Recenzja filmu

Noc oczyszczenia: Czas wyboru (2016)
James DeMonaco
Frank Grillo
Elizabeth Mitchell

Oczyszczaj, Ameryko, oczyszczaj!

rządzących, w których na szczęście, zawsze znajdzie się też pierwiastek dobroci. "Czas wyboru" to w mojej ocenie naprawdę dobre zwieńczenie trylogii zapoczątkowanej w 2013 roku, a przy okazji
"Noc oczyszczenia" z Ethanem Hawkiem oraz Leną Headey w rolach głównych był jednym z najbardziej zaskakujących sukcesów kasowych 2013 roku. Film stworzony za 3 miliony dolarów, zgarnął na całym świecie kwotę blisko trzydziestokrotnie większą, będąc przy tym obrazem naprawdę niezłym. Gdy rok później do kin wchodziła "Noc oczyszczenia: Anarchia", większość osób - w tym ja - spodziewała się zwykłego skoku na kasę. Inna obsada, znów niewysoki budżet, czy to mogło się udać? A jednak się udało. Sequel był filmem, który przeniósł widzów w zupełnie inną strefę - na amerykańskie ulice. Do akcji wprowadzono nowych bohaterów, na czele z Leo Barnesem, bardzo dobrze odegranym przez Franka Grillo. Tego samego, którego możecie kojarzyć z roli Crossbonesa z "Kapitana Ameryki: Wojny bohaterów", bądź kilku mniejszych ról drugoplanowych. Przeniesienie nas w sam środek akcji było strzałem w dziesiątkę, tak więc zabieg ten postanowiono powtórzyć również w "Czasie wyboru". Tak oto ponownie trafiamy na ulice jednego z amerykańskich miast, konkretnie Waszyngtonu.

Od wydarzeń z części drugiej minęły dwa lata. Tyle samo, co od zaniechania zemsty przez wspomnianego wyżej Leo Barnesa. Dzisiaj bohater noszący w sobie niesamowity ciężar i ból po utracie syna jest szefem ochrony senator Charlie Roan (Elizabeth Mitchell), która to ubiega się o stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nie byłoby w tym nic szczególnego gdyby nie fakt, iż Roan jest największą przeciwniczką corocznego obrzędu Nocy oczyszczenia. Niesie to za sobą niebywałe niebezpieczeństwo ze strony jej kontrkandydatów, co, jak zapewne się domyślacie, postanawiają oni podstępnie wykorzystać. Ojcowie założyciele mają bowiem w planach wyeliminowanie senator Roan. Czy im się to uda, tego oczywiście nie wypada mi zdradzić. Mogę Wam jednak zagwarantować, że bohaterowie nieraz wpadną w poważne tarapaty.

Noc oczyszczenia: Czas wyboru (2016)"Czas wyboru" zbudowany jest na tym samym schemacie, co "Anarchia". Znowu wraz z Leo przemierzamy ulice miasta, znowu poznajemy innych bohaterów i znowu próbujemy wraz z nimi ujść z życiem. Tym razem mam jednak wrażenie, że bohaterowie poboczni mają w sobie więcej charyzmy oraz więcej do udowodnienia. Nie stanowią już tła dla poczynań głównego bohatera i nie są już tylko i wyłącznie zapalnikiem do dalszych wydarzeń. Stają się pełnoprawnymi bohaterami, którzy mają swoje zdanie, odpowiednią charyzmę i wiele do udowodnienia. Na drodze spotykają wiele przeszkód, czy to ze strony zwykłych Oczyszczających, czy też grupy wyszkolonych najemników. Podczas seansu – jakby to banalnie nie zabrzmiało – po prostu obchodzi nas ich los.

Obraz napisany i wyreżyserowany przez Jamesa DeMonaco to przerażająca wizja przyszłości. Przyszłości, w której Amerykanie posunęli się o krok za daleko, dając każdemu możliwość bezkarnego mordu. Dochodzi tu do sytuacji, w których żona strzela do męża, bo ten działa jej na nerwy. Rozkapryszona córka pozbywa się swoich rodziców pod byle pretekstem. Czy do tego zmierza nasza cywilizacja? DeMonaco nie próbuje w swoim filmie odpowiedzieć na to pytanie. On po prostu w dosadny, brutalny sposób, poprzez obraz, przekazuje nam wyraźne ostrzeżenie. Zapewne wielu widzów wzruszy ramionami i stwierdzi, że to tylko fikcja. Ja jednak w trakcie seansu tego filmu nieraz czułem ciarki na plecach na samą myśl, że do takich wydarzeń mogłoby dojść w prawdziwym życiu. Film jest naprawdę brutalny, a twórcy nie boją się pokazywać dzikości drzemiącej w każdym z nas. Miejmy nadzieję, że wizja ukazana w obrazie DeMonaco, nigdy nie będzie miała przełożenia w rzeczywistości. Sam film jest bowiem swego rodzaju ostrzeżeniem i przerażającą karykaturą elit rządzących, w których na szczęście, zawsze znajdzie się też pierwiastek dobroci. "Czas wyboru" to w mojej ocenie naprawdę dobre zwieńczenie trylogii zapoczątkowanej w 2013 roku, a przy okazji trzymający w napięciu thriller. Smaczku całości na sam koniec seansu dodaje utwór I'm afraid of Americans, twórczości Davida Bowiego.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nadchodzi czas wiosennych porządków. Bogacze bunkrują się w swoich skomputeryzowanych posiadłościach,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones