Recenzja filmu

Przed wschodem słońca (1995)
Richard Linklater
Ethan Hawke
Julie Delpy

Porozmawiajmy przez tę jedną noc

UWAGA! Tekst zawiera śladowe ilości spojlerów. Jeśli nie chcesz psuć sobie seansu, pomiń ostatni akapit. Historia dwojga zwykłych ludzi, którzy poznali się podczas podróży pociągiem i przeżyli
UWAGA! Tekst zawiera śladowe ilości spojlerów. Jeśli nie chcesz psuć sobie seansu, pomiń ostatni akapit.


Historia dwojga zwykłych ludzi, którzy poznali się podczas podróży pociągiem i przeżyli wspólnie jedną noc - brzmi to banalnie i zakrawa na kolejny romans pełny stosów wypłakanych chusteczek, wielkich powrotów, pocałunków w deszczu i gorących wyznań miłości. Jednak nie tym razem. Linklater udowadnia, że z prozaicznego pomysłu może wykiełkować coś naprawdę wspaniałego.



Już po pierwszych scenach, w których na główny plan wysuwa się dialog, widzimy, że film sprytnie wymyka się stałej konwencji romansów. Zwykle bazują one na jakimś smutnym głosie staruszki z offu, która leży na łożu śmierci i opowiada o utraconej niegdyś miłości lub na związku dwojga ludzi, których dzieli wszystko, począwszy od majątku, aż po przekonania. W "Przed wschodem słońca" to bohaterowie są w centrum, nie uczucie, bo ono dopiero kiełkuje, ono wisi gdzieś w powietrzu, ale każde z nich boi się je nazwać. Jesse i Celine wypełniają każdy kadr i ujęcie, to oni są punktem centralnym, reszta świata jest gdzieś w tle, nie słychać rozmów, które toczą ludzie wokół nich, nie widać szczegółów miejsca, w którym się znajdują, ta noc wszakże należy tylko do nich. Nawet Wiedeń ukazany został z prowincjonalnej, zwykłej i codziennej strony, bez przelewających się tłumów turystów, bez wielkich zabytków z folderów biur podróży. I to właśnie ten codzienny Wiedeń: zadymione kluby, samozwańczy poeci, cyganki wróżące z ręki, tramwaj, towarzyszą naszym bohaterom podczas ich wielogodzinnych rozmów. Idealnie pasuje on do uczucia bohaterów, jednego z wielu, spontanicznego, a zarazem trywialnego, które również ginie w nudnej, szarej monotonni dnia następnego, od którego dzieli ich jedynie wschód słońca.

Być może czasem scenarzyści przedobrzyli i powkładali w usta bohaterów pseudointelektualne wywody, które nie miały żadnego znaczenia, jak np. ten o bezdomnym, który nie dostał stówy. Nadal jednak nie słyszałem lepszych dialogów w żadnym znanym mi romansie. Są naturalne, pełne młodzieńczego wigoru, o wszystkim i o niczym, na każdy temat, o każdej porze. Wszystkie te rozmowy oscylują gdzieś wokół uczuć, miłości, seksu, ale nie znajdują odzwierciedlenia w rzeczywistości, bohaterowie nie mówią ani razu "kocham", całują się na diabelskim młynie, po czym śmieją się, że było to wyjęte z kart taniego romansu. Szczególnie zapamiętałem scenę z "dzwonieniem" do swoich znajomych, która jest jednym z najbardziej subtelnych wyznań miłosnych, jakie kiedykolwiek usłyszałem.



Spotkanie Jessiego i Celine zmierza do nieuniknionego finału, w którym nie będziemy świadkami płomiennego wyznania miłości, które ukoi bohaterów. Po prostu wsiądą w pociąg i odjadą, każdy w swoją stronę. I będą się jedynie uśmiechać do siebie, bo tylko oni wiedzą, co przeżyli przed wschodem słońca.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jest niewiele filmów, które potrafią tak pięknie wykorzystać muzykę w odpowiednim momencie. "Before... czytaj więcej
Sytuacja, w której romantyczny wybryk rozmija się z sentymentalną fantazją? Rozmowa dwóch osób o... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones