Recenzja filmu

Artysta i modelka (2012)
Fernando Trueba
Jean Rochefort
Aida Folch

Pigmalion w odcieniach szarości

Realizując wariację na temat "Pigmaliona..." George'a Bernarda Shawa, Trueba sprowadza tę historię do banalnej dykteryjki o młodości, która pociąga, i starości, która naucza. Przy okazji w
Film Fernando Trueby, który pomyślany został jako lekcja uważnego patrzenia na świat, okazuje się lekcją wyrównawczą, w której reżyser po raz kolejny powtarza ulubione frazesy, obficie cytując samego siebie. "Artysta i modelka" to niespełniona obietnica artystycznego doznania, film, który pod pozorem refleksyjności przemyca jedynie nudę i modernistyczne banały.



W swym najsłynniejszym obrazie, "Belle époque" nagrodzonym w 1994 roku Oscarem dla najlepszego nieanglojęzycznego filmu, Trueba opowiadał historię bliźniaczo podobną do tej, którą snuje dziś w "Artyście i modelce". Był rok 1931, a my patrzyliśmy na wojnę z perspektywy prowincji, na której krył się młody dezerter. O ile jednak w "Belle époque" głównym bohaterem była młodość z jej porywami ducha i – głównie – ciała, o tyle w najnowszym filmie Trueba stawia w centrum starość. Uczucia, jakie rodziły się pomiędzy młodym żołnierzem i czterema młodymi dziewczętami, tutaj stają się udziałem starego artysty (Jean Rochefort), rzeźbiarza cieszącego się międzynarodową sławą. Choć zaliczany jest do grona klasyków, daleko mu do poczucia spełnienia. Żyje wraz z żoną (Claudia Cardinale) na cichej prowincji, daremnie szukając inspiracji. Ta ostatnia pojawia się przypadkiem – młoda dziewczyna (Aida Folch) spotkana przez żonę rzeźbiarza na pobliskim targu otrzymuje od niej schronienie w zamian za pozowanie starszemu artyście.

Gdzieś w oddali trwa wojna, ale jej echa docierają tutaj w śladowych ilościach. Bo też Trueby nie interesuje wojna, ale spotkanie dwóch żywiołów: młodości i starości, życia i śmierci, natury i kultury. Trueba czerpie z worka modernistycznych frazesów i skleja je tak, by pozorować intelektualną głębię. "Artysta i modelka" ufundowana jest na kłamstwach – czarno-białe zdjęcia mają dodawać artystycznego sznytu, narracyjna opieszałość udaje filozoficzny namysł, a naiwne metafory aspirują do miana poezji.



Hiszpański reżyser po raz kolejny zdradza słabość do łatwych afektów – tak jak w animowanym "Chico i Rita" w swym najnowszym filmie wygłasza oczywiste sądy tonem filmowego mistyka. Jednocześnie nie potrafi się zdobyć na jedną oryginalną myśl. W jego filmie młodość jest chmurna i durna, zaś starość jest mądra, zmęczona i tęskni za utraconym życiem. Ich spotkanie sprawia, że oba te żywioły wzajemnie się zmieniają – ponętna Mercè zrozumie, czym jest sztuka, zaś wiekowy Marc Cros odkryje w sobie resztki twórczego żaru.

Realizując wariację na temat "Pigmaliona..." George'a Bernarda Shawa, Trueba sprowadza tę historię do banalnej dykteryjki o młodości, która pociąga, i starości, która naucza. Przy okazji w "Artyście i modelce" Hiszpan koncertowo marnuje aktorski potencjał zaangażowanych przez siebie gwiazd – Claudia Cardinale nie dostaje od niego nic do zagrania, zaś Jean Rochefort przez sto minut obnosi tę samą nic nie mówiącą minę. Bo choć Trueba próbuje uczyć swych widzów i bohaterów uważności, w "Artyście i modelce" sam ochoczo ślizga się po powierzchni.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones