Recenzja filmu

Gladiator (2000)
Ridley Scott
Russell Crowe
Joaquin Phoenix

Niewesoły film

Kiedy w moim ulubionym "Pulp Fiction" John Travolta w przypływie zachwytu nad Winstonem Wolfem mówi, że ten musi być Europejczykiem, mogło się wydawać, że Amerykanie wreszcie pogodzili się ze
Kiedy w moim ulubionym "Pulp Fiction" John Travolta w przypływie zachwytu nad Winstonem Wolfem mówi, że ten musi być Europejczykiem, mogło się wydawać, że Amerykanie wreszcie pogodzili się ze swoimi korzeniami. Może nawet ich filmy o Europie przestaną wyglądać jak Rambo w antycznej scenerii. Niestety takie superprodukcje jak "Troja", "Królestwo Niebieskie" czy właśnie "Gladiator" wciąż jawnie przypominają zwykłe kino akcji w antycznej scenerii, choć przynajmniej za każdym razem innej. Tak jak w przypadku produkcji ze Stallonem, ich bohaterem też jest samotny sprawiedliwy i trudno mi zrozumieć jakikolwiek zachwyt nad rolą Crowe'a. Stworzył postać nie dość, że schematyczną, to jeszcze antypatyczną, co zresztą widać już na samym początku filmu. Oto Maximus Decimus Meridius (sic), wielki generał rzymskich legionów (sic), zaufany przyjaciel cesarza, zostaje nagle zaskoczony wiadomością, że syn władcy, Commodus, nie nadaje się na następcę. Aż chce się spytać, jakim cudem taki wielki patriota jak Maximus w ogóle nie zainteresował się tą kwestią, zwłaszcza że Marek Aureliusz młody już nie jest. W ogóle nie pomyślał też, że to on mógłby zostać wyznaczony na cesarza, co czyni go też prawdopodobnie jedynym dowódcą rzymskiej armii bez ambicji politycznych. Jako kompletnie nic niepotrafiący powiedzieć osiłek, Russell jest jednak niesamowicie wiarygodny i jeśli w planach jest remake "Rambo", to znam mocnego kandydata do głównej roli. To niestety nie koniec nielogiczności. Jak łatwo przewidzieć, Commodus zamierza wyeliminować konkurenta. Obezwładnia Maximusa i każe zabić, niestety wyznacza do tego zbyt leniwych żołnierzy. Generał się uwalnia i jaka jest wtedy jego pierwsza myśl? Oczywiście wielki patriota Maximus w pierwszej kolejności myśli, czy jego buszującej w zbożu rodzince nic się nie stało. W tym momencie dla mnie film mógłby się skończyć. Wielu starszych kinomanów zapewne pamięta podobną scenę z rodzimego "Potopu". Jest już pod koniec filmu i wygląda mniej więcej tak: po wygraniu paru bitew Kmicic ponownie okrył się chwałą. Nagle przychodzi do niego wiadomość, że Oleńka jest w niebezpieczeństwie. Kierujący się resztkami prywaty Jędruś błaga Wołodyjowskiego o tydzień na jej odnalezienie, bo "przez tydzień nie zginie Rzeczypospolita". Wołodyjowski oczywiście z dezaprobatą kręci wąsikiem, Jędruś samowolnie odjeżdża, ale po chwili wraca, ponieważ ostatecznie zrozumiał, że państwo jest ważniejsze. Sienkiewicz wiedział to sto lat temu, Machiavelli pięćset lat temu, ale taki Russell jak nie ma swojego Łomnickiego, to o tym nie wie. Jest to tym bardziej zastanawiające, że "Gladiatora" nie zrobił żaden Amerykanin, a rodowity Brytyjczyk Ridley Scott. Może zapomniał o tym, że jego rodak, święty Tomasz Morus ("Oto jest głowa zdrajcy"), dał się ściąć, gdyż nie godził się na królewską samowolę. A może wolałby żyć pod nazistowską okupacją, niż pozwolić na zniszczenie, że tak się wyrażę, "naszego złotego Coventry". Nawet zabicia rodziny Ridley nie uważa za wystarczający powód, żeby Maximus wreszcie zainteresował się państwem. Zamiast tego daje nam zapożyczony ze "Spartacusa" wątek gladiatorski. Z tą jednak różnicą, że Douglas zrobił ten film prawie o sobie. Jego zamieszkali w Rosji żydowscy przodkowie sami byli wielokrotnie prześladowani i "Spartakus" jasno sprzeciwia się niewolnictwu i w antycznym, i bardziej współczesnym świecie. Czy to samo można powiedzieć o "Gladiatorze"? W filmie Ridleya przypominają natomiast zwykłych sportowców. A po szkoleniu w plenerach  "Lawrence'a z Arabii" daje nam również starcie w Koloseum, będące ledwie marną kalką wyścigu rydwanów z "Ben-Hura". Ale w końcu trudno dziś o oryginalne pomysły. Oprócz "zapożyczeń" z tych klasycznych widowisk, Anglik najwyraźniej postanowił ściągnąć też coś z "Gwiezdnych Wojen". Dobra republika, złe imperium, szlachetni rycerze, tak Ridley, też do dziś uwielbiam gwiezdną sagę. Nie zmienia to faktu, że w odniesieniu do starożytnego Rzymu jest to jedna z większych bzdur, o jakich słyszałem. Republika Rzymska to przeżytek, ba to był już przeżytek, kiedy Jacobi był cesarzem w "Ja, Klaudiusz". Od tamtej pory minęło sporo czasu i próba ponownego powierzenia władzy senatowi skończyłaby się katastrofą. Nie znamy takiej klasyki, Ridley? Niestety, choć bez wątpienia ogranicza to szanse na chodzenie po zbożu, Rzym potrzebował jednego władcy. Nie wiem jak innym, ale mi Maximus kojarzy się jednoznacznie z Hamletem, ta sama niezdolność do działania, polityczne urojenia i nawet śmierć po pojedynku podobna. W sztuce Szekspira jest jednak Fortynbras, który zastanawia się, kto teraz zrobi porządek w państwie. W filmie Scotta po tych wszystkich patetycznych słowach nikogo nie obchodzi, że Rzym stanął na skraju wojny domowej (jako że Commodus nie wyznaczył następcy, choć gdyby wyznaczył, również mogła wybuchnąć). Pomijając jakiekolwiek realia historyczne, kiedy zaczyna się wychwalać postaci tak dowolnie traktujące obowiązki państwowe, to na pewno dobrze się nie skończy. Polska "Serenissima" miała okazję się o tym przekonać, angielska niezbyt więc może stąd takie pomysły. Film nie zachwyca nawet stroną techniczną. Były pracownik reklamy Ridley znany był z tego, że jego filmy ongiś prezentowały się znakomicie wizualnie. "Gladiator" natomiast nie prezentuje nic, czego by już kino nie wymyśliło. Tak chwalona muzyka autorstwa duetu Hans Zimmer i Lisa Gerrard również dodaje filmowi nie wiadomo skąd wziętego patosu. Takie "Now we are free" pasowałoby idealnie do zakończenia "Spartacusa", ale tutaj należy sobie zadać pytanie, od czego to niby ten Maximus ma być wolny?
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Z pewnością nie będę oryginalny, jak napiszę, że Ridley Scott to genialny reżyser, co potwierdzają między... czytaj więcej
Kiedy pierwszy raz miałem zamiar obejrzeć "Gladiatora", wiedziałem, że będzie to świetny film. Ale nie... czytaj więcej
"Nasze czyny za życia brzmią echem w wieczności". Te słowa może z czystym sumieniem wypowiedzieć Ridley... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones