Recenzja filmu

Jeszcze większe dzieci (2013)
Dennis Dugan
Adam Sandler
Kevin James

Sandler i przyjaciele 2

Swego czasu podjąłem brawurową próbę zaznajomienia się z "komedią" (cudzysłów zamierzony) o wdzięcznym tytule "Duże dzieci", która traktowała o... sposobach na spędzanie wolnego czasu
Swego czasu podjąłem brawurową próbę zaznajomienia się z "komedią" (cudzysłów zamierzony) o wdzięcznym tytule "Duże dzieci", która traktowała o... sposobach na spędzanie wolnego czasu zaprezentowanych przez Adama Sandlera i jego dobrych kumpli. Szczątkowa fabuła oparta na scenariuszu pisanym na 5 minut przed startem zdjęć (bo nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby wiary w rzetelność scenarzystów) połączona z masą NIEŚMIESZNYCH scen okraszonych humorem na poziomie rozporka nie przypadła do gustu wielu osobom... poza rzeszą amerykańskich niewybrednych widzów, którzy pokochali film z cyklu "bierzemy kamerę na wypad za miasto i kręcimy, co się da". Wynik finansowy "Dużych dzieci" pozwolił wytwórni na realizację sequela, który wszedł na ekrany kin w ubiegłym roku (2013 r.).



Zanim rozpocznę swój krótki wywód na temat kontynuacji, uprzedzę ewentualne pytania z cyklu "Po co się brać za drugą część, jeśli "jedynka" nie trafiła w nasze gusta?". Do seansu z ekipą Sandlera zachęciło mnie wyjątkowo atrakcyjne wydanie filmu na płytce Blu-ray, z rozdzielczością 4k podkreślającą każdy najmniejszy szczegół obrazu. Po co jednak komu taka wysoka jakość w zwykłej komedyjce, pojęcia nie mam... Przed odpaleniem produkcji tliła się we mnie nadzieja na choćby poprawny film, który momentami wywoła lekki uśmiech na twarzy widza. Co zaś otrzymałem w podzięce za podjęte ryzyko?

Film może pochwalić się niezwykle skomplikowaną, mozaikową fabułą opiewającą w zaskakujące zwroty akcji... wróć, nie ten opis. "Jeszcze większe dzieci" mają bowiem historyjkę prostą jak drut, dającą się podsumować w jednym zdaniu: Stare wygi organizują imprezkę w stylu lat 80., której to przebieg zakłócą nabuzowane młokosy z młodszego pokolenia. Koniec. W epoce telegrafu wspomniany skrypt pewnie robiłby wrażenie na dusigroszach (wszak płacono od ilości liter), dziś jednak takie podejście do sprawy zakrawa na żart.

Trwogę budzi już pierwsza sekwencja produkcji. Zaspany Lenny/Sandler budzi się ze snu, by ujrzeć w pokoju... żałośnie wygenerowanego komputerowo zdziczałego jelenia. Dalej robi się jeszcze (nie)ciekawiej, ponieważ zwierzak postanawia oddać mocz na członków (ups!) rodziny. Nie mam pytań. Po takim ciosie widz ma tylko nadzieję, iż w późniejszej części filmu poziom żartów nieco się podniesie. Na szczęście w tym przypadku nadzieja nie jest do końca matką głupich, gdyż "Jeszcze większe dzieci" lekko się rozkręcają wraz z kolejnymi wydarzeniami (nie śmiem tego nazwać "rozwojem fabuły"), ba!, w pewnych momentach można się nawet uśmiechnąć pod nosem. Inna sprawa, iż jest to uśmiech spowodowany raczej niezamierzoną idiotycznością scen...



Na dobrą sprawę głównym tematem sequela są perypetie gości po czterdziestce oraz wszędobylskie, pardon, cycki ładnych aktoreczek wciśnięte w co drugą scenę. Co prawda na ten drugi aspekt nie ma co narzekać, gdyż faktycznie jest na co popatrzeć, niemniej od komedii oczekuje się czegoś więcej niźli kawałka gorącego ciałka w perwersyjnych zbliżeniach (polecam scenę szkolnego przedstawienia, ślinotok gwarantowany). Film tak naprawdę ratuje obsada, parę wymian zdań i przekomarzań słownych (koniecznie w oryginalnej wersji językowej!) oraz sympatyczny wątek fety organizowanej w stylu lat 80. Dzięki temu ostatniemu elementowi bohaterowie spotykają się na imprezie w strojach z epoki, imitując tak znane osobistości jak Michael Jackson, Mario czy Terminator (dzięki Bogu tego ostatniego nie udaje Sandler...). Moim osobistym faworytem jest jednak Buscemi przywdziewający kostium typowego "OG gangsta" z ogromnymi złotymi łańcuchami, sztucznymi zębami i durnowatą raperską czapką. Przy jego aparycji typowe ziomalskie ruchy autentycznie bawią. W przeciwieństwie do większości żarcików umieszczonych w filmie.

Poza Buscemim w małej rólce oraz głównymi bohaterami przez ekran przewijają się również inne znane twarze w osobach Steve'a "Stone Cold" Austina (potężnie zbudowany wrestler), Shaquille'a O'Neala (były koszykarz i niespełniony aktor), Jona Lovitza oraz, fanfary!, Taylora Lautnera. Ostatni z wymienionych z pewnością stanowić będzie magnes dla nastoletnich fanek cyklu "Zmierzch", którym na widok jego nagiej klaty miękną kolana. W dodatku Lautner odgrywa w dość zabawny sposób rolę tępego nastoletniego osiłka, popisując się od czasu do czasu różnymi umiejętnościami (kop z obrotu w jego wykonaniu robi wrażenie).

Kto wie, może z sensowną fabułą taki aktorski kolektyw miałby rację bytu? Niestety, połączenie kolejnych niemalże oderwanych od całości scen w jedną historyjkę sprawia wrażenie nieudolnej kompilacji niezbyt zabawnych skeczy z klozetowym humorem. Za mało jest w "Jeszcze większych dzieciach" śmiesznych sytuacji wynikających z sensownej fabuły, zbyt dużo zaś żartów o bekaniu i puszczaniu gazów (bądź obu rzeczach na raz, zgroza) oraz wypiętych pup i piersi... Wróć, to ostatnie akurat cieszy (jak kogo). Ogólnie rzecz biorąc sequel kumpelskiej "komedii" z Sandlerem można sprawdzić pod warunkiem, iż przełknie się żałosny początek i podejdzie się do filmu z nastawieniem na kino "tak żałosne, że aż śmieszne". Wymóg to jednak spory, zatem nie sądzę, żeby ambitny widz zakosztował zapachu niespodzianek Erica/Kevina Jamesa wychodzących z obu otworów... I dobrze. Na osłodę fanom błękitnego lasera pozostaje rewelacyjna jakość obrazu w podbitej rozdzielczości, która nawet na "zwykłym" elcedeku robi wrażenie mocnymi barwami i najdrobniejszymi detalami otoczenia. Dla osób korzystających z odtwarzaczy DVD nie mam jednak żadnego pocieszenia.

Ogółem: 4/10

W telegraficznym skrócie: sequel przebija swą głupotą jedynkę w każdym aspekcie; wypalił jedynie motyw przewodni filmu w postaci imprezy retro w stylu lat 80.; duża ilość kobiecych wdzięków na ekranie z trafi do męskiej części widowni (przygotujcie śliniaki), toporny humor i rozporkowe żarty zapewne mniej; zmarnowany potencjał obsady oraz szczątkowy scenariusz stanowią przeszkodę nie do przeskoczenia; obejrzeć i zapomnieć... albo w ogóle nie oglądać.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Każdy widz jest idiotą i do szczęścia wystarczy mu jedynie zobaczyć Adama Sandlera bekającego i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones