Recenzja filmu

Książę Persji: Piaski czasu (2010)
Mike Newell
Jake Gyllenhaal
Gemma Arterton

One night in Persia and the world's your oyster

Pomiędzy grami komputerowymi a filmami niewątpliwie istnieje most. O ile da się po nim przejść, wszystko zależy od momentu, w jakim przyjdzie na to ochota, ponieważ mówiąc o moście, trzeba dodać,
Pomiędzy grami komputerowymi a filmami niewątpliwie istnieje most. O ile da się po nim przejść, wszystko zależy od momentu, w jakim przyjdzie na to ochota, ponieważ mówiąc o moście, trzeba dodać, że jest zwodzony. Na dodatek rzeka, nad którą przebiega, musi być najruchliwszą na świecie, ponieważ wspomniane przejście jest nieustannie w ruchu, przez co wszystkie motywy z gry nigdy nie przebiegną na stronę filmu i odwrotnie. Oczywiście są tacy, którzy postanowili się przekonać, jak to jest być terrorystą i próbowali ów most wysadzić (niech cię szlag, Uwe Bollu!), jednak konstrukcja trzyma się świetnie i dziękuję Bogu za to, że jej architekt postanowił zrobić z niej właśnie most zwodzony, zamiast mostu łukowego.

Jakkolwiek ten most wygląda, bohater nowego filmu Mike’a Newella z pewnością nie przeszedłby po nim ot tak. Zapewne z rozpędem wbiegłby na balustradę, zaparł się nogą o ścianę i odbił się w stronę stalowej liny, na której obróciłby się i wylądował na górnej ramie, po której zręcznie by przebiegł, kończąc ten widowiskowy przemarsz efektownym skokiem do wody. Oto Dastan, książę Persji.

Wybór reżysera adaptacji gry komputerowej pod tym samym tytułem co film, może nieco dziwić – jego nazwisko jest kojarzone raczej z kinem obyczajowym niż wielomilionowymi produkcjami wypchanymi efektami specjalnymi. O dziwo, ten kontrast sprawdza się znakomicie – dostajemy w efekcie pięknie zrobiony film, któremu nie brakuje logiki i pewnej dozy ambicji, na której niedobór choruje współczesne kino. Efekty specjalne owszem są, jednak nie sprawiają wrażenia przytłaczających – pojawiają się, ponieważ muszą tam być, a nie w celu zapchania braków scenariusza. Ile więc elementów z gry zdążyło przebiec po naszym moście nim nadpłynął kolejny statek?

Trzeba przyznać, że scenarzyści odwalili kawał dobrej roboty. Pomimo tego, że historia w filmie drastycznie odbiega od pierwowzoru, obraz serwuje nam do niego liczne nawiązania i smaczki. Zwłaszcza te ostatnie zasługują na uwagę – zbroja księcia jest żywcem przeniesiona z "Duszy Wojownika", podobnie jak sam sztylet czasu; jedna z pojawiających się broni to "łańcuch", którym posługiwał się Mroczny Książę z trzeciej odsłony trylogii Piasków Czasu; a w jednej ze scen obserwujemy nawiązania do zakończenia znanego z "Księcia Persji 2008". Ten ukłon jest bardzo miły w odbiorze; dzięki niemu zapalony fan elektronicznej rozrywki odnajdzie się w zupełnie nowej historii o jego ulubionym bohaterze. A ten, trzeba przyznać, został dobrany perfekcyjnie: wcielający się w niego Jake Długie-I-Trudne-Nazwisko (znany również jako Jake Gyllenhaal) nadaje się do tej roli jak nikt inny, a przy tym jego nazwisko na plakacie uspokaja i wzmaga zainteresowanie obrazem Newella (oczywiście zaraz po tym jak uporamy się z myślami w stylu "jak też, do cholery, czyta się Gyllenhaal?!"). Ten znany między innymi z "Donniego Darko" aktor to klasa sama w sobie, która stawia innym wysoko zawieszoną poprzeczkę. Pomimo tego, reszta aktorów radzi sobie równie dobrze: zadziorność księżniczki Taminy (Gemma Arterton) jest wypisana na jej twarzy, a mimika Alfreda Moliny zasługuje na osobny felieton. Drugoplanowa rola Gísli Örn Garðarsson również zasługuje na uznanie – aktor świetnie wczuł się w rolę i ujął specyfikę odgrywanej przez siebie postaci. O dziwo, Ben Kingsley sprawia pewien zawód – jego potencjał nie został w pełni wykorzystany, przez co rola czarnego charakteru nie jest tak wyrazista jak mogłaby by być. 

Montaż nie jest w żaden sposób nowatorski – jest po prostu poprawny i spełnia swoją rolę – spowolnienia i przyśpieszenia tempa akcji wprowadzają więcej dynamiki w sceny walk, jednak niektóre z nich są zbyt "poszatkowane", co sprawia wrażenie odrobinę zbyt szybko postępującego chaosu. Niestety film dość wolno się rozwija i istnieją nikłe szanse na to, iż widz wciągnie się w przygody Dastana od pierwszych minut. Nie należy się tym jednak zrażać – gdy przebrnie się przez karkołomny wstęp, można się rozkoszować najlepszym wydaniem kina przygodowego i najlepszej adaptacji gry komputerowej u boku "Silent Hilla". Dialogi są całkiem nieźle wyważone, choć w kilku momentach czuje się nadmierny patetyzm, który można jednak wytłumaczyć stylizowaniem mowy na przedstawione czasy. Na szczególną uwagę zasługują docinki, jakimi rzucają do siebie książę i księżniczka – choć nie są tak zabawne, jak te z gry, to jednak zachowują przekonującą przekorę. Poza wspomnianymi fragmentami, humor w filmie nieco kuleje – nie przeszkadza to specjalnie w odbiorze, jednak pozostawia pewien niedosyt. Końcowe sceny wbijają w fotel i dopiero wtedy doświadczamy w pełni tej części obrazu, która jest najgrubiej podszyta techniką komputerową. Finałowa scena z Klepsydrą jest najzwyczajniej w świecie piękna (kto grał w grę, z pewnością się nie zawiedzie, a może nawet będzie zaskoczony). 

Nie należy zdradzać zakończenia filmu, jednak dla fana gry może być ono nieco rozczarowujące – po prostu nie wywołuje takich emocji jak pierwowzór (pisze to człowiek, który niemal w tamtym momencie płakał). Na koniec należałoby zaznaczyć, że całość jest o wiele lepsza niż można było się spodziewać – to solidne, świetnie zrealizowane kino przygodowe, podkreślone dobrą muzyką i widocznym rozmachem. Przenoszenie gier na srebrny ekran zazwyczaj kończy się profanacją, lecz jeśli założymy, iż wyjątek potwierdza regułę, to niech jasne będzie, że tym wyjątkiem jest właśnie "Książę Persji". Statek, który przepływał pod mostem adaptacji przypłynął niespodziewanie na czas, dzięki czemu wszystko jest dobrze wyważone i wystarczająco przekonujące, by chcieć zobaczyć film po raz drugi. Subiektywnie dodam tylko, że za największą wadę filmu uważam fakt, że wyświetlono przed nim tylko jeden trailer.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na wstępie wypadałoby zaznaczy, że jestem ogromnym fanem gry "Prince of Persia" i mam już dawno wszystkie... czytaj więcej
Od pewnego czasu można zaobserwować artystyczną niemoc w Hollywood. Quentin Tarantino powiedział kiedyś,... czytaj więcej
Nie wypowiadam się jako gracz, a jako kinoman, bo i laicy w zakresie gier byli w kinie i obejrzeli... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones