O śmierci bez przesady

Nie jest to film dla każdego; dla tych, którzy w kinie szukają poezji, malarskiego piękna, "Opowieści…" mogą być nie lada odkryciem.
W Jotuombie czas zatrzymał się dawno temu. Tu, w brazylijskim interiorze, wśród gęstych lasów, opodal nieczynnych plantacji kawy, kryje się zapomniana przez ludzi, niewielka wioska. Jej mieszkańcy żyją rytmem własnych rytuałów. Każdy dzień wygląda tak samo. Wizyty w starym sklepie, na którego półkach znajduje się tylko chleb i kilka butelek, wspólne śniadania, gra w bule, sączenie kawy na kamiennej ławce, msza w maleńkim kościele. Jotuomba istnieje poza czasem. W pętli rutyny codziennego życia. Wkrótce wiele się jednak zmieni – do sennej osady trafi bowiem młodziutka Rita (Lisa Fávero), tajemnicza podróżniczka z plecakiem i fotograficznymi aparatami.

"Opowieści, które żyją tylko w pamięci" naznaczone są debiutancką bezkompromisowością. Júlia Murat nie boi się podejmować odważnych decyzji. Mówi cicho, jakby bez przekonania. Nie chce robić wrażenia. Jej film niemalże pozbawiony jest dialogów. Budują go niepozorne obserwacje, powtarzające się obrazy, nieatrakcyjna proza życia. Z ich połączenia wyłania się obraz miejsca niezwykłego, istniejącego poza czasem. Opowiadając o nim, brazylijska debiutantka nawiązuje do literackiej tradycji realizmu magicznego spod znaku Gabriela Garcíi Márqueza, José Saramago czy Carlosa Fuentesa. Od czasu do czasu jej film razi estetycznym banałem i artystycznym blichtrem. Koniec końców młodej reżyserce udaje się jednak uniknąć ostentacji i kiczu, które czekają na radykalnych wyznawców magicznego realizmu. Poetycki, oszczędny w środkach filmowy debiut broni się zaś głównie dzięki obrazom.

To zdjęcia są jednym z najważniejszych bohaterów "Opowieści…", a zarazem ich największym atutem. Przybywająca do Jotuomby młoda dziewczyna na fotografiach uwiecznia odchodzący świat. Tworzone przez nią zastygłe obrazy pokazują jednak coś więcej niż ludzi, miejsca i budynki. Uwieczniają czas. Fotografie Rity są nie tyle zatrzymywaniem pojedynczych chwil, co świadectwem ich przemijania. Czarno-białe zdjęcia to zapis odchodzenia, próba pokazania śmierci. Spokojnej, godnej, nieuniknionej.

Nie tylko fotografie filmowej bohaterki uwodzą plastycznym pięknem. Popis operatorskiej sztuki daje tu bowiem Lucio Bonelli. To dzięki niemu "Opowieści…" uwodzą niemal malarską konstrukcją kadrów. Precyzyjnie rozplanowane, skąpane w pastelowych kolorach, wypełniają się setkami odcieni żółci, brązów, zieleni. Dopieszczone do granic wycyzelowania, przekornie subtelne pozwalają wejść w rytm tej leniwej opowieści o przemijaniu, godzeniu się ze śmiercią, o nieustępliwym cyklu życia. Historia nietypowej przyjaźni starej Madaleny (niezwykła rola Sonii Guedes) oraz młodej Rity okazuje się bowiem intymną rozmową o śmierci, o pamięci, która ocala, o miłości i tęsknocie. Z pewnością nie jest to film dla każdego; dla tych, którzy w kinie szukają poezji, malarskiego piękna, którzy od głupich dialogów wolą mądrą ciszę, "Opowieści…" mogą być nie lada odkryciem.
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones