Recenzja filmu

Środa, czwartek rano (2007)
Grzegorz Pacek
Paweł Tomaszewski

Polska beznadzieja

Niewiarygodnie wydumany i wkurzający film. Kolejny już o młodych, niedoświadczonych (choć nie przez życie) ludziach, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić, więc snują się po stolicy.
Niewiarygodnie wydumany i wkurzający film. Kolejny już o młodych, niedoświadczonych (choć nie przez życie) ludziach, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić, więc snują się po stolicy. Mieście, które ma "biało-czerwoną dziurę w brzuchu", jak wyjaśnia reżyser Grzegorz Pacek. Jego "Środa, czwartek rano", podobnie jak to określenie, jest niezrozumiałe i pretensjonalne. Trwająca dobę akcja filmu rusza w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Tomek właśnie oddał bilet na samolot do Stanów, bo, jak twierdzi, umarła jego dziewczyna i nie ma już po co lecieć za Ocean. Nabuzowany kręci się po ulicach, aż w końcu potrąca go złośliwy taksówkarz. Bohater trafia do szpitala, gdzie spotyka Teresę – dziwaczną dziewczynę w różowej czapce, która przylepia się do niego, jak koszulka w upalne, sierpniowe popołudnie. Razem snują się po mieście: kręcą po przejściach podziemnych, sklepach, autobusach, Stadionie Dziesięciolecia, imprezie dla powstańców, w hotelu. Zachowują się jak para rozbrykanych dzieciaków (w założeniu miał to chyba być duet uroczych wałkoni) – a to jadą na gapę autobusem i sprytnie się wymykają, a to kradną perfumy, a to świetnie się bawią buszując wśród stoisk na targowisku. Niestety czuć, że te sytuacje są zmyślone i wyreżyserowane, przez co bohaterowie po prostu irytują swoją „popisówą”. Ich wędrówka zdaje się nie mieć żadnego sensu poza przekonaniem widzów, jacy to są niedopasowani, jak odstają od nudnego, uporządkowanego świata. To takie biedne dzieciaki, które nie mają celu w życiu, mogą się tylko snuć po ulicach i demonstrować światu swoje wielkie nieszczęście. Ten świat zaś powinien być dla nich wyrozumiały, bo przecież oni nie są winni temu, że urodzili się w okropnych, głupich czasach, w których jedyna wartość to wartość materialna. A to tacy fajni młodzi ludzie, uczczą nawet pamięć powstańców, wdzierając się na scenę i rapując anty-szkopską piosenkę. Najsmutniejszy w tym filmie jest fakt, że choć bohaterowie żyją w określonym czasie i miejscu, zdają się być kompletnie wycięci ze społecznego kontekstu. Po prostu są. Nieszczęśliwi, zagubieni, życiowo apatyczni. W filmie Packa zabrakło mi pytania, dlaczego tak jest. Pojawia się tylko jedna sugestia, że współczesnym młodym ludziom brakuje wielkiej sprawy, o którą mogą walczyć, moralnego azymutu. Czegoś, co mieli ich rówieśnicy, którzy kilkadziesiąt lat temu polegli na gruzach Warszawy. Reżyser przez ów gąszcz wydumanych nieszczęść przebija się wyłącznie z jakże doniosłą i wielką prawdą o tym, jak ważna jest bliskość drugiego człowieka, jak to nie można rzucać słów na wiatr i żyć bezmyślnie. Nad tymi rozważaniami snuje się gdzieś duch Kieślowskiego. W ogóle w filmie są same duchy, brakuje ludzi z krwi i kości. Broni się tutaj tylko postać Teresy w dziwnej czapce, którą z wyczuciem gra Joanna Kulig. Niezwykle irytujący jest za to Tomek grany przez Pawła Tomaszewskiego. Jego dziecięca, słodka uroda świetnie współgra z niedojrzałością i dziecięcymi kaprysami. Obserwując go na ekranie, myślałam tylko o jednym: że przydałoby się go przełożyć przez kolano, zlać i patrzeć, czy równo puchnie. Może wziąłby się wreszcie w garść i przestał fascynować tym, jaki jest biedny i smutny. Szkoda, że w "Środa, czwartek rano" ani słowa, jak twierdzi reżyser, ani nic innego nie ma mocy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones