Recenzja filmu

Jeż Jerzy (2010)
Wojciech Wawszczyk
Jakub Tarkowski
Borys Szyc
Maria Peszek

Nic śmiesznego

Ostatnimi czasy rodzime kino jest w opłakanym stanie. Temu nie zaprzeczy chyba nawet największy optymista. Oczywiście, zdarzają się filmy dobre, a nawet wybitne ("Dom zły", "Wszystko, co
Ostatnimi czasy rodzime kino jest w opłakanym stanie. Temu nie zaprzeczy chyba nawet największy optymista. Oczywiście, zdarzają się filmy dobre, a nawet wybitne ("Dom zły", "Wszystko, co kocham"), jednak to tylko wyjątki potwierdzające regułę. Na film o Jeżu Jerzym wybrałem się pełen nadziei. Jeszcze podczas kupowania biletów byłem praktycznie pewny wyśmienitej, rubasznej zabawy. W tym miejscu chciałbym napisać, że ten obraz przywraca wiarę w polską komedię i daje nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone. Chciałbym...

W mojej wizji idealnego świata filmowa wersja komiksów o Jerzym byłaby tym, czym być powinna - wielką satyrą na nasze społeczeństwo, przesiąkniętą swojskim humorem balansującym na granicy dobrego smaku. Obraz jest niestety jedynie popłuczynami po dawnym jeżyku, nawet w kwestii fabularnej. Historia przedstawia się następująco- zły naukowiec, po wielu latach obliczeń, znajduje przepis na celebrytę idealnego, chodzącą żyłę złota. Jak się okazuje, wszystkie te cechy łączy... jeż. Celem staje się główny bohater, Jerzy, którego naukowiec ma zamiar sklonować. Pojawia się więc zły sobowtór naszego bohatera, który wprowadzi wielkie zamieszanie. Szczerze powiedziawszy, nie miałbym nic przeciwko takiej fabule, gdyby była ona wykorzystana w należyty sposób, tzn. pełniłaby funkcję pretekstu do serii prześmiesznych gagów. Niestety całość jest zrobiona bez krztyny polotu. Gagi nie istnieją, a "śmieszne sceny" mają albo poziom koszarowy (który bawić może raz, nie zaś dziewięćdziesiąt minut bez przerwy) lub objawiają się pod postacią dialogów rodem z polskiej telenoweli, podrasowanych ojczystymi przecinkami na "k". Najgorzej jest właśnie pod tym względem. Nie ma żadnego cytatu wartego zapamiętania, a co jak co, kiedyś potrafiliśmy bawić się językiem, nawet tym najpodlejszym. Wszystko wygląda, jak zrobione od niechcenia, twórcy powtarzają się tak, jakby jedno "pierdnięcie" bawiło ich przez całą projekcję. To film niewykorzystanego potencjału, który miejscami wręcz krzyczy, próbując wydostać się spod tony łajna (genialny motyw z Tomaszem Knapikiem i wietnamskimi kucharzami). Gdy pojawia się jakiś przebłysk nadziei, autorzy natychmiast zalewają go kolejnymi wymiocinami (dosłownie).

Jako satyra "Jeż Jerzy" też się nie sprawdza. Niby jest wszystko, co "śmieszne"- polityk, moherowe babcie, dresy, dowcipy z mediów, jednak nic nie działa tak, jak powinno. Wszystko już gdzieś wiedzieliśmy i ma zapach odgrzanego po raz wtóry kotleta. Ten obraz nie śmieszy, a jedynie męczy. Mimo wszystko pokieruję pochwały w dwie strony - do ludzi odpowiedzialnych za część graficzną, bo dzięki nim Jurek przypomina dawnego siebie chociaż wyglądem, oraz do aktorów za dubbing. Szkoda tylko, że tak świetny w roli jeża Borys Szyc ma tak słabe teksty do wygłaszania.

"Jeż Jerzy" to kolejna klęska polskiego kina i jeden z największych zawodów, jakie przeżyłem w ostatnim czasie. Muszę jednak przyznać, że temat na kinowy film o Jerzym twórcy wybrali idealny - brzydki, chamski i prymitywny klon głównego bohatera jest tak naprawdę odzwierciedleniem całego obrazu. Jeśli popatrzyć na to w ten sposób, można się nawet lekko uśmiechnąć.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeż to jest bardzo rozrywkowy zwierz. Pod palemką na rondzie wyżłopie browara, w limuzynie poćwiczy... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones