Recenzja gry

Sunset Overdrive (2014)
Otar Saralidze
Marta Ścisłowicz

Overcharge nie doda Ci skrzydeł

"Sunset Overdrive" to najbardziej rockowa gra od czasów "Brutal Legend". Gra, która wygrywa już na starcie swoim klimatem, przygrywającym w tle punk rockiem i głównym bohaterem, który w przerwach
"Sunset Overdrive" to najbardziej rockowa gra od czasów "Brutal Legend". Gra, która wygrywa już na starcie swoim klimatem, przygrywającym w tle punk rockiem i głównym bohaterem, który w przerwach pomiędzy byciem śmieciarzem i dupkiem jest po prostu życiowym nieudacznikiem. Ale jak to w amerykańskich filmach bywa, jednej nocy jego życie robi zwrot o 180 stopni.



Kiedy ogłoszono "Sunset Overdrive" wielu graczy było zaskoczonych samym faktem, że studio Insomniac Games, które większość swojego czasu poświęcało na tworzenie tytułów na wyłączność dla PlayStation, rozstaje się na chwilę z tą marką, aby zrobić tytuł tylko na Xbox One. Po ponad dwudziestu godzinach spędzonych z ich najnowszą produkcją chciałbym, aby już nigdy nie wracali pod skrzydła Sony i robili gry tylko dla Microsoftu.

Wspomniany bohater nazywa się tutaj "Gracz". Poznajemy go, kiedy sprząta śmieci na premierowej imprezie nowego napoju energetycznego Overcharge. Produkt ten został wprowadzony do sprzedaży na szybkości, z pominięciem certyfikacji i badań, a jego spożycie wywołuje pewien drobny skutek uboczny. Każdy, kto go wypije, mutuje w Odmieńca i w efekcie zabija wszystko, co stanie na jego drodze do kolejnych kilku łyków Overcharge’a. Nasz bohater początkowo ma to gdzieś, dopóki Odmieńcy nie napadają na jego dom. Dopiero wtedy dociera do niego, że wypadałoby uciec z Sunset City.



Już po pierwszych paru misjach okazuje się jednak, że to niemożliwe, gdyż odpowiedzialna za wypuszczenie Overcharge’a firma FizzCo otoczyła całe miasto niewidzialną kapsułą. Tak właśnie zaczyna się nasza przygoda, podczas której wybijemy setki odmieńców, robotów złej organizacji czy ocalałych grabiących to, co pozostało w mieście, nazwanych tu Parchami. Choć statystycznie większość poruszających się po Sunset City istot chce nas zabić, to jednak trafiają się sprzymierzeńcy. Na przykład nerdy. Albo harcerze. Albo larpowcy. Albo koleś, który chce zrobić szybowiec ze starego samochodu. Nic tu nie jest normalne i bardzo dobrze, klimat "Sunset Overdrive" to najmocniejsza strona tej produkcji.



Materiały wideo, które twórcy od czasu do czasu wrzucali do sieci, zwłaszcza te prezentujące rozgrywkę, zapowiadały totalny chaos. No bo jak niby połączyć system grindowania rodem z serii "Tony Hawk" z niesamowitą dynamiką pojedynków i precyzyjnym strzelaniem. Jeśli życzyliście tej grze wszystkiego, co najgorsze, to mam dla Was złą wiadomość – Insomniac wyszło z tego starcia z tarczą. Zbierane przez lata doświadczenie zaowocowało i dostaliśmy jedną z najprzyjemniejszych, trzecioosobowych strzelanek na rynku. Nic tu nie dzieje się przypadkiem, zawsze kiedy chcemy zrobić ślizg po kablach czy barierkach, to się to nam udaje, a przy strzelaniu gra nam troszkę pomaga. Podczas zwykłego biegania po ulicach, co odradzam, bo momentalnie zginiecie, łatwo wycelować do wroga. Kiedy zaś się ślizgamy, z pomocą przychodzi przyklejający się do przeciwników wskaźnik, do którego musimy delikatnie dociągnąć nasz celownik i wtedy nasze strzały wchodzą w wypełnionych Overcharge’em oponentów. Podczas ślizgów na kablach możemy dodatkowo zmieniać, czy chcemy sunąć na nogach "górą" czy złapać się kabla jedną ręką i być wtedy trochę niżej, ale mieć bardziej precyzyjne celowanie.



Ślizgi służą nie tylko do poruszania się po całkiem dużym mieście i do unikania przeciwników, ale i do nabijania licznika kombosów. Wszystkie fajne rzeczy, jakie robimy, doładowują wskaźnik w prawym górnym rogu ekranu. Ślizgi doładowują go delikatnie (chyba że skaczemy pomiędzy drutami), dużo szybciej zapełnić go możemy odbijaniem się od pozostawianych na ulicach aut czy bieganiem po ścianach. Po co właściwie nam ten licznik kombosów? Otóż w menu gry możemy dokładać naszemu graczowi różnego rodzaju ulepszenia. Te jednak nie działają, dopóki nie zapełnimy paska kombosów. Świetna sprawa, bo ulepszenia te niesamowicie ułatwiają zabawę, jednak nie możemy z nich korzystać, dopóki nie gramy efektownie.



Ulepszać możemy nie tylko siebie, ale i posiadane aktualnie pukawki. Korzystając z danej broni, zbieramy na niej punkty doświadczenia. Kiedy już zbierzemy ich odpowiednią liczbę, nasza broń wskakuje na kolejny poziom i pozwala nam na dodawanie do niej modyfikatorów. Możemy w ten sposób mieć shotguna, który dodatkowo zamraża przeciwników, albo wyrzutnie płyt winylowych rażącą prądem czy buntującą wrogów przeciwko swoim, przez co po jednym strzale zamiast atakować nas walczą między sobą. To nie błąd, podstawową bronią, jaką dostajemy na wstępie, jest karabin strzelający winylami. Wydaje Wam się to dziwne? A co powiecie na rakietnicę strzelającą pluszowymi, wybuchającymi misiami? Albo wyrzutnię małych helikopterów, które mają przymocowane pistolety i pomagają nam na polu bitwy? Choć mamy tu dostępne normalne zabawki, takie jak pistolety czy karabiny, to granie nimi nie zgrywa mi się z klimatem "Sunset Overdrive" i korzystałem z nich tylko wtedy, kiedy już nie miałem nic innego pod ręką.



Choć normalnie w recenzjach nie pisze się dużo o przeciwnikach, ci w "Overdrive" zasługują na osobny akapit. Podstawowi Odmieńcy są szybcy, jednak możemy ich spokojnie zatłuc nawet w walce wręcz. Pod warunkiem, że jest ich maksymalnie pięciu; przy większej liczbie robią nas jak chcą i momentalnie giniemy. Dalszą ich ewolucją są Purchawy, które po dobiegnięciu do nas wybuchają i oblewają nas tym, co miały w sobie – Overcharge’em. Mamy też latających Odmieńców, wielkich Bysiorów, z którymi walka to prawdziwe wyzwanie, i dziwaków strzelających w nas kwasem. Po stronie FizzCo walczy kilka klas robotów, zaś Parchy nie są może najoryginalniejszymi przeciwnikami w grach wideo, ale mają przewagę w postaci karabinów.



W grze będziemy robili najdziwniejsze rzeczy. Od poszukiwań zaginionych psiaków, przez ratowanie zaginionych harcerzy, na wykuwaniu mieczy w elektrowni atomowej kończąc. Co parę misji odzywać się będzie do nas znajomy, od którego kupujemy ulepszenia. Aby móc zdobyć nowe modyfikatory, musimy wpierw znaleźć odpowiednią ilość surowców, na przykład 10 rolek papieru toaletowego, dostarczyć je do niego i kiedy ten odpali maszynę gotującą nowy modyfikator, bronić jej przed nacierającymi ze wszystkich stron Odmieńcami. Przed rozpoczęciem samego procesu gotowania możemy rozstawić barykady albo pułapki, dzięki czemu sama obrona głównego zbiornika będzie trochę łatwiejsza. Tower defense się tu nie spodziewałem, ale to miła odskocznia od kolejnych, coraz to bardziej odjechanych misji.



W tej beczce miodu musiała się trafić łyżka dziegciu, ale o tym za chwilę. Bohater "Sunset Overdrive" nie ma imienia, to po prostu "Gracz". Kiedy rozpoczynamy zabawę, dostajemy prosty edytor, w którym możemy wybrać budowę naszego ciała (dwa modele kobiece i dwa męskie, choć nie jest to napisanie wprost), twarz, tatuaże, włosy i ciuchy. Nie ma problemu, aby ubrać męską postać w damskie ciuchy i odwrotnie. Co jednak ciekawe, w każdej chwili podczas rozgrywki możemy wybrać się do sprzedającego nowe ubrania NPC-a i zmienić nie tylko ciuchy czy włosy, ale i płeć. Pierwszy raz spotykam się z taką opcją w grze wideo.

Oprawa audio jest niesamowita. Angielskie głosy postaci są nagrane rewelacyjnie, czego niestety nie można powiedzieć o polskim dubbingu, choć w przypadku tej gry ma to swój urok. Wszyscy bohaterowie rzucają na przemian sucharami i bluzgami, więc ten słaby dubbing w jakiś sposób do tego pasuje. Broń boże nie krytykuję samego tłumaczenia, to jest ekstra. Niestety, w przeciwwadze do całego dobra tej gry stoi oprawa graficzna. "Sunset Overdrive" jest niesamowicie stylowe i ma świetny projekt świata, ale jakość grafiki przywodzi na myśl najładniejsze gry zeszłej generacji. Owszem, gra nigdy się nie przycina i działa płynnie, ale ma niską rozdzielczość, nieestetyczne tekstury, krótkie pole widzenia i doczytujące się tekstury. Do takiego "inFamous: Second Son" strasznie jej daleko.



"Sunset Overdrive" to dla mnie największe zaskoczenie tego roku. Rewelacyjna rozgrywka, świetna muzyka i niesamowity klimat wciągnęły mnie bez reszty. Przejście samego trybu fabularnego zajmie Wam niecałe 10 godzin, ale jeśli zaczniecie się bawić w znajdźki i misje poboczne, spokojnie spędzicie w tej grze kilkadziesiąt godzin. Gdyby tylko nie ta oprawa graficzna, to byłaby pełna dycha, ale i tak jest to gra, w którą po prostu musicie zagrać!
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones