Recenzja filmu

Wszystko płynie (2011)
Piotr Ivan Ivanov
Krzysztof Dziomdziora

Poza głównym nurtem

Z założenia powinno się popierać tego typu niekomercyjne projekty – będące rzadkością na rodzimym rynku.
We "Wszystko płynie" rzeka Wisła jest tłem dla podróży samotnego wędrowca, który postanowił uciec od zgiełku wielkiego miasta i pobuszować po wiślańskich brzegach. Niczym niestrudzony zdobywca, bohater walczy z warunkami atmosferycznymi, problemami technicznymi i wszelkimi innymi przeciwnościami losu. Jego dom na tych kilka tygodni ogranicza się za dnia do maleńkiej łódeczki, tzw. pychówki, która jest tradycyjnym środkiem transportu wiślanych podróżników, wieczorami zaś do śpiwora.

W trakcie podróży miejski kontestator spotyka na swojej drodze "niespodziewanych" gości. Na początku – nawiedzonego, rozwrzeszczanego wędkarza, który w głuszy brzegu tylko czyha na potencjalne ofiary. Potem –  lokalnego pijaczka ze swoimi mądrościami ludowymi i panią gospodynię, która uratuje kurę przed niechybną śmiercią z rąk wędrowca. W jej domu miastowy znajdzie, ma się rozumieć, ciepłą strawę i chwilę spokoju.

Można by pisać bez końca o nostalgicznych scenkach tego "dokumentalnego, fabularyzowanego kina drogi" (cytat z samych twórców), ale może już starczy. Sęk w czymś innym. Film Ivanova i Dziomdziora to niezależna produkcja, która powstała całkowicie "prywatnie", bez dużych wkładów pieniężnych. Z założenia powinno się popierać tego typu niekomercyjne projekty – będące rzadkością na rodzimym rynku. Wypadałoby również przyklasnąć twórcom, którzy poszukali innych sposobów na debiut niż tradycyjne. "Wszystko płynie" można tak naprawdę potraktować jako film, który od samego początku próbował zaistnieć w przestrzeni publicznej za pomocą innych środków niż  działania gnuśnego producenta i dystrybutora. Zdjęcia zostały wykonane aparatami cyfrowymi GH1 dającymi dużą swobodę w trakcie pracy w trudnych warunkach i jednocześnie niewymagającymi dużych nakładów finansowych. Cała ekipa pracowała praktycznie za darmo. Już w trakcie pracy na planie powstała strona internetowa filmu i jego profil na Facebooku. Zorganizowano szereg eventów w przestrzeni miejskiej, które miały wspomóc promocję projektu i zebrać pieniądze na jego dalszy rozwój.

Naprawdę, wypadałoby pogratulować ekipie  zapału i profesjonalizmu. Jest tylko jeden problem: produkt końcowy, który ląduje na polskich ekranach, przypomina naiwną impresję z górnolotnymi frazami o płynności ludzkiego istnienia mogącymi wywołać jedynie ironiczny uśmiech. I na nic  ścieżka dźwiękowa wypełniona po brzegi muzyką twórców polskiej sceny niezależnej. Jeśli nadal w Polsce "lekki w odbiorze i uniwersalny" będzie synonimem słowa "banalny", to nawet najbardziej undergroundowa gwiazda estrady  nic nie pomoże.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones