabryki snów lat 90. A przecież jest on także patriotą. Oto nareszcie Polacy ratują Amerykanów. Oni tracą helikopter (efektowna scena) i już są bezradni, a my prosto, tradycyjnie, z bronią ręczną: patrz, Kościuszko (też ich ratował), na nas z nieba!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na pewno wiadomo tylko tyle, że polskim agentom służb specjalnych, tuż przed wybuchem wojny w Zatoce... czytaj więcej
Bartosz Żurawiecki