Recenzja filmu

Wieża (2006)
Agnieszka Trzos
Agnieszka Warchulska
Robert Gonera

O emocjach bez emocji

<a href="http://www.filmweb.pl/Agnieszka+Trzos,filmografia,Person,id=310367" class="n">Agnieszka Trzos</a> miała bardzo dobry pomysł na film. Stworzyła grupę postaci, które desperacko pragną
Agnieszka Trzos miała bardzo dobry pomysł na film. Stworzyła grupę postaci, które desperacko pragną miłości, lecz jednocześnie nie są zdolne do nawiązania trwałej relacji. Bohaterowie są intrygujący, choć czasem trywialni i nieco stereotypowi. Dzięki nim, gdyby dobrze ich pokazać, "Wieża" mogła stać się uniwersalną przypowieścią o współczesnym społeczeństwie. Tak się jednak nie stało. Główną postacią filmu jest Ewa - zafiksowana na swej samotności, której nie znosi, lecz która jest jedyną pewną rzeczą w jej życiu. Mimo spotkania w końcu faceta, zdecydowana większość jej rozmów wciąż dotyczy samotności i rozstania. Jej koleżanka Kasia szukając partnera znajduje sobie chłopaka, który pragnie kobiety, a jednocześnie pragnie cierpieć, pozostać w depresji, bo dzięki temu może tworzyć piękne (choć smutne) rzeczy. I jest jeszcze Beti. Puszczalska blondyna, która woli przelotne związki bez uczuć, co daje jej bezpieczeństwo za cenę samotności. Trzy archetypowe postaci kobiece, którym towarzyszą archetypowe postaci męskie. Bartek - zdystansowany maczo, emocje trzymający pod kontrolą. Mateusz, który przyjął strategię odgrywania romantyka. I Adam, niedojrzały, zakompleksiony chłopak, który pragnie i jednocześnie obawia się silnych, niezależnych kobiet. Niestety reżyserce weny starczyło tylko na pomysł i zarysowanie postaci. Kiedy przyjrzeć się bliżej, odkrywamy banał, iluzję i pretensjonalność. Podstawowym grzechem Trzos jest łopatologia. "Wieży" brakuje subtelności i finezji. Serwuje nam za to w nadmiarze oczywistości. Pani Trzos jest tak dobra dla widza, że już w pierwszej minucie podaje kompletnie niepotrzebną sekwencję animowaną, w której jasno i dobitnie opowiedziany został cały film. W zasadzie po tej sekwencji można już spokojnie kino opuścić, bo dalej mamy to samo, tyle że z aktorami i dłuższe. To zdumiewające posunięcie, bo przecież nawet w drugorzędnej produkcji amerykańskiej reżyser wie, że łopatologię zostawia się na koniec, kiedy zbliża się czas wyjścia z kina i widza należy zostawić z przesłaniem. Dla filmu, który miał być alegorią, gdzie symbolika snu i baśni jest podstawą scenariusza, taka postawa, jaką prezentuje Trzos jest błędem niewybaczalnym. Reżyserka zaczyna więc od wyłożenia kawy na ławę. Potem jest niestety tylko gorzej. Połowę filmu bohaterowie nie robią nic innego, jak tylko analizują emocje i wyjaśniają sobie nawzajem swoje zachowania. I tak zamiast ukazać kompleksy Adama, jedna z bohaterek służy za interpretatora i wyjaśnia bez pardonu wszem i wobec, na czym polega jego problem. Można być pod wrażeniem stopnia ich samoświadomości, gdyby nie fakt, że owa samoświadomość jest iluzją. Wszystko, co widzimy na ekranie brzmi fałszywie. Rozmowy między postaciami mają w sobie coś ze sztuczności scenek odgrywanych w gabinetach terapeutycznych (jedna z takich scenek w formie dosłownej pojawia się na ekranie!). Paradoksalnie pozwala nam to uchylić rąbka tajemnicy ludzkiej egzystencji. Bohaterowie "Wieży" okazują się egocentrykami, którzy - zafiksowani na swych emocjach, na swym cierpieniu - nie znajdują czasu na drugą osobę (wyjątkiem jest Beti, która zostanie zraniona, lecz otworzyła się, a przez to jest dla niej jeszcze nadzieja). Pachnie to trochę wczesnym Almodovarem, u którego także "ja" liczyło się zdecydowanie bardziej niż "ty". Niestety Almodovar odznaczał się większą brawurą i odwagą w realizacji swych filmów. U Trzos pasji jest jak na lekarstwo. Emocje przestają być emocjami, bo zostają zaraz zinterpretowane, zracjonalizowane. Film na szczęście nie jest tak do końca zły. Ma zaskakująco dobrą ścieżką muzyczną. Aktorzy radzą sobie nieźle, choć ich gra bywa miejscami przewidywalna. "Wieża" ma w sobie pewien potencjał, przez co filmu nie da się zignorować. Mnie szczególnie przypadły do gustu sceny, w których reżyserka pozwala aktorom grać ciałem. Partie bez dialogów wychodzą Trzos zaskakująco dobrze. Nawet jeśli nazbyt wymownie zatrzymuje wtedy kamerę na apaszce, czy pustej połowie łóżka, sceny te intrygują, wyróżniają się na tle całości. Niestety "Wieża" jest zbyt konwencjonalna. Zabrakło odwagi, zabrakło wgryzienia się w psychikę, bez potrzeby natrętnego wyjaśniania zachowań. To dobry film instruktażowy dla studentów psychologii, dla zobrazowania w jakie gry grają ludzie w relacjach ze sobą. Obawiam się jednak, że dla reszty widzów "Wieża" pozostanie niewiarygodną i przegadaną historią filmową, jakich wiele było, jest i zapewne będzie.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones