Recenzja filmu

Galerianki (2009)
Katarzyna Rosłaniec
Anna Karczmarczyk
Dagmara Krasowska

Nie melanżujesz ? nie żyjesz

Rosłaniec podjęła się trudnego tematu, wybierając ścieżkę kina o zacięciu realistycznym, społecznym, które choć posądzane o tendencyjność zdolne jest do konfrontacji ze współczesnością.
Cztery dziewczyny w pełnym rynsztunku bojowym: białe kozaczki, torebeczki, obcisłe krótkie spódniczki, makijaż i bezkompromisowe spojrzenia gotowych na wszystko – oto idą galerianki. Debiutancki film Katarzyny Rosłaniec (reżyserka została za niego doceniona na ostatnim festiwalu w Gdyni) traktuje o dziewczynach, a właściwie o dziewczynkach, gimnazjalistkach, które prostytuują się w zamian za różnego typu gratyfikacje, najczęściej za mniej lub bardziej wartościowe podarunki. Terytorium, na którym często żerują,  wypatrując klientów, to centra handlowe (stąd "galerianki"), miejsca zapewniające względną anonimowość (zatłoczone), wygodę (punkty gastronomiczne i bezpłatne toalety), stosunkowo dużą podaż obiektów seksualnych (szeroki przedział wieku, zróżnicowanie fizyczne i majątkowe) oraz możliwość szybkiego finalizowania transakcji (sklepy z bogatą gamą produktów służących jako środek płatniczy za usługę). Galerianki nie unikają też klubów i wszelkich innych miejsc, w których mogłyby szybko i bez problemów dokonywać transakcji. Wierzyć się nie chce? A jednak. Rosłaniec w "Galeriankach" próbuje zmierzyć się z problemem prostytucji nieletnich tak, jak gdyby chodziło o rodzaj socjologicznej analizy; reżyserka próbuje zaprezentować postawy dziewcząt, przypatruje się ich rodzinom i środowisku, chłodno, niczym naukowiec próbuje nakreślić tezy, wskazać przyczyny i skutki. W ten sposób powstaje techniczny rysunek, z konieczności prosty i schematyczny. Wiadomo, naukowiec nie poeta, rysunek techniczny nie malarstwo. Oto mamy zatem w filmie zwyczajne polskie miasto z brzydką szkołą, bezsilnymi nauczycielami i rozwydrzoną młodzieżą. W klasie brylują trzy dziewczyny specjalizujące się w "galeriowym biznesie". Najsilniejsza z nich, najsprytniejsza i najbardziej bezczelna – Milena (Dagmara Krasowska), hołdująca prostym zasadom (w rodzaju: "Miłość w naszych czasach nie istnieje, trzeba robić melanż i się nie przyzwyczajać") imponuje szarej myszce, zwyczajnej i samotnej Alicji (Anna Karczmarczyk). Imponuje jej dorosłością, rozwijającą się kobiecością, w tym szczególnym wydaniu, w którym zmysłowość jest narzędziem władzy i manipulacji. Pokusa przeżycia przygody, potrzeba autorytetu i potwierdzenia własnej wartości powodują, że Alicja przyłącza się do "występnych" dziewcząt i próbuje życia galerianki na własnej skórze. Reżyserka zdaje się mówić: cóż, gdzie indziej dziewczynka ma szukać wzorów i uczyć się życia? Atrakcyjniejszej oferty nie przedstawia ani skompromitowana szkoła, ani dom rodzinny. Pozostają koleżanki… A jakie czasy, takie i młodzieży zabawy. W technicznym rysunku wszystko musi być przejrzyste i skrótowe, więc nie należy w filmie szukać psychologicznych niuansów, wyszukanej formy, nie ma tu na to miejsca. I tak jak uczeń szkoły zawodowej raczej nie sięgnie po czasopismo poświęcone teatrowi i współczesnej dramaturgii "Dialog" (choć są wyjątki), tak w świecie "Galerianek" jest dosadnie, prymitywnie i bardzo często bezmyślnie (choć są wyjątki). Rosłaniec podjęła się trudnego tematu, wybierając ścieżkę kina o zacięciu realistycznym, społecznym, które - choć posądzane o tendencyjność - zdolne jest do konfrontacji ze współczesnością. Efektem konfrontacji jest wizja świata zdominowanego przez materializm, konsumpcjonizm, powierzchowną i fałszywą moralność. Żywioł potocznego języka (który przydaje filmowi autentyzmu), jego agresywność, wulgarność wydaje się świadczyć wymownie o degradacji życia społecznego, erozji standardów i wartości, wyrażającej się niejako naturalnie poprzez język, niechlujny i ordynarny. Słyszany z ekranu, budzi śmiech. Raczej nie dlatego, że brzmi dziwacznie, ale dlatego, że jest rozpoznawany… Film przynosi też ciekawe obserwacje niejako "mimo woli", jak choćby relacja między Mileną a Alicją, która przypomina rozgrywkę opartą na rywalizacji, ale i może jeszcze na czymś, co można nazwać zalążkiem uczucia. Podjęty przez reżyserkę temat jest interesujący w ogóle w szerszym kontekście postaci kobiecych w polskim kinie. Paradoksalnie, w tym debiucie, wydawałoby się buntowniczym "młodym" filmie, odnajdziemy znane od dawna dwa bieguny polskiej filmowej kobiecości. Tradycyjnie, wyboru nie ma, w ogólnym zarysie: między madonną a dziwką. Mężczyźni w filmie są albo podli, albo słabi i śmieszni. Świat "Galerianek" jest właściwie światem bez alternatywy, kwestia: jeśli nie "melanż", to co? – właściwie nie istnieje.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kasi Rosłaniec zarzuca się efekciarstwo i brak empatii. Nikt chyba nie zaprzeczy, że "Galerianki" są... czytaj więcej
Katarzyna Rosłaniec w 2006 roku na potrzeby swojej pracy dyplomowej stworzyła etiudę filmową, pt.... czytaj więcej
Kiedy pojawiły się pierwsze zapowiedzi "Galerianek", w mediach zawrzało. Z miejsca ogłoszono film... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones