Recenzja wyd. DVD filmu

Grubsza sprawa (2009)
Marcus Warren
Gary Stretch
Vinnie Jones

Prosta sprawa

Uderzę od razu z grubej rury – "Grubsza sprawa" to produkcja wypuszczona niemalże od razu na rynek DVD, z odpowiednio ograniczonym budżetem i zapleczem artystycznym. Na stołku reżyserskim
Uderzę od razu z grubej rury – "Grubsza sprawa" to produkcja wypuszczona niemalże od razu na rynek DVD, z odpowiednio ograniczonym budżetem i zapleczem artystycznym. Na stołku reżyserskim zatrudniono kompletnego debiutanta (Marcus Warren), spod którego pióra wyszedł również scenariusz, znane nazwiska (Vinnie Jones i Christopher Lee) figurują zaś na pierwszym planie tylko na plakacie promocyjnym (wabik na widza), w filmie grając ledwie drugie skrzypce. Nie zrażony słabą notą w internecie (poniżej 5/10) zasiadłem do "Grubszej sprawy" i, niestety, wyczułem pismo nosem już podczas napisów początkowych zrealizowanych w topornym stylu charakterystycznym dla "budżetówek". "Im dalej w las, tym więcej drzew", jak się miało na moje nieszczęście okazać...

Pierwsza wada filmu to bardzo niespójna fabuła złożona ze zbyt wielu wątków. W trakcie krótkiego seansu niedoświadczony reżyser chciał upchnąć zarówno kryminalną przeszłość głównego bohatera, jak i jego relacje z rodzicami i bratem oraz motyw zlecenia od mafijnego bossa. Jak na złość, historia od pewnego momentu prowadzona jest dwutorowo, w chaotyczny sposób przeplatając sytuacje obecne z przyszłymi. Brakuje filmowi wyraźnego punktu głównego, do którego zmierzałyby wydarzenia. Wiemy tylko, że Boots ma wykonać zlecenie, które uwolni go z okowów mafii. W międzyczasie ścina się z bratem, kłóci z matką, napada bezbronną kobietę w jej własnym mieszkaniu, doświadcza serii bolesnych flashbacków związanych ze stratą własnej rodziny... Jeden wielki chaos, który w naiwny i naciągany sposób wyjaśnia końcówka usilnie kreowana na zaskakujący twist fabularny.

Film ma ze 2-3 interesujące sceny (np. gdy Boots zostaje wysłany na transakcję "businessową" z teczką zawierającą "twardą walutę", i nie mam tu bynajmniej na myśli dolarów), których potencjał jest jednak niweczony przez niekompetencję reżysera. Brutalna scena przesłuchania jednej z grubych ryb przez postać z licem Vinniego Jonesa robi wrażenie i zwiastuje wejście filmu w ciężki klimat. Mężczyzna o wyglądzie etatowego zakapiora nie patyczkuje się z odcinaniem kolejnych palców szychom, prowadząc jednocześnie dość specyficzny monolog. Jednak dosłownie parę chwil później następuje scena... siłowania się Bootsa z kotem. Dokładnie tak – biedny zabójca zostaje ugryziony przez futrzaka w rękę, dlatego rozwścieczony łapie kocura niczym wymiętą szmatę i próbuje podtopić w kabinie prysznicowej. Nie mam pytań...

Jak boleśnie potrafi doskwierać brak funduszy w kinie sensacyjnym, widać w scenie ostatecznej konfrontacji dwóch zacietrzewionych wrogów. Efektowna (w zamierzeniu) strzelanina upstrzona jest zbędnym i kiepsko wykonanym spowolnieniem czasu, w którym stojący naprzeciw siebie antagoniści ni w ząb nie potrafią się trafić. Nędznie wykonane pociski latają od nadawcy do nadawcy, kamera zaś zatacza koło na modłę "Matrixa" wyprodukowanego za ekwiwalent 3 torebek cukierków. Co gorsza, jest to bodajże najlepsza scena akcji w filmie.

Jeśli chodzi o skromny budżet, to aż śmiech bierze człowieka, gdy widzi "konferencje prasowe" polityka kandydującego na premiera występującego przed grupką 10 osób. W takich scenach kamera sprytnie została ustawiona od dołu, obejmując jedynie osoby stojące najbliżej mównicy. Reszty uczestników zatem nie widać na ekranie... Inna sprawa, że ich po prostu nie ma. Najkomiczniej wypada ujęcie przedstawiające sprzedawcę gazet zachęcającego tłumnie mijających go przechodniów do zakupu gazety z najświeższymi informacjami. Kamera obejmuje jedynie... nogi osobnika oraz nagłówek z prasy, w tle zaś słychać przechodzących ludzi. Prawie jak w kreskówce "Krowa i kurczak" z wiekowego Cartoon Network.

Zawiódł również Gary Stretch odgrywający rolę twardego i doświadczonego przez życie Bootsa. Przez cały seans gra jedną miną z gatunku "jestem nie do zdarcia", w czym nie jest ani trochę autentyczny. Zdecydowanie lepiej wypada Vinnie Jones w drugoplanowej roli inspektora Dunna, który za cel honoru obrał sobie uprzykrzenie życia byłemu skazańcowi. Pod banderą prawa stosuje on bowiem zasadę, że cel uświęca środki, w myśl której najlepszą metodą wydobycia pożądanych informacji jest pozbawienie przesłuchanego palców. Równie dobra scena (jedna z nielicznych) także obejmuje udział Dunna węszącego po mieszkaniu Bogu ducha winnej kobiety w poszukiwaniu Bootsa. Czuć w powietrzu lekką namiastkę napięcia, które potem zniszczone jest żałośnie zrealizowaną strzelaniną. Występ Christophera Lee zaliczam w kategorii żartu niewartego napomknięcia (parę linijek tekstu).

Tak w skrócie wygląda "Grubsza sprawa" – sinusoida jakości wznosi się na chwilę w górę, by potem spaść do nieakceptowalnego poziomu. Zupełnie jakby w trakcie pisania scenariusza Warren miał garść dobrych pomysłów (albo przebłyski świadomości), do których dopisał resztę skryptu, usilnie starając się budować złożoną postać protagonisty i wielowarstwowość samej intrygi (stąd tyle napaćkanych wątków). Bynajmniej nie pomaga wspomniane wcześniej zakończenie starające się sklecić do kupy zagmatwany scenariusz. Dość powiedzieć, że sam Boots łopatologicznie wyjaśnia zainteresowanemu i przy okazji widzowi, o co chodziło w całej intrydze.

Sprawa z filmem jest z grubsza bardzo prosta – połączenie śmiesznego budżetu z kiepskim skryptem i montażem starającym się ukryć finansowe niedostatki produkcji przysłaniają zalety w postaci kilku udanych scen oraz mocnej postaci odgrywanej przez Vinniego Jonesa (fachowa bródka i maniera zakapiora). Zamiast pójścia w kierunku dosadnej brutalności ukazanej w scenie tortur, mamy "groźnego" Bootsa wyżywającego się na kocie. Odradzam.

Ogółem:4/10

W telegraficznym skrócie: produkcja przeznaczona głównie na rynek DVD ,co zresztą widać na ekranie; obecność Vinniego Jonesa i Christophera Lee w obsadzie to tylko marketingowa zagrywka producentów łasych na pieniądze; debiutujący scenarzysta i reżyser nie sprawdził się w żadnej roli; dla paru scen nie warto tracić czasu.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones