Recenzja filmu

Wieczór panieński (2012)
Leslye Headland
Kirsten Dunst
Isla Fisher

Przyjaźń jak galery

"Wieczór panieński" to prawie "Druhny" i choć "prawie" jak zwykle robi kolosalną różnicę, podczas seansu raczej nie będziecie drzeć na sobie sza.
"Wieczór panieński" to prawie "Druhny" i choć "prawie" jak zwykle robi kolosalną różnicę, podczas seansu raczej nie będziecie drzeć na sobie szat – najgorszego przedślubnego kaca w tym roku macie już za sobą. Obydwa filmy łączy nie tylko tematyka, ale i aktorka Rebel Wilson – u Paula Feiga była wredną współlokatorką głównej bohaterki i chłodziła sobie odparzone plecy zielonym groszkiem, w filmie Leslie Headland wciela się w rolę panny młodej, otoczonej wianuszkiem sfrustrowanych druhen na rauszu.  

Organizująca ślub Reagan (Kirsten Dunst) jako jedyna nie ma problemów z utrzymaniem pionu – zapięta pod samą szyję, sztywna jak kij od szczotki, z zegarkiem w ręce rozstawia po kątach zarówno podstarzałych kwiaciarzy, jak i rodzinę przyszłej mężatki. Zupełnie inaczej mają się sprawy z jej postrzelonymi przyjaciółkami – głupawą Katie (Isla Fisher) i zblazowaną Geną (Lizzy Caplan), które mają tyle roboty z przygodnie poznanymi facetami, że nie starcza im czasu na poukładanie sobie życia. Razem tworzą skontrastowany w nieco zbyt oczywisty sposób, lecz nie pozbawiony uroku tercet. Zwłaszcza gdy reżyserka zderzy ich ze scharakteryzowanymi według mniej stereotypowego klucza facetami.  

Fabuła to w zasadzie stara hollywoodzka baśń: najpierw jest ścieżka koki, potem droga do odkupienia – głupi żart, po którym wali się świat (kobiety przez przypadek drą suknię panny młodej), i nocna odyseja, która nauczy bohaterki tego i owego. Zestaw gagów, żartów sytuacyjnych i komediowych mikroscenek jest raczej klasyczny, ale za sprawą dobrych kobiecych ról łatwo przymknąć na to oko. Świetna jest zwłaszcza Caplan, która urodą i charyzmą mogłaby obdzielić kilkanaście produkowanych na taśmociągu Fabryki Snów gwiazdek. Doskonale wypada również Dunst, która opanowała do perfekcji role sarkastycznych, związanych gorsetem konwenansów kobiet. Finałowa scena, w której pałając gniewem i klnąc na czym świat stoi, stara się dopiąć na ostatni guzik ślubną ceremonię, to jej popisowa "solówka".

Film otrzymał kategorię R i choć zwykle pomstuję na hollywoodzką autocenzurę, akurat dla "Wieczoru panieńskiego" byłaby ona zbawieniem. Wszystko przez brak pomysłowości twórców, którzy idą po linii najmniejszego oporu i zalewają film naprawdę rynsztokowymi żartami o seksualnym podłożu.  Nie dziwie się też, że w Ameryce utwór, mówiąc delikatnie, ma kiepską prasę. To apologia przyjaźni tożsamej z emocjonalnymi galerami, której trwałość mierzy się ilością załagodzonych konfliktów i wybaczonych świństw.  
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Bridesmaids" to jedno z największych pozytywnych komediowych zaskoczeń roku 2011. Deszcz nagród, jakie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones