Recenzja filmu

Harry Potter i Czara Ognia (2005)
Mike Newell
Agnieszka Matysiak
Daniel Radcliffe
Rupert Grint

Ogólnie rzecz biorąc - negatywnie

Kiedy wyszłam z kina, na usta cisnęły mi się negatywne komentarze i uwagi. Byłam i wciąż jestem trochę zdegustowana i niestety - mocno zawiedziona. Film "Harry Potter i Czara Ognia"
Kiedy wyszłam z kina, na usta cisnęły mi się negatywne komentarze i uwagi. Byłam i wciąż jestem trochę zdegustowana i niestety - mocno zawiedziona. Film "Harry Potter i Czara Ognia" powstał na podstawie powieści J. K. Rowling. W czwartej części opowieści o świecie czarodziejów pisarka snuje wątek przygód tytułowego Harry'ego, który z tomu na tom rośnie i w "Czarze Ognia" ma już 14 lat. Dotychczas główny bohater zmagał się ze złem nie sam, acz z pomocą dwojga najlepszych przyjaciół - Ronalda Weasleya i Hermiony Granger, mając także w rękawie wsparcie wspaniałego profesora Dumbledore'a i wielu innych niezwykłych postaci. Jednak tym razem siły Voldemorta mają sprytny i okrutny plan - o wiele, wiele bardziej okrutny niż nieudolne próby odzyskania sił w trzech pierwszych częściach. Tak więc Harry ma ciężkie zadanie i wiele przeciwności do pokonania. Zamaskowanym wrogom sprzyjają okoliczności - odbywający się w Hogwarcie Turniej Trójmagiczny i problemy natury okresu dojrzewania Pottera. Na ekranie oglądamy więc niezwykłą mieszankę uczuć, akcji, humoru i powiedziałabym - dramatu, lecz to może mała przesada. Tylko że... Ja tego w filmie Newella nie wychwyciłam. Niestety. Jeśli chodzi o grę aktorską, to nie było aż tak tragicznie. Trójka głównych bohaterów praktycznie świetnie wybrnęła z sytuacji. Najlepiej poradziła sobie Emma Watson. Doskonale nakreśliła swoją sylwetką osobowość Hermiony, świetnie oddała charakter i powierzchowność postaci. Widać, jak jej postać rozwinęła się podczas czterech powstałych na podstawie powieści Rowling filmów. Brawa dla Emmy. Daniel i Rupert również byli dobrzy. Radcliffe właściwie jest swoistym odpowiednikiem Harry'ego Pottera w naszym świecie. Niemal odpowiada wyobrażeniom podczas czytania książki. Dlaczego niemal? Bo przecież każdy ma inne wyobrażenie bohaterów kiedy o nich czyta. Rupert Grint nadaje się na Rona. Jakby to skwitować - robi dobre miny. Wszyscy troje dojrzewają. Widać to nie tylko w zmienionych obliczach, ale w grze młodych aktorów. W czwartej części "Harry'ego Pottera" pojawiło się także wiele nowych postaci. Właściwie obsada dobrana była nawet nieźle (w porównaniu do tragicznych ról Syriusza i Lupina z części trzeciej). Uraziła mnie tylko trochę postać olbrzymki Olimpii, i no cóż... Zawiodłam się na Lordzie Voldemorcie. Być może Ralph Fiennes włożył w tę rolę dużo serca i sił, ale tak mroczna i groźna w książce postać nie wywołała we mnie pożądanego przerażenia, respektu... Idąc na ekranizację "Czary Ognia" spodziewałam się mrocznego klimatu, drastycznych scen, przerażającego Lorda Voldemorta... Z dozą obawy przypominałam sobie rozdział "Ciało, krew i kość"... W końcu miałam pełne prawo się tego spodziewać, granica wieku (12 lat) mówiła sama za siebie. Gazety rozpisywały się o elementach horroru, przemocy... Ciekawe tylko skąd? Nawet w słynnej scenie gdy Glizdogon odcinał sobie dłoń, widzieliśmy tylko nóż. Nic więcej. Obraz mało realistyczny i nieprzekonujący. A na sali rodzice z siedmioletnimi dziećmi. Potem się dziwią, dlaczego młodzież ma wypaczoną osobowość! Brak, brak i jeszcze raz brak klimatu! Ale żeby tylko! Pominięto połowę wątków, zresztą niezwykle ważnych dla zakończenia i co tu dużo mówić... To aż raziło, kiedy siedziało się przed wielkim ekranem, a sceny zmieniały się z sekundy na sekundę, bez tłumaczenia, wyjaśnień... I nie wytłumaczono skąd wziął się Barty Crouch Jr, który przecież był martwy... Scenarzysta nie powinien był zakładać, że wszyscy znają książkę o Harrym. Obok mnie siedziała koleżanka, która lektury nie znała. Nie rozumiała nic, kto jest kim, o co chodzi. Więc po co wydawać tyle pieniędzy i odwalać robotę? Gdyby tylko włożyć w to trochę serca i pasji, przedłużyć film o chociażby pół godziny, to powstałby obraz podejrzewam zupełnie dobry. Wiele filmów trwa ponad trzy godziny, a gdy się je ogląda, odnosi się wrażenie, że nie minęło ledwie piętnaście minut...  Pozytywne wrażenie zrobiła na mnie muzyka. Mimo że nie była tak tajemnicza i magiczna jak muzyka Williamsa (no w końcu skoro wycięto cały wątek tajemnicy, to nietrudno się dziwić muzyce...), to Doyle poradził sobie dobrze, w miarę oddając wrażenia widza. Właśnie w scenie na cmentarzu to nie efekty spełniły swoją rolę, lecz głównie muzyka i tło. W wielu innych scenach podczas Turnieju Trójmagicznego i Mistrzostw Świata ogromne wrażenie robią krajobrazy. Oczywiście nikt tu nie porównuje ich do nowozelandzkiego Śródziemia Jacksona, ale chwilami naprawdę zapierało dech w piersiach. Duże wrażenie robiły także niektóre efekty specjalne, dla przykładu smoki, szaro-białe oczy Kruma w labiryncie, itd. Mimo moich negatywnych, ogólnie rzecz ujmując, wrażeń, zachęcam gorąco do odwiedzenia kina na te dwie godziny i dwadzieścia minut, dla możliwości wyrobienia sobie własnej opinii.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeszcze na długo przed premierą najnowszej części przygód "Harrego Pottera" uważałem, że wytwórnia... czytaj więcej
Nie ma dzisiaj chyba nikogo, kto nie słyszałby o słynnym czarodzieju Harrym Potterze. Już w styczniu... czytaj więcej
Sześć płyt na sekundę - z taką prędkością sprzedawały się najnowsze wydania DVD czwartej części przygód... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones