Recenzja filmu

Raj dla par (2009)
Peter Billingsley
Vince Vaughn
Jason Bateman

Nauki pomałżeńskie

Film Billingsleya to komedyjka przyjemna w odbiorze, ale średnio zabawna. Wyjątkiem jest instruktor jogi grany przez Carlosa Ponce'a. Sceny z jego udziałem należą do najlepszych i
Parę lat temu Vince Vaughn, Jon Favreau, Jason Bateman i inni przekonywali widzów w komedii "Sztuka zrywania", że czasem happy endem jest zakończenie związku, nawet jeśli ludzie się kochają. W "Raju dla par" zmienili śpiewkę. Teraz przekonują, że nie ma nic lepszego od bycia ze sobą, nawet jeśli w międzyczasie drogi małżonków rozejdą się. Pełnometrażowy debiut reżyserski aktora Petera Billingsleya ze scenariuszem Vaughna i Favreau to opowieść o czterech parach znajdujących się w różnym stadium rozpadu. Dave i Ronnie zabrnęli w ślepą uliczkę status quo. Joey i Lucy nie mogą się już doczekać, kiedy od siebie odejdą. Jason i Cynthia wydają się dogadywać idealnie, a jednak rozważają rozwód. Shane już został porzucony, a pocieszenia szuka w objęciach dziewczyny o połowę młodszej. Wydawać by się zatem mogło, że możliwość wyjazdu do ekskluzywnego kurortu na rajskiej wyspie, gdzie można popracować nad wzajemnymi relacjami, pary przyjmą z entuzjazmem. Nic bardziej mylnego. Gdyby nie kusząca wizja dodatkowych atrakcji, nawet wołami by się ich na wyspę nie zaciągnęło. Kurort niestety nie spełnił oczekiwań bohaterów. Zamiast błogiego leniuchowania, już o świcie zostają zmuszeni do oglądania siebie nago. Potem jest już tylko gorzej. Wygodne iluzje rozpadają się, łączące więzi pękają i już wkrótce żadna z par parą nie będzie. Ponieważ "Raj dla par" to jednak komedia, nadzieja łatwo nie umiera, a odnaleźć ją można w najbardziej wyświechtanym  frazesie ileż cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił. Film Billingsleya to komedyjka przyjemna w odbiorze, ale średnio zabawna. Humor jest tu mocno stonowany, nawet jeśli chwyta się mało wybrednych dowcipów fekaliowych. Jedynym wyjątkiem jest instruktor jogi grany przez Carlosa Ponce'a. W tym miejscu widać, że twórcy rozwinęli skrzydła i w pełni wykorzystali potencjał tkwiący w postaci. Scena nauki jogi jest najlepsza i najzabawniejsza w całym filmie. Najbardziej rozczarowuje drugi plan. Billingsley i spółka zaangażowali do epizodów aktorów znanych z komediowych umiejętności, jak choćby Johna Michaela Higginsa czy Kena Jeonga. Niestety nie do końca rozumiem, po co zostali zatrudnieni, skoro potem nie dano im możliwości wykazania się. Ich postaci są bezbarwne i pozbawione polotu. Najwyraźniej widać to w przypadku Jeana Reno. Jego bohater może i na papierze wypadał nieźle, ale na ekranie wygląda już tylko groteskowo. Na szczęście cztery główne pary maskują większość niedociągnięć. I choć film jest całkowicie przewidywalny, to dzięki sympatycznym bohaterom ogląda się to na tyle dobrze, że raczej mało kto wyjdzie z kina naprawdę rozczarowany. Feel-good movie idealny na miłe rozpoczęcie nowego roku.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Król komedii, Vince Vaughn, po raz kolejny udowadnia, że w tym gatunku sprawdza się znakomicie nie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones