Recenzja filmu

Jack Ryan: Teoria chaosu (2014)
Kenneth Branagh
Chris Pine
Keira Knightley

Prawie bohater

Obraz wyreżyserowany przez Kennetha Branagha nie jest filmem, który mógłby z impetem przywrócić kinu serię o Jacku Ryanie. Przeszkadza w tym przede wszystkim mało oryginalna fabuła. Wynika to
Jack Ryan do kina trafił dzięki powieściom Toma Clancy'ego. X muza od samego początku dość swobodnie traktowała literacki pierwowzór. W "Polowaniu na Czerwony Październik" zmieniono biografię młodego Ryana. Zaś w "Czasie patriotów" bohater mocno się "postarzał" (w powieści miał 31 lat, akcja toczyła się jeszcze przed "Czerwonym Październikiem", zaś Harrison Ford była prawie 50-latkiem, kiedy grał Johna Patricka Ryana). Dlatego też pomysł studia, by wykorzystać postać Jacka, ale nie opierać się na żadnej z książek Clancy'ego, nie był aż tak karkołomny, jak się mogłoby wydawać. Była nawet szansa, by stworzyć nowoczesną wersję, która mogłaby konkurować z obecnymi szpiegowskimi bohaterami popkultury. Twórcom zabrakło jednak ikry, by tę okazję w pełni wykorzystać.



Bohatera "Teorii chaosu" poznajemy 11 września 2001 roku. Jack (Chris Pine) przebywa w Londynie, gdzie ogląda w telewizji zamach na World Trade Center. Pod wpływem tego wydarzenia rzuca studia doktoranckie, zaciąga się do marines i ląduje w Afganistanie. Jego wojskowa kariera szybko dobiega końca, kiedy helikopter, którym leci na misję, zostaje zestrzelony. Mimo kontuzji udaje mu się uratować dwóch towarzyszy, ale kolejne miesiące spędza w szpitalu na mozolnej rehabilitacji. Tam poznaje swoją ukochaną (Keira Knightley) i agenta CIA (Kevin Costner), dzięki któremu sam stanie się tajnym współpracownikiem. Dziesięć lat później wciąż ukrywa przed światem swoją prawdziwą tożsamość, udając, że jest zwyczajnym analitykiem w jednym z wielkich koncernów finansowych Wall Street. Ale kiedy odkryje dziwne posunięcia walutowe pewnego rosyjskiego oligarchy, wszystko się zmieni.

Obraz wyreżyserowany przez Kennetha Branagha nie jest filmem, który mógłby z impetem przywrócić kinu serię o Jacku Ryanie. Przeszkadza w tym przede wszystkim mało oryginalna fabuła. Wynika to chyba ze strachu producentów i kompleksu z powodu braku wsparcia ze strony literackiego pierwowzoru. Podstawę dla historii ukazanej w filmie stanowi bowiem scenariusz Adama Cozada "Moscow", który z Jackiem Ryanem nie miał nic wspólnego. Kolejni scenarzyści zatrudniani byli głównie po to, by przemodelować bohatera na postać znaną fanom twórczości Clancy'ego. Niestety w swoim zapędzie posunęli się zbyt daleko. Pierwsze pół godziny "Teorii chaosu" jest najsłabszą częścią filmu. Geneza postaci Ryana pokazana jest tak, jakbyśmy mieli do czynienia z jakimś superbohaterem: genialnym analitykiem i heroicznym żołnierzem, który nie poddaje się nawet ze zmiażdżonymi kręgami. To "origin story" ogląda się niczym pastisz ekranizacji tytułów DC Comics czy Marvela.

Ci, którzy przetrwają początek, będą mieli więcej powodów do zadowolenia. Od momentu przybycia Ryana do Moskwy akcja toczy się wartko, a intryga miło dla oka komplikuje się, zapewniając wystarczający poziom rozrywki. Oczywiście w porównaniu z popularnymi serialami typu "Homeland" czy "24 godziny" "Jack Ryan" będzie wydawał się wtórny. Winę za to ponoszą producenci i scenarzyści, którzy postawili na dość tradycyjny model thrillera szpiegowskiego.



"Jack Ryan: Teoria chaosu" w zamyśle wytwórni miał otworzyć nową kinową franczyzę z Chrisem Pine'em w roli głównej. Aktor niestety nie ma w sobie charyzmy, która mogłaby z niego uczynić ikonę kina sensacyjnego. Z drugiej strony trudno mieć mu to za złe. W końcu gra w serii, która miała tylko jednego wyrazistego odtwórcę – Harrisona Forda. W "Polowaniu na Czerwony Październik" uwagę wszystkich przykuwał przecież Sean Connery, a nie Alec Baldwin. W "Sumie wszystkich strachów" Ben Affleck natomiast zagrał tak nijako, że wiele osób zapewne nawet nie pamięta, że był Ryanem. Porównanie z tymi dwoma wcale tak źle dla Pine'a nie wychodzi.

Jeśli zaś chodzi o całość, to została ona sprawnie zrealizowana. Nie oferuje widzom jednak ani jednej sceny, która wyryłaby się w pamięci na tyle, by za rok, dwa lata dzięki niej "Jack Ryan: Teoria chaosu" wciąż był wspominany w rozmowach fanów kina. Jest to po prostu kolejna solidna propozycja z Hollywood, która rozpływa się w setce podobnych, solidnych propozycji z Hollywood.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jack Ryan to postać znana kinomanom, choć zapewne nie wszystkim, gdyż na ekranach nie gościł od ponad... czytaj więcej