Recenzja serialu

Terra Nova (2011)
Alex Graves
Nelson McCormick
Jason O'Mara
Stephen Lang

Rodzinny piknik pośród dinozaurów

Co nawaliło? Bardzo rzadko zdarza się, żeby serial o tak niesamowitym potencjale nie tylko finansowym, ale i reklamowym (nazwisko Stevena Spielberga robi swoje) został tak mocno zmiażdżony nie
Co nawaliło? Bardzo rzadko zdarza się, żeby serial o tak niesamowitym potencjale nie tylko finansowym, ale i reklamowym (nazwisko Stevena Spielberga robi swoje) został tak mocno zmiażdżony nie tylko przez krytykę - w końcu kto by się przejmował zdaniem kilku zblazowanych facetów w garniturach o gustach oderwanych od tych zwykłych ludzi - ale przede wszystkim przez widzów; tak mocno i boleśnie, że już po pierwszym sezonie produkcja zostaje zerwana. Co poszło nie tak?

Scenariusz można raczej rozgrzeszyć; w umysłach twórców powstawały dziwniejsze pomysły niż ten Silversteina i Marcela. Sama idea podróży w czasie ostatnio jest maltretowana w niemal każdym serialu sci-fi, a J.J. Abrams już chyba nawet nie wyobraża sobie jakiejkolwiek produkcji bez tego motywu, nikt jednak nie posunął się do tego, żeby posyłać bohaterów aż do ery dinozaurów. Ci jednak, którzy oczekiwali czegoś na kształt "Parku Jurajskiego", musieli poczuć się srodze zawiedzeni - zbyt wiele dinozaurów tu nie ma, stanowią jedynie tło dla całkowicie ludzkiej reszty bohaterów, czyli Jima Shannona (Jason O'Mara) wraz z całkiem liczną rodzinką, byłego komandosa, pierwszego w nowym świecie człowieka i przywódcy kolonii Nathaniela Taylora (Stephen Lang) oraz całej reszty podróżników w czasie. I jak na standardy kredy zachowują się dość... nonszalancko.

To jest największy grzech tej produkcji, wyśmiewany na każdym kroku, również i na Filmwebie. Powstał nawet specjalny temat, w którym wymieniane były wszelkie nieścisłości i nielogiczności w serialu; licznik póki co zatrzymał się na około trzystu. Wszystkie można jednak zawrzeć z grubsza w jednym zdaniu: bohaterowie zachowują się, jakby wybrali się na krótki piknik w prehistorię. W zupełnie nieznanym świecie, groźnym, niebezpiecznym, gdzie co druga roślinka ma kły i chce odgryźć komuś nogę, wszyscy beztrosko się śmieją, biegają, wąchają kwiatuszki. Wszystkie ogromne gadziny gdzieś się pochowały, natknąć się można najwyżej na jakieś skarłowaciałe wersje dinozaurów, które zresztą można bez problemu załatwić naprędce skleconym łukiem i dzidą. Ktoś postanowił bardzo złagodzić ten okres i zaniżyć średnią wieku odbiorców.

To właśnie grzech numer dwa. Od czasów "Kyle XY" nie było w zasadzie żadnego serialu sci-fi tak bardzo przyjaznego młodemu odbiorcy. Nie ma co owijać w bawełnę, "Terra Nova" jest typowym serialem familijnym. Wygląda na to, że nawet w planach nie było, by do telewizorów zasiadali miłośnicy prawdziwego, mocnego sci-fi, producenci zakładali raczej, że serial przyciągnie rodziny i to nawet niekoniecznie z miłośnikami dinozaurów wśród najmłodszych. Jak widać, odbiło się to bardzo mocną czkawką, okazało się, że nie tylko dla fantastyczno-naukowych hardkorów nie ma tu nic, co mogłoby zainteresować i przyciągnąć, ale i dla przeciętnych pożeraczy telewizyjnych produkcji temat mógł się okazać albo zbyt mało nośny, albo również niezbyt atrakcyjny.

Grzech numer trzy: strasznie plastikowo skonstruowani bohaterowie. Jeśli chodzi o dobór aktorów, nie można mieć większych zastrzeżeń, zastosowano typowe chwyty: w roli głównej niezbyt popularny, ale na tyle charakterystyczny O'Mara, że mógłby zostać twarzą serialu, do tego również na czele, ale nieco na uboczu, już znany i popularny Lang, który miałby podciągnąć słupki oglądalności przynajmniej na początku, zanim serialowi uda się przebić do świadomości widzów. Jeśli chodzi jednak o to, co mieli zagrać... Jest źle. Wszystkie postacie są strasznie sztuczne, wymuszone, na siłę wpisane w cukierkowy i pozytywny klimat serialu. Tu nie ma ludzi naprawdę złych, wszyscy okazują się dobrymi duszyczkami (poza jednym wyjątkiem), nawet, jak coś przeskrobią, to albo z ważkiego powodu, albo i tak dostaną szansę na odkupienie win, którą oczywiście skwapliwie wykorzystają. Taki dobór charakterów wypada nie tylko nierealnie, ale nie pozwala również widzom jednych postaci polubić, a innych nie, a to jest konieczne, żeby przykuć na dłużej do serialu, ta głębia psychologiczna. Tu jej nie ma, głębokość najwyżej kałuży.

Mimo tych oczywistych wad odczuwam jednak spory żal; doskonale wiem, że ten serial mógł się udać, ba, z tymi wszystkimi niedociągnięciami i tak mógłby stać się klasyką i wyznacznikiem dla kolejnych tego typu produkcji. Pierwsze kilkanaście minut jako żywo przypominało mi moje pierwsze spotkanie z "Babilon 5": niezbyt udana, nieco niedociągnięta komputerowa grafika, motyw zamknięcia niewielkiej grupy ludzi na niewielkiej przestrzeni (jednak w sposób inny niż w "Lost"), nawet te pojazdy i spluwy są podobne. Jednak poza zupełnie nieporównywalnym scenariuszem oba te seriale różni jedna zasadnicza rzecz. "Babilon 5" powstał już prawie 20 lat temu, w czasach, kiedy niemal wszystkie seriale były wchłaniane w ilościach hurtowych, a wiele z nich jest dziś uznawanych za klasyki. Podstawowym problemem "Terra Novy" jest fakt, że powstała dwie dekady za późno. To nie ten styl prowadzenia akcji, nie tak się teraz pisze scenariusze odcinków (a za pomijanie niektórych najciekawszych fragmentów akcji scenarzystom należy się chłosta), inaczej się gra, nawet porusza inne problemy. Wystarczy obejrzeć choćby jeden odcinek "Fringe: Na granicy światów", żeby zrozumieć, zobaczyć różnicę. 20 lat temu ten serial mógł być odebrany jako arcydzieło, niestety czasy się zmieniły i to, co kiedyś odnosiło sukces, dziś może być idealnym obiektem do wyśmiania. Tak właśnie niestety stało się z "Terra Novą".

Nie ukrywam, że mimo wszystko odczuwam lekki niedosyt, że tak szybko zostały spakowane manatki, a pomysł zarzucony. To był tylko pierwszy sezon, przetarcie, niemal zawsze kolejne dwa czy trzy stoją na lepszym poziomie. I być może dałoby radę pociągnąć tę zabawę dalej, gdyby nie niewytłumaczalnie olbrzymie koszta produkcji. Nie mam pojęcia, nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić, gdzie mogły zostać utopione grube miliony wpakowane w ten serial. W efekty na pewno nie, za takie pieniądze spokojnie można byłoby zatrudnić lepszych grafików. Gaże na pewno nieco pochłonęły, ale żeby aż tyle? A budowa całej wioski, nawet calutkiej, w rozmiarach rzeczywistych, powinna zawrzeć się w góra trzeciej części budżetu. Nie ma się więc czemu dziwić, że koszta się nie zwróciły, przy takim podejściu i tworzeniu kolorowego i przyjaznego familijnego serialu cały projekt od początku był skazany na porażkę. Żegnaj więc "Terra Novo", nie zapamiętam cię na długo, lecz godzin przy tobie spędzonych nie będę (przynajmniej tak bardzo) żałował.
1 10
Moja ocena serialu:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jedną z najbardziej oczekiwanych produkcji telewizyjnych tego sezonu na świecie był serial "Terra Nova",... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones