Recenzja filmu

Miasto Boga (2002)
Fernando Meirelles
Alexandre Rodrigues
Leandro Firmino

Niespodzianka z Ameryki Południowej

Kino brazylijskie jest w Polsce jeszcze mniej znane niż kino węgierskie czy irlandzkie. W sumie nikogo to nie powinno dziwić, "oni" są na drugim końcu świata, pewnie też o Lindzie nie słyszeli.
Kino brazylijskie jest w Polsce jeszcze mniej znane niż kino węgierskie czy irlandzkie. W sumie nikogo to nie powinno dziwić, "oni" są na drugim końcu świata, pewnie też o Lindzie nie słyszeli. Choć... Nie tak dawno temu do kin trafił film Fernando Meirellesa produkcji brazylijsko-francuskiej właśnie, pt. "Miasto Boga". Opowiada historię Kapiszona, młodego chłopaka, któremu przyszło wychowywać się w "Mieście Boga", czyli w slumsach Rio de Janeiro. Jego brat... Wróć. To nie jest film o Kapiszonie. To jest film o Mieście Boga. Opowiadanie Kapiszona stanowi pretekst do ukazania nam ostatnich kilkunastu lat z życia najniebezpieczniejszej dzielnicy Rio. Widzimy powstające i upadające gangi, losy pojedynczych bandytów uwikłanych w mniejsze lub większe afery. Można by powiedzieć: kilka pokoleń. Stwierdzenie to wprowadzi jednak w błąd ludzi, którzy nie mają pojęcia o Mieście Boga: tam średnia życia wynosi znacznie krócej. Życie ludzkie w Mieście Boga warte jest tyle, co wypowiedziane w złym momencie zdanie. A gdy ginie niewłaściwa osoba, ktoś zaczyna pałać żądzą krwawej zemsty. Zawsze ginie niewłaściwa osoba. Na naszym podwórku widzimy zaledwie namiastkę (promil!) takiego życia. Możemy się z tego cieszyć. Ale to i tak za dużo. Tu nie chodzi o to, że niziny społeczne. To jest film o wartościach najwyższych, o których zapominamy. "Miasto Boga" uświadamia nam na nowo wartość życia i śmierci. Musimy zobaczyć tę skrajność, abyśmy zrozumieli, że mamy więcej powodów do radości niż tylko dom i samochód. Pomimo całego tego przesłania, nie możemy zapominać, że "Miasto Boga" to po prostu... film, a film musi się dobrze oglądać. Przy najnowszym dziele Meirellesa nuda nam nie grozi. Ja osobiście siedziałem na sali kinowej w bezruchu i z zapartym tchem śledziłem wydarzenia na ekranie. Trzeba zaznaczyć, że nie jest to film - "sztuka dla sztuki". Typowy zjadacz popcornu również powinien wyjść z kina zadowolony - dla każdego coś miłego. Jak już wspomniałem, narratorem w filmie jest nastoletni Kapiszon. Jak to w niezbyt zgranym ustnym przekazie, wydarzenia poznajemy nieliniowo, wędrując po kilka lat w te i we wte. Miejscami pewne wydarzenia są przemilczane, by za jakiś czas stać się sokołem życiorysu jednego z bohaterów. Taki sposób prezentacji fabuły (sprawnie zrealizowany) staje się kolejnym atutem filmu - dzięki temu zdarzenia ukazane na ekranie są jeszcze bardziej interesujące. Zdjęcia - niesamowite. Złota Żaba na Camerimage w pełni zasłużona. Mnie (na pewno nie będę osamotniony w tym poglądzie) najbardziej przypadła do gustu sekwencja gonitwy za kurczakiem, choć znalazłoby się w tym filmie całkiem sporo niewiele gorszych. Nie raz byłem zaskakiwany pomysłami twórców, ich wyobraźnią plastyczną, czy wreszcie niesamowitymi zdolnościami operatora. Wszystko to w połączeniu z dynamicznym (można by powiedzieć - nowoczesnym) montażem daje mieszankę podobną bardzo do "Requiem dla snu" Darrena Aronofsky'ego, zarazem jednak znacznie się od niego różniącą. Tutaj historia opowiedziana jest z zauważalnie większym luzem (zarówno w treści, jak i w formie), nie sposób też nie wspomnieć o swoistej świeżości emanującej (mimo namacalnej wręcz duchoty brazylijskiego miasta) zarówno z pojedynczych kadrów, jak i z doskonale skomponowanych scen. Do czego zmierzam? "Miasto Boga" jest... lepsze. W filmie Mereillesa nie mniej bałem się o bohaterów, razem z nimi przeżywałem wszystkie wydarzenia. Spory udział w obu tych filmach ma muzyka i zdjęcia, różnice zaś zauważymy, np. w zakończeniu. Podczas, gdy Aronofsky jest pesymistą, Mereilles wywołuje kolejną salwę śmiechu na widowni (choć ja bym tego zakończenia nie uznał za szczęśliwe, a już na pewno nie za zabawne). Zaś porównania do "Amores Perros" wydają mi się zupełnie bezpodstawne. Oba te filmy dzieli przepaść gatunkowa, kolosalne różnice zauważymy też zarówno w formie, jak i w treści. Jedyne podobieństwa odnaleźć możemy, czytając "między wierszami", jednak wydaje mi się to za mało, aby zestawiać te dwa filmy na jednej półce. Trudno mi wykrztusić choć kilka zdań ganiących "Miasto Boga" pod jakimkolwiek względem. Przez te ponad dwie godziny spędzone w kinie bałem się, śmiałem, byłem bliski płaczu, a cały czas jakaś nieopisana siła przyciągała mój wzrok w stronę ekranu, ciekawa, co będzie dalej. Niniejszym "Miasto Boga" dołącza do listy (teraz już sześciu) moich ulubionych filmów. To największa pochwała, na jaką mnie stać. Jeśli dobre kino to takie, które wzbudza emocje, to "Miasto Boga" jest jednym z najlepszych filmów wszechczasów. Podobnych produkcji jest zdecydowanie zbyt mało. Być reżyserem i robić takie filmy. Trzymajcie za mnie kciuki.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rio de Janeiro - dla zwykłego, zupełnie przeciętnego człowieka z Europy to uosobienie raju, egzotyki,... czytaj więcej
Brazylia to największy kraj Ameryki Południowej z prawie 188 milionami mieszkańców. Północne partie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones