Recenzja filmu

Dyktator (1940)
Charlie Chaplin
Charlie Chaplin
Jack Oakie

O dwóch takich co marzyli

Żołnierskim słowami, jak Hynkel do Napoleoniego: "Dyktator" to nie tylko arcydzieło, ale i film, który poraża swoją maestrią i jakbyśmy nie byli zmęczeni, zgorzkniali i zużyci, wciąż wzrusza i
Charlie Chaplin jako jedyny z awangardowych artystów odniósł prawdziwy sukces wśród szerokich mas, spełniając tym marzenie wszystkich postępowych i rewolucyjnych filmowców. O ile trudno sobie wyobrazić robotników zgromadzonych przy wielkiej płachcie ekranu oglądających z wypiekami na twarzy "Październik" Eisensteina, to nie ma chyba nikogo – niezależnie od wykształcenia, statusu i pochodzenia – komu nie podobały się "Dzisiejsze czasy". Chaplin to także jedna z niewielu gwiazd niemego kina, która odniosła sukces w kinie dźwiękowym. Rewolucja, jaką przyniosło udźwiękowienie filmu, nie tylko odesłała na przymusową emeryturę całą rzeszę wybitnych aktorów kina niemego, ale przede wszystkim zmieniła całe podejście do obrazu, montażu i gry aktorskiej. Chaplin odnalazł się świetnie w nowych warunkach. Sytuacja polityczna zaogniała się z każdym rokiem i trzeba było zabrać głos. A że aktor zauważył, że wykreowany przez niego tramp jest niepokojąco podobny do Hitlera., postanowił przemówić. W końcu taki jest obowiązek artysty: mówić, gdy inni milczą. Ot, i cała geneza arcydzieła Chaplina. Chaplin wciela się w dwie role: bełkotliwego, groźnego, groteskowego bufona i satrapę Adenoida Hynkela oraz poczciwego żydowskiego fryzjera, którego z dyktatorem Tomanii łączy łudzące fizyczne podobieństwo. Nie trudno zgadnąć, że szybko dojdzie do zamiany ról. Warstwa liryczna filmu wytłumiona jest poprzez ostrą satyrę, w której z lubością obnaża się kabotyna z wąsem i jego sny o potędze. Wystarczy tutaj wspomnieć słynną i po wielokroć cytowaną scenę z globusem. Na końcu jednak relacja odwraca się i patos prostego, naiwnego humanizmu bierze górę. Można, albo nawet należy, zadać pytanie, z czego się śmiejemy. Czy tak wielkie zło można jakkolwiek ująć i wyrazić pojęciowo? Czy można się z tego śmiać? Pytania te zadawali myśliciele po doświadczeniu Shoah, proponując milczenie. Rzecz jednak w tym, że nie ma większej siły, która uderza w skorupę totalności niż śmiech. Jest niczym rdza, która przeżera się przez każdą ideologiczną zbroję. Dlatego też najlepszą odtrutką na "Triumf woli" Leni Riefenstahl był krótki dwuminutowy kolaż wycięty z filmów germańskiej divy pod zacnym tytułem "Niemcy mówią" puszczany przed projekcjami w Wielkiej Brytanii w czasie wojny. Obnażał on całą bufonadę, operetkowość i groteskowość partyjnych ceremonii. "Dyktator" ma w tym zmaganiu się z dehumanizowaną machiną swój udział. Nie ma przecież nic łatwiejszego niż dać się uwieść napuszonemu bełkotowi, złożyć ofiarę z malutkich w imię wielkich idei itp. Dlatego też obraz Chaplina jest wciąż filmem żywym i ważnym. Nie ma co się wygłupiać i mądrzyć. Żołnierskim słowami, jak Hynkel do Napoleoniego: "Dyktator" to nie tylko arcydzieło, ale i film, który poraża swoją maestrią i – jakbyśmy nie byli zmęczeni, zgorzkniali i zużyci – wciąż wzrusza i śmieszy. Słynny końcowy monolog, w którym Chaplin odrzuca wszelkie maski, przypomina nam, jak pięknie naiwne i niewinne potrafi być kino wielkiego trampa. Ta wiara w człowieka, która gdzieś z nas uleciała, wciąż jest żywa w dziełach mistrza, dlatego lubimy do nich wracać. Poczuć coś, choćby tylko na moment.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rok 1939 już na zawsze pozostanie datą jednoznacznie kojarzącą się z wybuchem II wojny światowej.... czytaj więcej
Na początku II wieku n.e. Plutarch z Cheronei napisał swoje najsłynniejsze dzieło - "Żywoty równoległe".... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones