Recenzja filmu

Cesarzowa i wojownicy (2008)
Siu-Tung Ching
Kelly Chen
Donnie Yen

Romansidło pana Chinga

"Cesarzowa i wojownicy" to lektura dla młodych, naiwnych dziewojek, które z braku życiowego doświadczenia marzą o dzielnych wojach i szlachetnych nieznajomych.
Szykujcie sole trzeźwiące – na pewno się przydadzą! "Cesarzowa i wojownicy" to lektura dla młodych, naiwnych dziewojek, które z braku życiowego doświadczenia marzą o dzielnych wojach i szlachetnych nieznajomych. Ich gołębie serduszka biją szybciej na samo choćby wspomnienie Miłości i przeszkód, jakie stają na drodze do jej spełnienia. A wszystko to przyozdobione jest egzotycznymi dekoracjami. Jednym słowem idealne romansidło, które zemdli każdego niezahartowanego w bojach setkami Harlequinów. Grubymi nićmi szyta intryga pełni tu całkowicie drugorzędną rolę. W filmie liczy się tak naprawdę tylko jedno: sercowe rozterki tytułowej cesarzowej. Gdzieś w tle jest jakiś konflikt zbrojny, o którym od czasu do czasu przypomina nam chmara efektownie przelatujących przez ekran strzał lub jakiś pojedynek przypominający raczej egzaltacje męczenników masochizmu, niż prawdziwą męską walkę. Kino kobiece nie może sobie pozwolić na zbyt wielki realizm scen walki. Dam nigdy nie interesowało to, jak rycerz zdobywał jej serce, a tylko to, by w któryś końcu to uczynił. Filozofię tę na grunt kina akcji przeszczepił Ching Siu-Tung. Na swój chory sposób, "Cesarzowa i wojownicy" jest filmem nawet fascynującym. Dość szybko można zorientować się, że scenariusz to tylko zlepek patetycznych haseł patriotycznych przemieszanych z ckliwymi tekstami o głębokim uczuciu. Reżyser jednak zamiast ubrać całość w komedię, raczy nas tym wszystkim zupełnie na serio. Kiedy już wydaje się, że film nie może upaść niżej, Ching serwuje widzom kolejną dawkę romantycznych uniesień, odkrywające nowe, nieznane pokłady kiczu i patosu. I w sumie można byłoby to wszystko przełknąć, w końcu od romansidła nie oczekuje się ciętych dialogów, pomysłowych scen akcji, czy pogłębionej filozofii postaci. Grzechem Chinga, który najtrudniej wybaczyć, jest jego na wskroś amerykańska stylistyka. Z Chin pozostał w filmie tylko język i kostiumy, nawet muzyka jest jak najbardziej zachodnia. Odziera to obraz z egzotyki, która tak bardzo była "Cesarzowej i wojownikom" potrzebna. Zostaje tylko pusta skorupka, po którą sięgną tylko naprawdę wyposzczone dziewice płci obojga. Niestety pod koniec film może zniechęcić nawet niepoprawnych romantyków, którym mimo wszystko "Cesarzowa…" mogła się spodobać. Wszystko przez to, że Ching serwuje widzom bardzo cyniczny morał: nie chodź dziewczę za głosem serca, bo w ten sposób niszczysz swój kraj a i sobie samej smutek tylko przyniesiesz. W przeludnionych Chinach takie przesłanie ma zapewne rację bytu. W Polsce już jednak niekoniecznie.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tajemniczo brzmiące określenie "wuxia pian" to nic innego jak nazwa gatunku, do którego należy film... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones