Recenzja filmu

Od pełni do pełni (2012)
Tomasz Szafrański
Andrzej Nejman
Katarzyna Glinka

Samobóje i podboje

Tonacja całości również wydaje się nietrafiona, w filmie panuje bowiem ponury, klaustrofobiczny nastrój. Po części wynika to pewnie z próby wytworzenia  atmosfery tajemnicy (księżyc, cienie,
Na plakacie filmu czytamy "Najbardziej czarująca komedia tego roku". Czarów tu jednak tyle, co kot napłakał. Główni bohaterowie co prawda "czarują" na potęgę, ale magii w tym nie ma za grosz – trudnią się bowiem zwyczajnym naciągactwem. Czy robią to w sposób czarujący, to już kwestia gustu. Problem w tym, że swoimi matactwami niechcący doprowadzają pewną kobietę na skraj samobójstwa.

Iwona (Monika Kwiatkowska) nieszczęśliwie zakochała się w Oskarze (Andrzej Nejman), który wyciągnął od niej pieniądze "na pomoc biednym dzieciom" i dał nogę pod pretekstem, że jedzie spożytkować hojny datek w Afryce. Tymczasem fałszywa wróżka (Katarzyna Glinka) przepowiedziała jej, że prawdziwą miłość znajdzie dopiero w przyszłym wcieleniu. By wyrwać się z dołka i czym prędzej doznać miłosnego spełnienia, Iwona postanawia więc skrócić swój żywot. Niestety, mimo kolejnych prób wciąż jej się nie udaje. Na szczęście (?) na horyzoncie pojawia się kolega Oskara, domorosły wynalazca Antoś (Grzegorz Wojdon), który służy pomocą i konstruuje dla niej maszynę do efektownego skończenia ze sobą. Być może dramat życiowy polegający na tym, że ktoś nie może popełnić samobójstwa, to istotnie materiał na komedię. "Od pełni do pełni" jednak nie wykorzystuje tego (wątpliwego) potencjału na (prawdziwie) wisielczy humor.

Wróżka Lenka usiłuje naprawić swój błąd i na powrót zeswatać ze sobą Iwonę i Oskara, ale w międzyczasie sama się w nim zakochuje. Tego typu fabularna szarada, pełna komplikacji i qui pro quo, wymaga przede wszystkim precyzyjnego scenariusza i pewnej reżyserskiej ręki. Twórcy jednak strzelają sobie w tej kwestii prawdziwego samobója. Postacie są ledwie naszkicowane i nie wzbudzają sympatii ani zainteresowania widza. Motywacje ich działań są zresztą czysto cyniczne. Oskar toleruje obecność Lenki, bo upatrzył sobie ją na kolejną ofiarę. Lenka z kolei chce pomóc Iwonie, żeby śmierć klientki nie ukróciła jej intratnego interesu. Przemiana, jaką przechodzą, wydaje się arbitralna i motywowana jedynie wymogiem konwencji. 

Tonacja całości również wydaje się nietrafiona, w filmie panuje bowiem ponury, klaustrofobiczny nastrój. Po części wynika to pewnie z próby wytworzenia  atmosfery tajemnicy (księżyc, cienie, tarot itp.), wspomaganej zresztą przez nastrojową muzykę Adama Sztaby. Ale wina leży też chyba po stronie ograniczeń budżetowych. Stąd wzięły się zapewne dziwne skróty montażowe: Oskar skacze do wody ratować tonącą dziewczynę – cięcie – i już są z powrotem na łodzi. Albo: coś wybucha – cięcie – bohaterowie leżą na ziemi. Kolejne ujęcia nie kleją się do siebie tak, jak poszczególne wątki i postacie. W którymś momencie zupełnie z kosmosu pojawiają się nawet państwo Gucwińscy i Jan Miodek – bardziej jako lokalna ciekawostka niż istotny element fabuły. Problem w tym, że tych niepasujących do siebie nawzajem elementów jest zbyt dużo. Kolejne dodatki, jak wyżej wymienieni państwo czy roboty-pająki (?) skonstruowane przez Antosia, sprawiają tylko, że z coraz większym niedowierzaniem drapiemy się po głowie.

W rezultacie ten w zamyśle lekki i zabawny film staje się niestety czymś dokładnie przeciwnym. Od pełni do pełni? Raczej z pustego w próżne.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones