Recenzja filmu

Dzień świstaka (1993)
Harold Ramis
Bill Murray
Andie MacDowell

Rewelacja!

Wypaliłem się już nieco, jeśli chodzi o własne przemyślenia, na temat czasu przy okazji opisywania słabego filmu "50 pierwszych randek". W tamtej recenzji musiałem poszukiwać tematów
Wypaliłem się już nieco, jeśli chodzi o własne przemyślenia, na temat czasu przy okazji opisywania słabego filmu "50 pierwszych randek". W tamtej recenzji musiałem poszukiwać tematów zastępczych, gdyż sama komedia była utworem okropnie przewidywalnym, banalnym i płytkim. W przypadku "Dnia świstaka" takie krążenie wokół filmu jest zupełnie niepotrzebne, gdyż sam utwór, pomimo swojego pozornie lekkiego, komediowego charakteru, jest dziełem tak zasobnym w rozmaitego rodzaju emocje i spostrzeżenia, że nie sposób jest zawrzeć w średniej długości recenzji wszystkich myśli nasuwających się podczas oglądania "Dnia świstaka". Zacznę od kapitalnego, spostrzegawczego humoru, który jest przede wszystkim udziałem jednego aktora – Billa Murraya. Zatrudnienie go do tej roli, było jak, użyję terminologii sportowej, wybranie Michaela Jordana w drafcie przez Chicago Bulls - idealnym rozwiązaniem, nie było lepszego. Nie jest mi znany inny aktor, który by w bardziej błyskotliwy sposób odegrał rolę zgorzkniałego, aroganckiego, z ciętym i złośliwym humorem reportera. Występ w "Dniu świstaka" potwierdził jedynie predyspozycje Billa do odgrywania takich ról, utrwalone już wcześniej przy okazji choćby "Pogromców duchów", czy też "Wigilijnego show". A wszystko jest takie naturalne… Humor, którego w filmie jest sporo, wypływa niezwykle swobodnie z wszelkich sytuacji. Śmiejemy się nie dlatego, że scenarzysta wypreparował pewne zdarzenia tylko w celu rozbawienia widza, lecz w wyniku wzbogacenia istotnych scen dla całości przekazu filmowego jakże przenikliwym humorem. Moim ulubionym fragmentem jest przejażdżka Phila (Bill Murray), z dwójką barowych towarzyszy, samochodem  nocą po mieście. Bohater uświadomiwszy sobie, że wskutek braku jutra, nie poniesie konsekwencji swoich dzisiejszych zachowań, zaczyna szarżować likwidując wszelkie chodnikowe słupki, jedzie pod prąd torami kolejowymi naprzeciw pędzącego pociągu, licząc na to, że to pociąg stchórzy pierwszy, a na koniec zamawia hamburgery i frytki u zatrzymującego go policjanta. Prawdopodobnie gdybym miał wymienić najzabawniejszy dla mnie moment filmowy, wskazałbym właśnie na opisaną wyżej sytuację. Ale humor to nie wszystko, co oferuje nam Harold Ramis w swojej komedii. Jest ona też niezwykłym studium transformacji wewnętrznej człowieka – od aroganckiego egoisty do niezwykle aktywnego filantropa. W tej sferze też spostrzeżemy wspaniałą naturalność. Nie ma tutaj nagłej zamiany czerni w biel, lecz stopniowe przechodzenie przez różne odcienie szarości. Phil, znalazłszy się w niespotykanej sytuacji, początkowo nie potrafi jej zaakceptować, następnie wykorzystuje ją do spełniania swoich hedonistycznych zachcianek, nie dają mu one szczęścia, więc popełnia serię samobójstw, aby na koniec zrozumieć, że jedynie życie dla drugiego człowieka ma sens. Film jest wspaniałą ucztą dla widza łaknącego rozrywki niewymagającej wysiłku umysłowego, dostarczającej, pomimo swojego lekkiego charakteru, materiały do przemyśleń. Plasuję "Dzień świstaka" bardzo wysoko w mojej kolekcji filmowej, tuż obok "Forresta Gumpa". Oba filmy wiele łączy. Przede wszystkim łatwy, chłonny przekaz oraz rewelacyjne kreacje komediowo-dramatyczne Billa Murraya i Toma Hanksa. Myślę, że większej rekomendacji "Dzień świstaka" nie potrzebuje.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones