Recenzja filmu

Gniew tytanów (2012)
Jonathan Liebesman
Sam Worthington
Liam Neeson

Pamiętniki z Olimpu

"Starcie tytanów" wielu rozczarowało. Lista zarzutów był długa: że nudne, pompatyczne, nabierające ludzi na efekty 3D, których tak naprawdę nie widać. Lawina ta urosła do tego stopnia, że reżyser
"Starcie tytanów" wielu rozczarowało. Lista zarzutów był długa: że nudne, pompatyczne, nabierające ludzi na efekty 3D, których tak naprawdę nie widać. Lawina ta urosła do tego stopnia, że reżyser Louis Leterrier oficjalnie odciął się od trójwymiarowej konwersji, a gwiazda obrazu, Sam Worthington, przeprosił za całokształt, równocześnie zapowiadając lepszą kontynuację.

Krytycy początku serii o tytanach zapominają jednak o jednym fakcie. "Starcie" było remakiem dziś już klasycznego "Zmierzchu tytanów". W związku z powyższym od początku miało pewne ograniczenia fabularne, stąd przykładowo taki "rozbudowany" był występ Krakena. Koniec końców, w mojej subiektywnej opinii, "Starcie tytanów" było rozrywką na naprawdę dobrym poziomie, która przyzwoicie odświeżyła już trochę zakurzoną historię. Skoro jednak kontynuacja miała być jeszcze lepsza, nie miałem jej nic przeciw. Tyle tylko, że Worthington trochę się z zapowiedziami pospieszył...

"Gniew tytanów" żadnych ograniczeń fabularnych nie miał, więc spokojnie można było puścić wodze wenie twórczej. Ostatecznie trzonem fabularnym znów są rodzinne waśnie na Olimpie, tyle tylko, że proporcjonalnie do sequela, przybrały jeszcze na sile. I tak Hades razem z Aresem zawiązali kolejny spisek. Uwięzili Zeusa i postanowili uwolnić Kronosa. W konsekwencji na świecie pojawiają się kolejne bestie i zapanowuje chaos. Cały ten bałagan może powstrzymać Perseusz. Ten natomiast chce być tylko rybakiem, ale cóż może poradzić skoro wzywa go przeznaczenie...

Będąc już po seansie, z czystym sumieniem, mogę stwierdzić, że "Gniew" dokładnie powinni przeanalizować twórcy takich serialowych hitów jak "Dlaczego ja?" czy "Trudne sprawy". Wszystkie te układy, zdrady, przebaczenia czy walki w boskiej rodzince spokojnie dostarczą im materiału nie na jeden odcinek, a na przynajmniej cały sezon. Owe "Pamiętniki z Olimpu" wypełniają połowę seansu, na drugą rzecz jasna składają się sekwencje akcji. W tych czeka masa atrakcji. Najpierw pojawi się Chimera, a potem kolejno cyklopi, Minotaur, demony z Tartaru, a na koniec sam boss, czyli Kronos. Fajnie? Pewnie, tyle że dokładnie to samo było w jedynce.

Filmu Jonathana Liebesmana absolutnie nie można brać na serio, gdyż wtedy otrzymamy kiczowatą i w dodatku pełną patosu opowiastkę, która z mitologią ma wspólne jedynie nazwy miejsc i postaci. Mimo że nie popełniłem tego błędu i podszedłem do "Gniewu" całkiem na luzie, nie da się ukryć, że jest to klon "Starcia". Obie części to istne gry komputerowe na ekranie, w których bohaterowie przemieszczają się kolejno z punktu A do B, z B do C itd. Finał walki z cyklopami jest niemal taki sam jak ze skorpionami w jedynce, natomiast Minotaur znacznie ustępuje pola Meduzie, jeśli chodzi o czas potyczki. I choć finałowa sekwencja jest bardziej rozbudowana, a Kronos prezentuje się naprawdę wybornie, też nie uraczono nas pełnią jego możliwości.

Historię ponownie kradną postaci drugoplanowe (Hades, Zeus, Agegor, Hefajstos), a raczej ich odtwórcy. Nie ma się jednak czemu dziwić. Ralph Fiennes, Liam Neeson, Bill Nighy to świetni aktorzy, a i Toby Kebbell stworzył charyzmatyczną kreację. Alexa Davalos, w roli Andromedy, została zastąpiona przez Rosamund Pike. Czy to dobra zmiana niech każdy oceni sam. Pod względem aktorstwa nie porównuję jej do wyżej wymienionej czwórki, ale zmianę poczytuję na plus, gdyż można było przynajmniej zawiesić oko. Perseusz niezmiennie to postać iście papierowa, natomiast Worthington dzielnie odgrywa herosa, z tą samą zmęczoną miną, co w jedynce. W każdym razie osobiście nie zauważyłem, by podniósł swój warsztat postaci, co zapowiadał przed premierą.
Pozostałymi plusami "Gniewu" są niewątpliwie lepsze efekty specjalne, które nie mają wahań jak w "Starciu" (wyjątkowo jak dla mnie sztuczna Meduza) oraz dużo lepsze niż w jedynce efekty 3D.      

"Gniew tytanów" powielił schemat pierwowzoru, przez co niemal w każdym względzie wygląda identycznie. Momentami można odnieść wręcz wrażenie, że w scenariuszu zmieniono jedynie nazwy postaci i miejsc, a resztę sfilmowano jeszcze raz bez przeróbek. "Gniew" może wydać się dużo lepszy, gdy zobaczy się go w kinie, natomiast "Starcie" oglądało się tylko w domu na DVD. Jednak obie części są naprawdę równorzędną, sprawie zrealizowaną porcją rozrywki. I choć bawiłem się na obu naprawdę dobrze, nie są one na tyle wyraziste, bym już z wypiekami wyczekiwał części trzeciej. Do tego przydałby się reżyser, który jeszcze bardziej uprości historię na rzecz akcji (umówmy się, już teraz scenariusz jest błahy, więc fabuła i tak by nie straciła), a i Perseuszowi przydałoby się trochę więcej charyzmy. Jakie będą losy serii nie wiem, jednak jej przedłużeniu nie mówię "nie". Potencjał na jeszcze większe mitologiczne fajerwerki jest bowiem ogromny.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wybierając się do kina na "Gniew tytanów", dokładnie wiedziałem, na co się piszę i czego mogę się... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones