Recenzja filmu

Edward Nożycoręki (1990)
Tim Burton
Johnny Depp
Winona Ryder

Och Edward!

Może zacznę mało oryginalnie, ale czy zastanawiało was kiedyś, skąd bierze się samotność? Czy jest to następstwo złych wyborów podjętych w życiu, czy też jest ona nam pisana już wtedy, gdy się
Może zacznę mało oryginalnie, ale czy zastanawiało was kiedyś, skąd bierze się samotność? Czy jest to następstwo złych wyborów podjętych w życiu, czy też jest ona nam pisana już wtedy, gdy się rodzimy? Mógłbym się rozpisywać dniami i nocami, dywagować, strzępić język (no w tym przypadku raczej palce łamać), ale czy doszedłbym do istoty zagadnienia? Problem tkwi w tym, że samotność jest odczuciem, stanem abstrakcyjnym - oznacza to, iż każdy odczuwa ją indywidualnie, na swój sposób. Zastanawiające jest tylko jedno: przypuśćmy, że stan ów jest jednostką chorobową i teraz - na jak szeroką skalę jest zakrojona? Jaka jest zachorowalność na nią? Czy możemy powiedzieć o epidemii? Odpowiadam z całą stanowczością: tak! Ale co ma piernik do wiatraka, dlaczego piszę o tym, a nie o filmie? Powód jest bardzo banalny, "Edward Nożycoręki" jest po prostu filmem o nas. Każdy z nas jest Edwardem w mniejszym lub większym stopniu, każdy z nas zaznał, bądź też zazna, samotności (czego nikomu nie życzę). Dlaczego? Bo świat jest tak zbudowany. Musimy wszystkiego spróbować w życiu, aby dopełnić, a raczej dowieść swego człowieczeństwa, by u kresu życia rzec: "Nic, co ludzkie nie jest mi obce, wszystkiego w życiu spróbowałem". Samotność jest po prostu integralną częścią naszego życia, musimy jej zaznać, aby wiedzieć, czym jest miłość, przyjaźń itp. Samotność intensyfikuje te uczucia, sprawia, że są one jeszcze silniejsze. Samotność jest również (jak wcześniej wspominałem) szeroko zakrojoną chorobą współczesnego społeczeństwa, pomimo iż żyjemy wszyscy razem, większość z nas ma mnóstwo przyjaciół, to jednak czegoś nam brakuje. Nieraz spotykamy się ze znajomymi, nawiązujemy nowe znajomości, mimo to wracając do domu, czujemy pustkę, której nikt nie jest nam w stanie zapełnić. Oto cena za nasze cudowne nowoczesne życie. Goniąc za karierą i pieniędzmi, tracimy prawdziwych przyjaciół na rzecz fałszywych bogów i znajomości. Burton (wielkim reżyserem był, jest i będzie) z genialnym Deppem starają się nam właśnie to udowodnić wraz z akompaniamentem Elfmana w tle. Może teraz nieco o fabule, która jest bardzo oryginalna. Mamy tu do czynienia z reedycją "Frankensteina" w trochę odmiennym wydaniu: pewien genialny naukowiec powołuje do życia robota, który posiada uczucia oraz ludzką formę, pozostaje jedynie jeden detal - zamiast rąk ma nożyce. Na skutek sędziwego wieku oraz wybicia godziny zero przez zegar biologiczny, wynalazca umiera, nie dokończywszy swego dzieła. Edward jako byt nieśmiertelny pozostaje w odosobnieniu (w starym, ponurym zamczysku) po to, by pewnego dnia dociekliwa konsultantka Avonu go odkryła i ze sobą zabrała. Tutaj rozpoczyna się akcja i perypetie bohatera. Edward, niewiedzący nic o "wielkim świecie", musi się uczyć wszystkiego od podstaw... Na brawa zasługuję charakterystyczna dla Burtona wizja świata, ja nazwałem go światem po drugiej stronie lustra – nie dlatego, że jest identyczny z tym z opowiadań Lewisa, lecz dlatego że jest równie surrealistyczny. Baśniowa kraina, jaką stworzył autor, wszystko widziane jakby przez palce, kontrasty (ciemny zamek na ponurym wzgórzu i osiedle pełne kolorowych domków z soczyście zielonymi trawnikami) - pod pozorną idyllą ukryte jest drugie dno, czyli mieszkańcy. Edward jest traktowany przez nich przedmiotowo, wykorzystują jego zdolności dla własnych korzyści, Burton wyłożył w bardzo przejrzysty sposób obraz naszego społeczeństwa (jak to ładnie mówią: "człowiek człowiekowi wilkiem"). Główny bohater, pomimo licznej grupy "przyjaciół", tak naprawdę nie może odnaleźć się w społeczeństwie, i tutaj znowu proszę o brawa dla pana reżysera, który ponownie ukazuję nam, iż, mimo że Edward opuścił zamek, dalej był samotny (choć nie do końca). Powiecie pewnie: "Po kiego grzyba gość opuszczał zamek, jeśli nic z tego nie miał?", odpowiedź jest bardzo prosta: na potrzeby filmu... A tak na serio, to po to, aby poznać na nowo smak szczęścia, które zostało mu odebrane. Film piętnuje jeszcze wiele innych zachowań, o których to już nie będę się rozpisywał, ponieważ Burton ukazuje je w bardzo przejrzysty sposób i nie trzeba tęgiego umysłu, aby to z filmu wyciągnąć. Teraz chciałbym przejść do samej roli Deppa, którą uważam za jedną z najlepszych w kinematografii, jego gra była perfekcyjna. Johnny doskonale wczuł się w klimat (może to wina tego, że sam jest samotnikiem). Szczególną uwagę należy zwrócić na grę oczami oraz na to, w jaki sposób udało się Deppowi oddać autyzm postaci. Pomimo baśniowości utworzył bardzo wiarygodny obraz Edwarda, rzec by można, że powołał go do życia. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko jeszcze raz podkreślić wielki talent aktora, bo po cóż miałbym pisać pół strony o tym, co wszyscy wiedzą. Reasumując, "Edward Nożycoręki" to dzieło ponadczasowe, które przekazuje nam prawdy życiowe w bardzo przystępny sposób, jest to również pewna sugestia Burtona (wiem, wiem to się nazywa nadinterpretacja), że każdy może zrozumieć istotę człowieczeństwa, bo wszyscy jesteśmy ludźmi. Film piętnuje głupotę oraz histeryczny strach przed nieznanym i przed innymi od nas, uczy (przynajmniej z założenia) tolerancji. A przede wszystkim ukazuje, że każdy ma prawo do szczęścia, bez względu na wszelkie przeciwności losu. Życie jest po to, aby żyć, a nie wegetować i biadolić. Następna ważną kwestią jest ukazanie bólu, jaki towarzyszy samotności, jest on najgorszy i nie da się go porównać z żadnym innym. Ponoć te uczucia uszlachetniają, ale do jakiego stopnia? Świat nie jest zły, źli są ludzie, którzy na nim żyją i jeżeli nic nie zrobimy z tym, to tak pozostanie. Starajmy się (chociaż) być dla siebie dobrzy, być dla kogoś, nie dla siebie, być po prostu ludźmi, a świat będzie o wiele lepszy. Film jest właśnie o tym. A wracając do Edwarda, to tak na zakończenie, jeżeli komuś się wydaje, że nasz nożycoręki przyjaciel był nieszczęśliwy cały czas, to jest w wielkim błędzie. Główny bohater zaznał szczęścia w bardzo niewielkim stopniu (scena z rękami, miłość do córki konsultantki oraz rzeźby lodowe dla niej), ale dzięki temu uzyskał bardzo cenną cechę - potrafił docenić to, co ma: „Bo jak pięknie smakuje szczęście, jeżeli nie ma się go w nadmiarze”…   
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Filmy Tima Burtona od zawsze kojarzone były z oryginalnością. Tworzy on w wyjątkowy sposób bajki dla... czytaj więcej
"Edward Nożycoręki" to jeden z pierwszych znanych filmów genialnego reżysera Tima Burtona. Odniósł wielki... czytaj więcej
Czym kieruje się widz w doborze oglądanych przez siebie filmów? Może masą efektów specjalnych, może... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones