Recenzja filmu

Noce w Rodanthe (2008)
George C. Wolfe
Richard Gere
Diane Lane

Przekwitła miłość

"Noce w Rodanthe" zadowolą zdeklarowanych romantyków, którzy lubią rozklejać się na prostych, mało skomplikowanych opowiastkach.
Adrienne Willis i Paul Flanner przeżyli już uniesienia młodości z jej nadziejami i miłostkami. Kolejne lata, setki kompromisów wtłoczyło ich w głębokie koleiny. Pogodzili się z tym, że nigdy już nie uda im się wydobyć z narzuconych ograniczeń. Wystarczyło jednak kilka dni  w malowniczych plenerach nadmorskiej plaży, by uśpione marzenia zakwitły na nowo. Życie Adrienne sprowadza się do bycia troskliwą matką i zdradzaną żoną. Paul pragnął być najlepszym lekarzem i  choć dokonał tego, popadł w rutynę i zatracił zdolność współodczuwania. Kiedy spotkali się po raz pierwszy w niewielki moteliku, od razu rozpoznali w sobie bratnią duszę. Wspólne rozmowy, dzielenie się bólem sprawiło, że zaczęli odkrywać siebie nawzajem, wydobywając na wierzch to, co porzucili na drodze do uporządkowanego życia. Niepostrzeżenie między nimi rodzi się prawdziwa miłość - zapierająca dech w piersiach, nadająca sens i inspirująca do bycia lepszym. Adrienne i Paul to bardzo typowi bohaterowie Nicholasa Sparksa, autora bestsellerowych powieści, takich jak "Pamiętnik" czy "List w butelce". Jak mało kto potrafi pisać o miłości romantycznej a zarazem dojrzałej, pozbawionej banalności nastoletniego dramatu. Bohaterowie jego powieści przeżyli już sporo cierpień i rozczarowań. A jednak wciąż są, wciąż czują i kochają, a ich miłość zakwitła na glebie cierpień i wyrzeczeń zdaje się piękniejsza i pełniejsza. Właśnie to sprawia, że Hollywood tak chętnie sięga po jego książki. "Noce w Rodanthe" są tego najlepszym przykładem. Diane Lane ma już ponad 40 lat - straszliwy wiek dla aktorek Fabryki Marzeń. Są za stare, by być seksownymi podlotkami, za młode, by grać stateczne matrony i kobiety doświadczone przez życie. Richard Gere otrzymał zaś szansę - być może już ostatnią - zagrania prawdziwego amanta. Ma bowiem prawie 60 lat na karku. Oboje z łatwością weszli w przypisane im role. I choć nie ma pomiędzy nimi zbyt wiele 'chemii', tworzą wiarygodne kreacje ludzi po przejściach, a jednocześnie rozsiewają wokół aurę baśniowości. Tym, co nie pozwala w pełni cieszyć się filmem, jest słaba reżyseria. George C. Wolfe również nie jest człowiekiem młodym, a jednak "Noce w Rodanthe" są jego pierwszym filmem kinowym. Niestety czuć to wyraźnie. Jego metodą na budowanie melodramatu jest nadużywanie zdjęć z obrotu i zarzucanie fabuły ckliwymi, kiczowatymi elementami. Bezkrytycznie przyjmuje tekst Sparksa i scenarzystów, zapominając, że to, co dobrze wygląda na papierze, nie zawsze sprawdza się na taśmie filmowej. Wolfe sprawia wrażenie prostego drwala, który zamierza stworzyć zastawę z kruchej porcelany. Choć można podziwiać jego pasję i ambicję, szanse powodzenia takiego projektu są raczej niewielkie. "Noce w Rodanthe" to zatem film, który zadowolić może jedynie zdeklarowanych romantyków, którzy lubią rozklejać się na prostych, mało skomplikowanych opowiastkach.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones