Rock is dead

Dożyliśmy ciekawych czasów. Ścieżka dźwiękowa z osadzonego w latach osiemdziesiątych „Metal Gear Solid V” mogłaby zostać oficjalną tracklistą „Guitar Hero”, z kolei twórcy nowej odsłony „Guitar
"Guitar Hero Live" - recenzja
Dożyliśmy ciekawych czasów. Ścieżka dźwiękowa z osadzonego w latach osiemdziesiątych „Metal Gear Solid V” mogłaby zostać oficjalną tracklistą „Guitar Hero”, z kolei twórcy nowej odsłony „Guitar Hero” kokietują miłośników hip-hopu, połamanej elektroniki i lukrowanego popu. W tym szaleństwie jest jednak metoda. Choć „Berzerk” Eminema, „Waking Up In Vegas” Katy Perry czy „Bangarang” Skrillexa mogą kalać uszy fanów Dragonforce albo Iron Maiden i generalnie pasują do gitary jak pięść do nosa, paradoksalnie uświadamiają siłę całej marki. Preferencje muzyczne to jedno. Wystarczy jednak odpowiedni rytm, dobre rozłożenie przycisków i adekwatna oprawa, a impreza i tak się rozkręci. 



Utworów jest w tytułowym trybie Live około czterdziestu. To niewiele, ale ich różnorodność działa na korzyść produkcji. Przeskakiwanie między konwencjami, gatunkami i stylami jest odświeżające, a wszystkie kawałki pogrupowano w tematyczne zestawy. Klimat zmienia się co parę minut, razem z kolejnymi zespołami skaczemy z koncertu na koncert, a publiczność gromadzi się w zatęchłych spelunach, na wielkich scenach festiwalowych i gigantycznych miejskich placach. Reagująca na nasze poczynania publika to nowość w serii, ale nie robiłbym z niej wizytówki gry. W teorii pomysł jest kapitalny i nie chodzi tu jedynie o estetykę: kiedy idzie nam dobrze, widownia jest wniebowzięta, a członkowie bandu wyrażają aprobatę na różne, niekiedy zabawne sposoby. Kiedy zaś szarpiemy struny z polotem jednorękiej małpy, zostajemy wygwizdani, a żądny naszej krwi tłum zagłusza linię melodyczną. W praktyce jednak cała mechanika sprawdza się w kratkę. Po pierwsze, raczej nie będziemy mieć czasu, żeby skupiać się na obliczach słuchaczy. Po drugie, reakcji na konkretne poczynania nagrano uprzednio zbyt mało i bardzo szybko zaczynają się powtarzać. Po trzecie, przekonanie lub zniechęcenie do siebie tłumu jest kwestią zaledwie paru chwil i kilkunastu nutek. W efekcie coś, co miało być pełnoprawną mechaniką, okazuje się raczej intrygującym konceptem, który będzie wymagał dopracowania i lepszej realizacji. 



Oczkiem w głowie FreeStyle Games i Activision jest w tej edycji tryb Guitar Hero TV, który pozwala nam odpalić w dowolnym momencie dwa pasma telewizji internetowej i podłączyć się do rozgrywki na żywo. Jeden kanał przeznaczony jest dla fanów mocniejszych, rockowych brzmień, drugi zadowoli fanów indie, glam rocka i popu. W obydwu przypadkach rywalizujemy z innymi graczami, pniemy się w rankingu i zarabiamy żetony, które możemy przeznaczyć na kolejne kawałki. Nie dostajemy ich jednak „na własność”, tylko kupujemy pojedyncze odtworzenia, dobowe przepustki, etc. Pomysł ryzykowny, ale koniec końców uzasadniony. Nie jestem przekonany, czy tryb telewizyjny miałby sens, gdybyśmy mieli możliwość kolekcjonowania utworów. Co innego brak wstecznej kompatybilności w trybie „Live”. Podyktowany jest on paroma względami - od nowego kontrolera, po usługę TV, która w dużej mierze bazuje na mikrotransakcjach. Żaden nie wydaje się jednak przekonujący. Gry muzyczne opierają się na prywatnych zbiorach, a ten z nowego „Guitar Hero” wypada po prostu blado. Nie pomaga również fakt, że drugi gitarzysta i wokalista powalczą z nami tylko w trybie Quickplay. 



Wprowadzenie nowego kontrolera okazało się odważnym ruchem - zwłaszcza że konkurencja w postaci repliki Fender Stratocaster z „Rock Banda” to wciąż najwyższa półka. Gitarka jest ładna i nieźle wykonana, struna pracuje lekko, wajcha jest solidniejsza, a przyciski nawigacji udają potencjometr i przetworniki. Zamiast pięciu przycisków obok siebie na gryfie mamy po trzy w dwóch równoległych rzędach, co ma już bezpośrednie przełożenie na rozgrywkę. Nowa odsłona gry jest trudniejsza, wymaga większego skupienia, chwyty krzyżowe sprawią duże problemy, a nuty, które „zaliczamy” samym gryfem, bez uderzenia w strunę, pojawiają się nieco rzadziej. 



Trudno nie myśleć o grze jak o eksperymencie, a o Graczach - jak o królikach doświadczalnych. Na każdy kiepski pomysł przypadają jednak dwa niezłe, a twórcy mają konsekwentną wizję ewolucji tej serii - marzy im się prawdziwy kombajn, miks gry, telewizji, sklepu muzycznego i Bóg wie, czego jeszcze. I choć gitara powinna być nieco cięższa, a miejsce Skrillexa jest w „Far Cry 3”, możecie spać spokojnie: „Guitar Hero” wciąż udowadnia, że jest czego zazdrościć gitarzystom.
1 10
Moja ocena:
7
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones