Recenzja filmu

W samo południe (1952)
Fred Zinnemann
Gary Cooper
Thomas Mitchell

Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie

Wybitne dzieło Freda Zinnemanna, przez wielu uważane za najlepszy western w dziejach kina i niekwestionowany klasyk gatunku, co ja po obejrzenie filmu mogę z całą odpowiedzialnością potwierdzić.
Wybitne dzieło Freda Zinnemanna, przez wielu uważane za najlepszy western w dziejach kina i niekwestionowany klasyk gatunku, co ja po obejrzenie filmu mogę z całą odpowiedzialnością potwierdzić. Obraz przedstawia przedpołudnie z życia szeryfa miasteczka Haydeville – Willa Kane'a. Miało być ono jednym z najpiękniejszych w jego życiu – właśnie poślubił piękną Amy, planował zmianę pracy i miał nadzieję na nowe, bardziej ustabilizowane życie. Jednak niespodziewanie dowiedział się, że do miasta zbliżają się bandyci, którzy pragną zemsty, gdyż przed kilku laty przyczynił się do ich aresztowania i osadzenia w więzieniu. W obliczu niebezpieczeństwa Kane pozostał sam – opuścili go wszyscy domniemani przyjaciele, nawet ukochana. Pomoc zaoferowali mu jedynie naiwny młody chłopak i jeden z małomiasteczkowych weteranów. I choć od początku wiadomo, że zgodnie z westernową konwencją szeryf zwycięży, to owo zwycięstwo nie jest tutaj rzeczą najważniejszą. Najważniejsze jest półtorej godziny przed przyjazdem pociągu, którym mają przybyć Miller i jego kompani. Na przestrzeni tych stosunkowo niewielu minut, stopniowo wzrastało napięcie, tak, aby dojść do punktu kulminacyjnego w samo południe. W tym czasie Kane bezskutecznie prosił o pomoc mieszkańców miasteczka, sporządził testament i, jak wynikało z rozwoju akcji, chyba przygotowywał się na ewentualną śmierć. Wielu bohaterów przeżywało swoje osobiste dramaty i musiało podjąć ważne decyzje, często ważące na całym ich życiu. Dlatego w chwili, kiedy słońce stanęło w najwyższym punkcie, w Haydeville było gęsto od najróżniejszych emocji – strachu, gniewu, nienawiści i ciekawości. A po ulicach hulał wiatr, przesypując tumany piasku, wszędzie było cicho i spokojnie... Zinnemann stworzył dzieło, które zapamiętano głównie dzięki owemu mistrzowsko stopniowanemu napięciu. Jest realnym potwierdzeniem tezy Alfreda Hitchcocka, który twierdził, że "Dobry film powinien rozpoczynać się od trzęsienia ziemi. Potem napięcie powinno stale rosnąć". Rzeczywiście - tutaj, w przeciwieństwie do innych westernów, już na początku dowiadujemy się, że do miasta zbliżają się bandyci, z którymi bohater będzie musiał stoczyć pojedynek na śmierć i życie. I od tego momentu widz, wbrew rozsądkowi, zaczyna się zastanawiać - uda mu się czy nie?, śledząc jednocześnie akcję toczącą się na ekranie. Bo warto zauważyć, że szeryf walczy nie tyle o miasteczku, ile o... samego siebie. W rolę Willa Kane'a wcielił się Gary Cooper, o którym niejednokrotnie mówiono, że stworzył postać najwspanialszego kowboja ekranu (takich słów nie mógł wręcz ścierpieć John Wayne, który ma na swoim koncie role w kilkudziesięciu westernach). Z chmurną twarzą, na której nawet przez moment nie maluje się uśmiech (był to podobno wynik wrzodów żołądka, a nie kunsztu aktorskiego Coopera), jest na pewno najważniejszą postacią, dookoła której rozgrywa się cała fabuła i w głównej mierze to jemu należy przypisać sukces filmu. Partnerowała mu piękna i pełna wdzięku Grace Kelly, ulubiona aktorka Alfreda Hitchcocka, która za kilka lat miało zrezygnować z kariery i zostać księżną Monako. Tu jednak jest jeszcze młodziutką, wspaniałą aktorką, która doskonale pasowała do starszego, męskiego i przystojnego Coopera. W filmie bardzo interesujący jest wątek rywalizacji dwóch kobiet - wspomnianej wcześniej Amy i byłej kochanki Kane'a - Helen Ramirez (niezwykła, uhonorowana za ową rolę Złotym Globem Katy Jurado), którą Amy oskarża o egoizm i próby zatrzymania Willa przy sobie. Pomimo wzajemnego antagonizmu obie panie decydują się na współpracę, aby tylko ocalić ukochanego mężczyznę. Nie sposób nie wspomnieć jeszcze o genialnej muzyce Dimitri Tiomkina, którego piękna piosenka "Do Not Forsake Me", brzmiąca na ekranie przez cały film, zdobyła dla twórców jak najbardziej zasłużonego Oscara (pierwszego w historii Akademii, który nie przypadł w udziale utworowi rodem z musicalu). Film jak najbardziej godny obejrzenia, co wszystkim zatwardziałym wielbicielom westernów gorąco polecam.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Powstałe w 1952 roku "W samo południe" jest być może najbardziej znanym amerykańskim westernem wszech... czytaj więcej
Z czym obecnie kojarzy się gatunek filmowy znany jako western? Przede wszystkim z klasykami amerykańskimi... czytaj więcej
Film ten jest przez wielu uważany za jeden z najlepszych westernów w dziejach, choć typowym filmem o... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones