Recenzja filmu

Zakazane piosenki (1946)
Leonard Buczkowski
Danuta Szaflarska
Janina Ordężanka

Ocenzurować, ale nie zakazać

Jest rok 1945. Wreszcie po latach okupacji nadchodzi wolność, ale nie taka, jakiej oczekiwała większość Polaków. Nareszcie można znów zacząć kręcić filmy. Niestety i na tym polu, wbrew
Jest rok 1945. Wreszcie po latach okupacji nadchodzi wolność, ale nie taka, jakiej oczekiwała większość Polaków. Nareszcie można znów zacząć kręcić filmy. Niestety i na tym polu, wbrew oczekiwaniom, nie można było kontynuować doskonałych, przedwojennych produkcji. Podczas wojny zginęła, zaginęła lub wyemigrowała znaczna część dawnych gwiazd wielkiego ekranu. Ci, którzy zostali, nie potrafili już w większości odnaleźć się w powojennych realiach życiowych i kinowych. Styl kręcenia uległ zmianie. Tematyka i realia były całkiem inne. Przyszedł czas na nowe. To nie twórcy i widzowie decydowali, co będzie w kinach. Nadrzędną rolę przejęła cenzura.

"Zakazane piosenki" nie były pierwszym powojennym filmem nakręconym w Polsce. Były za to pierwszym oficjalnie dopuszczonym do dystrybucji. Poprzedziły je zatrzymane przez cenzurę "Dwie godziny", w których zadebiutowała Danuta Szaflarska. Można było się spodziewać, że film muzyczny, którego treść bazowała na wykonywanych piosenkach, jakie można było usłyszeć niemal co dzień na ulicach Warszawy (i nie tylko) podczas wojny, nie spotka się ze specjalnymi uwagami ze strony cenzorów. I tak było, ale tylko na początku. W 1945 i 46 to nowe narodowe "sumienie kinowe" nie było tak otrzaskane i nie miało wprawy w decydowaniu o tym, co najlepsze dla Polaków. Szybko to jednak uległo zmianie i film Leonarda Buczkowskiego i Ludwika Starskiego  kilka miesięcy po premierze (08.01.1947) zdjęto z afiszów. Nowa i "lepsza" wersja trafiła do kin 2 listopada 1948, na dobre rozpoczynając tym samym ideologiczny nadzór nad treścią i formą naszej rodzimej kinematografii. Na szczęście, być może ze względu na tematykę, "Zakazane piosenki" nie straciły na zmianach dokonanych przez cenzurę.



Film ten w pierwotnym założeniu miał być krótką produkcją muzyczną złożoną z samych piosenek, nie złączonych spójną fabułą i nie posiadającą bohaterów. Z czasem jednak koncepcja uległa zmianie i powstał bardzo dobry film fabularny. Nie mogę sobie wyobrazić początkowych trudności, jakie Starski i Buczkowski musieli pokonać, aby ten film mógł powstać. Główną osią wokół której obracała się treść filmu były piosenki, które nie były pisane specjalnie do filmu, a były wzięte z realiów okupacyjnych i miały przecież swoich autorów. Tutaj pojawiła się pierwsza przeszkoda – prawa autorskie. Mimo poszukiwań udało się jednoznacznie przypisać autorstwo tylko jednego utworu. Michał Zieliński, twórca piosenki "Serce w plecaku", został wymieniony w czołówce filmu. Drugim problemem było znalezienie miejsc plenerowych. Ze względu na niemal całkowite zniszczenie stolicy większość "Zakazanych" nakręcono w Łodzi. Przy okazji kręcenia filmu doszło do wielu incydentów na mieście – ludzie brali inscenizację za powrót Niemców i reagowali żywą agresją w stronę aktorów. Najpoważniejszym chyba wypadkiem na planie było nieumyślne postrzelenie operatora przez Jerzego Duszyńskiego. Podczas zdjęć korzystano z ostrej amunicji. Trzecią przeszkodą podczas realizacji filmu był sprzęt, taśma filmowa, kostiumy, itp. Większość została zniszczona podczas wojny i twórcy oraz sami aktorzy musieli często improwizować. Wiele na ten temat powiedziała później w wywiadach Danuta Szaflarska, zatem nie będę się specjalnie nad tym tutaj rozwodził.

 

Dzięki "kochanej" cenzurze powstały dwie wersje filmu. Druga, poprawiona, różniła się od oryginalnej ok. półgodzinną zmianą. 26 minut pierwowzoru wycięto i nakręcono na nowo. Cenzura miała głównie zastrzeżenia do zbyt łagodnego potraktowania hitlerowskiej okupacji. Tutaj miała co nieco racji. Był to film muzyczny i jego głównym zadaniem było pokazanie tych zakazanych podczas okupacji utworów i upamiętnienie ich faktycznych wykonawców, którym za ich publiczne wykonywanie groziła przecież śmierć. Nierzadko poprzedzona okrutnymi torturami. Czas jego powstania, świeżo po zakończeniu działań wojennych, niejako powinien determinować ukazanie napiętnowania hitlerowców. Wprowadzenie zmian w stosunku do pierwotnej wersji nie uważam za złe w tym konkretnym przypadku. Czy było konieczne? To już inna sprawa. Stało się i tak poszło w świat. Film moim zdaniem na tym nie stracił, a to chyba jedyny przypadek, o którym mogę to powiedzieć. Świadczy o tym także jego popularność, która nie mija nawet dziś. Blisko 70 lat, w ciągu których zobaczyło "Zakazane piosenki" ok. 15 milionów ludzi – to jest naprawdę coś.



Najważniejsze dla mnie w tym filmie jest to, że dzięki niemu mogła tak naprawdę zaistnieć na wielkim ekranie genialna aktorka – Danuta Szaflarska. Partnerują jej Duszyński i Świderski, ale to właśnie ona stałą się gwiazdą tego filmu. Pani Danuta pokazuje zresztą do dziś swój kunszt zarówno na wielkim, jak i na małym ekranie. Mój wielki szacunek. Fakt, że chętnie oglądam tę aktorkę we współczesnych produkcjach, nie zmienia tego, że z wielkim sentymentem powracam do "Zakazanych", w których po prostu błyszczy. Pewną ciekawostką jest to, że odtwórczyni roli Haliny Tokarskiej pojawiła się na okładce pierwszego i ostatniego numeru "Filmu" – ten ostatni numer sobie zachowam, pierwszego niestety nie posiadam, czego bardzo żałuję. Mam nadzieję, że nie ma zbyt wielu osób, które nie oglądały jeszcze tego filmu. Jeśli tacy są, to powinni to nadrobić jak najszybciej. Trzeba pamiętać o tym, co się działo podczas wojny. Należy wiedzieć, że z okupantem walczono przez cały okres wojny na różne sposoby. Koniecznie trzeba zapoznać się z tym pierwszym, dopuszczonym do dystrybucji, naszym powojennym przebojem kinowym, którego cenzura nagryzła, ale nie wypluła.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones