Recenzja filmu

Tombstone (1993)
Kevin Jarre
George P. Cosmatos
Kurt Russell
Val Kilmer

Oto ja nadchodzę, a ze mną kroczy piekło

Barwne życie Wyatta Earpa stało się inspiracją dla wielu twórców filmowych. "Miasto bezprawia" z 1946 roku, "Wichita" z 1955 roku, "Godzina ognia" z 1967 roku czy "Zachód słońca" z 1988 roku, to
Barwne życie Wyatta Earpa stało się inspiracją dla wielu twórców filmowych. "Miasto bezprawia" z 1946 roku, "Wichita" z 1955 roku, "Godzina ognia" z 1967 roku czy "Zachód słońca" z 1988 roku, to tylko najważniejsze tytuły opowiadające o szeryfie, który stał się żywą legendą. "Tombstone" George'a P. Cosmatosa z 1993 roku był kolejną próbą przedstawienia losów Earpa. Wydany mniej więcej w tym samym czasie, co epicki "Wyatt Earp" Lawrence'a Kasdana odniósł zdecydowanie większy sukces, wpisując się przy tym w popularną w owym czasie modę na westerny w klasycznym stylu (wystarczy wspomnieć oscarowe "Bez przebaczenia" albo "Tańczącego z wilkami"). Do dziś pozostał jednym z najsłynniejszych "ostatnich" filmów o rewolwerowcach.

Historia rozpoczyna się, gdy Wyatt Earp przybywa wraz ze swoimi braćmi ich rodzinami do miasteczka Tombstone. Postanawia tu osiąść i zacząć spokojne życie, po wieloletnim pełnieniu obowiązków szeryfa w Dodge City. Szybko okazuje się, że miasteczko drży w posadach przed grupą bandytów nazywających siebie "Kowbojami", którzy chcą wprowadzić w nim hegemonię strachu i krwi. Wyatt, wbrew swojej woli, zmuszony jest do ponownego przypięcia do klapy odłożonej do szuflady gwiazdy szeryfa. W pacyfikacji rzezimieszków pomagają mu bracia i stary znajomy, Doc Holliday.

George P. Cosmatos stworzył ciekawy i pełen akcji film. Bardzo dobrze zrealizowano wszelkie sceny konnych pościgów i strzelanin i to one w głównej mierze stanowią o sile "Tombstone". Pełne werwy ujęcia i dynamiczny montaż sprawiają, że film wciąga i ogląda się go bardzo przyjemnie. Realistyczna scenografia i kostiumy roztaczają wokół obrazu specyficzny klimat. Ma się wrażenie, że przebywa się wraz z bohaterami na legendarnym Dzikim Zachodzie. Z czasem obraz staje się coraz bardziej brutalny i krwawy, niemniej wychodzi mu to na dobre.

Głęboko w pamięci zapadają także kreacje aktorskie. Kurt Russell przekonuje dużo bardziej niż Kevin Costner w "Wyatt Earp". Surowe spojrzenie, przeszłość wypisana na twarzy, zdecydowane gesty i stanowczy ton wypowiedzi - Russell odegrał to wszystko bardzo solidnie, stwarzając jedną z najlepszych kreacji w karierze. Gwiazdor "Silkwood" wiarygodnie oddał także rozterki swojego bohatera. Wyatt Earp to w jego wykonaniu człowiek szukający nowego miejsca w życiu, ale noszący na sobie piętno przeszłości. Chciałby się ustatkować, osiąść w jednym miejscu, założyć rodzinę (co skutecznie utrudnia mu uzależniona od opium partnerka), ale podświadomie ciągnie go do życia z bronią w ręku. Ciągłe odmawianie kolejnym propozycjom objęcia posady stróża prawa potęgują wrażenie, że Earp w głębi duszy właśnie tego pragnie najbardziej.

Aktorski popis dał jednak w "Tombstone" przede wszystkim Val Kilmer. Doskonale odegrał rolę Doca Hollidaya, wykorzystując w pełni szeroki wachlarz swoich umiejętności i "kradnąc" film kiedykolwiek pojawia się na ekranie. Charyzmatyczna postać umierającego, uzależnionego od używek i hazardu, diabelnie inteligentnego rewolwerowca zapada w pamięci chyba najbardziej ze wszystkich postaci w obrazie Cosmatosa, zwłaszcza w kontekście jego pojedynku z innym charakternym indywiduum, Johnnym Ringo (hipnotyzujący Michael Biehn). Sceny z udziałem ich obu są prawdziwą ucztą dla oka i ucha.

Również inni artyści nie zawiedli w "Tombstone". Bracia Wyatta, Virgil i Morgan (odpowiednio Sam Elliott i Bill Paxton), urocza i uwodzicielska Josephine (Dana Delany) czy na swój sposób urokliwi Kowboje, Bill Brocius (Powers Boothe) i Ike Clanton (Stephen Lang), wypadają bardzo dobrze. Film twórcy "Rambo II" jest też swego rodzaju hołdem dla klasycznych westernów dzięki epizodom z legendami tego rodzaju kina - Robertem Mitchumem, Charltonem Hestonem i Harrym Careyem Jr. Dla wielbicieli gatunku to swoisty smaczek.

"Tombstone" nie jest jednakowoż dziełem wybitnym i można mu wytknąć całkiem sporo błędów. Scenariusz ma wiele słabszych momentów - dialogi momentami są drętwe, a miłośników historii z pewnością rażą wyraźne niekonsekwencje w stosunku do prawdziwych wydarzeń. Cosmatos ma również problem z przedstawianiem bardziej subtelnych momentów w filmie (chodzi mi głównie o relacje między Wyattem i Josephine), które wpadają w pretensjonalność i wychodzą po prostu słabo. Przeszkadza również porwany montaż (za wyjątkiem scen akcji, o których wspomniałem wcześniej), a pompatyczna oprawa muzyczna wprowadzają w obrazie twórcy "Cobry" niepotrzebną wzniosłą tonację. A z powodu braku wyraźnego przesłania w opowiadanej historii "Tombstone" można traktować w kategorii blockbustera (podobnie jak wydany dwa lata później "Szybcy i martwi"), aczkolwiek dla mnie jest to milsza i lżejsza odskocznia od dość przytłaczającego "Bez przebaczenia".

"Tombstone" to jeden z tych filmów, do których wracam od czasu do czasu i za każdym razem oglądam z tą samą niemalejącą satysfakcją. Mimo kilku rzucających się w oczy błędów, ma jakiś wewnętrzny magnetyzm. Czy to porządne aktorstwo, czy wciągający klimat, czy ciekawa historia? Sam nie wiem. Może po prostu lubię ten film? Tak czy siak mogę go z czystym sercem polecić każdemu.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Masz swoje ulubione potrawy? Nie lubisz, gdy się je mocno zmienia? Po obejrzeniu "Tombstone" miałem... czytaj więcej
Gatunek westernu, tak jak człowiek, po kilkudziesięciu latach obfitego żywota wyzionął ducha i raz na... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones