Recenzja filmu

Performer (2015)
Maciej Sobieszczański
Łukasz Ronduda

Ocalić gest

Jak "Performer" sprawdza się jako film? Sprawdza się moim zdaniem całkiem nieźle, choć z całą pewnością nie jest to film dla każdego. Ale już przez samo to, jak inny jest od tego, co na co
"Performer" zaczyna się od jazdy kamery po muzeum. Mijamy arcydzieła polskiego malarstwa, kamera zatrzymuje się w końcu na dziwnym obiekcie: odlewie-szkielecie ubranym w błyszczącą, brokatową, jasnobłękitną marynarkę. Scena otwarcia odsyła kinomanów do pierwszej sceny "Człowieka z marmuru", zapowiadając jednocześnie strukturę filmu. "Performer" jest bowiem przede wszystkim filmem-wystawą, w formie fabularnego widowiska filmowego, przedstawiającą prace Oskara Dawickiego, jednego z najważniejszych polskich artystów współczesnych. Dawicki wciela się na ekranie w samego siebie: improwizuje, performuje, w kinie znajduje dla siebie nowe medium, poza galerią.
Dawicki wypowiadał się do tej pory głównie w medium działań performatywnych. Zapraszał publiczność na performans i nie pojawiał się na nim, odgrywając nagrane na taśmie przeprosiny; prezentował raport wynajętego przez siebie samego detektywa, na temat tego, kim jest Oskar Dawicki; wreszcie razem z Grupą Azorro kręcił krótkie, zabawne filmiki, na ogół eksplorujące paradoksy współczesnej sztuki. Najsłynniejszy z nich, "Wszystko już było", w którym artyści rozważają, jaki nowatorski gest można by jeszcze zrobić w sztuce, dochodząc do tytułowego wniosku – zostaje zresztą w "Performerze" powtórzony.



Wszystko to sprawia, że sztuka Dawickiego trudno poddaje się umuzealnieniu i stanowi wyzwanie dla kuratorów. Pomysłodawcą i jednym z reżyserów "Performera" jest właśnie kurator i historyk sztuki, Łukasz Ronduda. Już wcześniej, mierząc się ze sztuką Dawickiego, sięgnął po narzędzie fikcji – razem z Łukaszem Gorczycą napisał poświęconą Dawickiemu powieść "W połowie puste". O ile ta proza eksplorowała ironiczną, prześmiewczą twarz sztuki Dawickiego, o tyle "Performer" bada jej mroczną, melancholijną, depresyjną stronę. Dawicki jest na ekranie performerem w kryzysie i depresji, targanym wątpliwościami co do etosu i sensu swoich działań, problemami finansowymi i relacją z przytłaczającą figurą mistrza – reprezentującego etos czystej, nieidącej na żadne kompromisy ze światem sztuki, któremu współczesny performer sprostać nie potrafi. W tej roli w samego siebie wciela się zresztą faktyczny mentor Dawickiego i nestor polskiej sztuki performans – Zbigniew Warpechowski, twórca obecny w polskiej sztuce od lat 70. – jego wielką wystawę mogliśmy niedawno oglądać w Zachęcie.

"Performer" będzie z pewnością odbierany w kontekście wkraczania artystów ze świata sztuk wizualnych do kina. W Gdyni w konkursie Inne Spojrzenie konkurował z fabularnym debiutem Zbigniewa Libery, artysty znanego m. in. z budowy obozu koncentracyjnego z klocków Lego. Wśród wypraw artystów do kina jest to jednak pozycja wyjątkowa. Artysta – w przeciwieństwie do Libery, Wilhelma Sasnala czy Piotra Uklańskiego – nie występuje tu w roli reżysera, tylko performera-aktora, tworzącego, improwizującego przed kamerą swoje dzieła sztuki. Twórcą scenariusza i jednym z reżyserów jest kurator, drugim – zawodowy filmowiec.

No dobrze – możecie powiedzieć – wszystko to może i jest ciekawe, ale jak właściwie "Performer" sprawdza się jako film? Sprawdza się moim zdaniem całkiem nieźle, choć z całą pewnością nie jest to film dla każdego. Ale już przez samo to, jak inny jest od tego, co na co dzień widzimy w kinie, zasługuje, by dać mu szansę.



Sprawdza się przede wszystkim sam Dawicki. Już galeryjne filmy, w jakich się pojawiał, dowodziły jego wielkiej ekranowej charyzmy na dużym kinowym ekranie można podziwiać ją w pełni. Jego ekranowa obecność przytłacza grające z nim w filmie gwiazdy polskiego kina – Agatę Buzek, Andrzeja Chyrę, Jakuba Gierszała – i nadaje filmowi waloru egzystencjalnej prawdy, jakiej nie dałoby się uzyskać, gdyby tę postać zagrał jakikolwiek aktor. Obecność Dawickiego robi z filmu egzystencjalny dramat, wyprowadza go z formuły wystawy, ożywia wreszcie archetypiczne obrazy, jakie wprawia w ruch – konflikt uczeń-mistrz; artysta przytłoczony przez rzeczywistość; artysta, który się sprzedał itd. Sprawdza się także oszczędna, silnie eliptyczna, szczątkowa narracja, skonstruowana tak, by pozwolić na ekranie wybrzmieć gestu i obecności Dawickiego.

Podstawową stawkę tego filmu wydaje się bowiem właśnie pytanie o gest. O możliwość i władność autentycznego gestu w świecie, gdzie przekroczyliśmy już wszystkie progi zapośredniczenia, gdzie przeszliśmy przez wszystkie piętra ironii, przymierzyliśmy wszystkie maski i kostiumy, rozegraliśmy wszelkie możliwe gry i wyczerpaliśmy symbole. To, że film ten stwarza dla takiego gestu warunki, nie osuwając się przy tym w konserwatywne, romantyczne mity sztuki i artysty jest jego wielką siłą.
1 10
Moja ocena:
7
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones