Recenzja filmu

Hipnotyzer (2012)
Lasse Hallström
Tobias Zilliacus
Mikael Persbrandt

Niebezpieczny umysł

Gdy reżyser sięga w "Hipnotyzerze" po elementy dreszczowca, wszystko działa bez zarzutu. Scena włamania do domu Barka oraz finałowa rozprawa w chacie na odludziu skutecznie grają widzom na
Dzień jak co dzień w szwedzkim kryminale. Za oknem zacina deszcz ze śniegiem, szarobure ulice zaludniają smutni i nieładni obywatele, a za zamkniętymi drzwiami dokonuje się makabrycznych zbrodni. Najpierw na sali gimnastycznej od ciosów nożem umiera nauczyciel WF-u. Wkrótce potem w podobny sposób giną jego żona i córka, a syn zostaje ciężko ranny. Badający sprawę komisarz Joona Linna prosi  o  pomoc cieszącego się złą sławą w lekarskim środowisku Erika Barka. Śledczy chce, by przy pomocy hipnozy dostał się on do wspomnień rannego chłopaka i wydobył z nich wskazówki na temat mordercy. Jak nietrudno się domyślić, przyjmując propozycję Linny, doktor ściąga gradowe chmury na własną rodzinę.

Ten intrygujący punkt wyjścia zaczerpnięty z powieści Larsa Keplera można było przekuć kamerą w pełną napięcia krzyżówkę kryminału i thrillera. Reżyser Lasse Hallström zna prawidła rządzące oboma gatunkami: ma być mrocznie i ponuro, każdy bohater powinien być choć trochę umoczony, a "świat na trzeźwo nie do przyjęcia".  Gdy Szwed sięga w "Hipnotyzerze" po elementy dreszczowca, wszystko działa bez zarzutu. Scena włamania do domu Barka oraz finałowa rozprawa w chacie na odludziu skutecznie grają widzom na nerwach. Kiedy jednak  Hallström musi się skupić na żmudnym śledztwie, szukać z widzami tropów i typować podejrzanych, emocje ulatniają się z ekranu bezszelestnie jak zabójca z miejsca zbrodni. Intryga rozłazi się w szwach, bohaterowie zaczynają cierpieć na deficyt intelektu, a kolejne zwroty akcji nie satysfakcjonują. Zupełnie nie wykorzystano też motywu hipnozy, która tutaj wygląda niemalże jak typowe przesłuchanie.  Brakuje tylko złego i dobrego policjanta.

Jedyny glina w filmie, Joona, ma szansę na tytuł Najmniej Interesującego Bohatera Kryminału, Jakiego Kino Kiedykolwiek Widziało. Poza tym, że potrafi biegać (za przestępcą) albo raz na jakiś czas odpalić szare komórki, nie da się o nim nic więcej powiedzieć. Dużo ciekawiej wypada  wątek trudnej relacji między Erikiem a jego żoną.  Hallström, który ostatnie dwie dekady kręcił w Hollywoodzie wdzięczne melodramaty i filmy obyczajowe, wygrywa psychologiczne napięcia bez fałszu. Pomagają mu w tym świetni aktorzy Mikael Persbrandt i Lena Olin (prywatnie żona reżysera): znużeni sobą, pozbawieni złudzeń, bez cienia wstydu oddający kamerze swoje zmarszczki i zmęczenie. Szkoda, że ich dobre kreacje rozmywają się na tle przeciętnego wątku detektywistycznego.
1 10
Moja ocena:
4
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones