Recenzja serialu

To (1990)
Tommy Lee Wallace
Richard Thomas
Annette O'Toole

Sentymentalna podróż

"To", czyli Demoniczny Klaun z Derry Town, to kolejna ekranizacja prozy Stephena Kinga, za którą tym razem zabrał się Tommy Lee Wallace. I poszło mu raczej średnio. Mam ogromny sentyment do tego
"To", czyli Demoniczny Klaun z Derry Town, to kolejna ekranizacja prozy Stephena Kinga, za którą tym razem zabrał się Tommy Lee Wallace. I poszło mu raczej średnio. Mam ogromny sentyment do tego filmu. Widziałam go jako mała dziewczynka i przeraził mnie wówczas śmiertelnie. Uraz do klaunów oczywiście pozostał, ale że do cyrku nie chadzam, obeszło się bez większej paniki. Czasem tylko powracała ta niepewność, czy martwe dzieci nie przemówią do mnie ze zlewu. Nie czytałam książki Kinga, więc mogę ocenić jedynie film, który niestety teraz po latach nieco stracił na wartości. To, co wówczas przyprawiało o ciarki i kazało schować głowę pod poduszkę, teraz budzi jedynie niedowierzanie, że jako dziecku obraz klauna w kanale nie pozwalał zasnąć. I właściwie to o tym jest ten film, o dziecięcej wyobraźni, która jest prawdziwą potęgą. Dzięki niej jesteśmy/byliśmy w stanie ożywiać pluszaki, prowadzić wojny kowbojów i Indian, tekturową rakietą zdobywać Księżyc albo widzieć i słyszeć demonicznego klauna w ciemnym pustym pokoju. Tyle magii nam uciekło po drodze do dorosłego życia. Uciekła i magia z "It". Ale po kolei... Film opowiada o paczce przyjaciół. Powiedzmy sobie szczerze, zwłaszcza że sami tak o sobie mówią - nieudaczników. Są wyśmiewani, pomiatani przez "kolegów" ze szkoły. Każdy z nich boryka się z jakimś problemem. Jeden mieszka u ciotki i wciąż jest przez nią, jej syna i kolegów ze szkoły poniżany i wyzywany od grubasów, inny ma nadopiekuńczą matkę, która wynajduje w nim choroby, jeszcze jeden stracił brata i obwinia się o jego śmierć, kolejny znosi rasistowskie ataki w szkole, jedyna w grupie dziewczynka jest bita przez własnego ojca. Bohaterowie filmu nie mają więc różowo, do czasu gdy w wyniku różnych zbiegów okoliczności poznają się i zaprzyjaźniają. Kto z nas w dzieciństwie nie marzył o takiej przyjaźni, takiej paczce, która kieruje się zasadą: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Prócz niezbyt ciekawego dzieciństwa łączy ich jednak coś jeszcze. Każdy z nich miał już wątpliwą przyjemność zobaczyć To - przerażającego klauna Pennywise'a. Tak naprawdę nie wiadomo, czym To jest. Wiadomo jedynie, że umie przybrać niemal każdą postać, może stać się tym, czego boisz się najbardziej. I wiadomo, że jest odpowiedzialne za śmierci i zaginięcia dzieci w Derry. Nasza "szczęśliwa siódemka" postanawia zniszczyć To, a gdyby kiedykolwiek pojawiło się znów, wrócić do miasteczka i pokonać ostatecznie. Tak się nieszczęśliwie składa, że To właśnie wróciło i znów ostrzy sobie pazurki (a ma co ostrzyć!) na naszych przyjaciół. Film podzielony jest na dwie części (najpierw pokazane jest dzieciństwo bohaterów, a potem ich dorosłe życie), które jednak wciąż się ze sobą przeplatają. Ciągłe retrospekcje o dziwo nie wprowadzają zamieszania, są bardzo ciekawym rozwiązaniem i przyjemnie się je ogląda. Dzieciństwo bohaterów wydaje mi się nieco ciekawsze. Akcja toczy się szybciej, bardziej nas wciąga, po prostu więcej się dzieje. No i Pennywise pojawia się znacznie częściej, a to właśnie jego ogląda się najlepiej. Tim Curry wcielił się w tę postać znakomicie. Jego oczy, głos, śmiech... Nie wiem, jak opisywany był książkowy Penny, ale ja nie wyobrażam sobie lepszego. Do młodych aktorów też nie mam zastrzeżeń, wypadli naprawdę dobrze, czego niestety nie można powiedzieć o dorosłej części obsady. Ich sztuczna, czasem wręcz karykaturalna mimika psuła cały efekt. Ale to, co miało błyszczeć, błyszczy. Curry jest bezkonkurencyjny. Jak to w ekranizacjach powieści Kinga, fabuła jest właściwie bez zastrzeżeń. Nie ma żadnych dłużyzn, przystanków, akcja toczy się równomiernie (może trochę zwalnia w drugiej części, ale nie przestaje wciągać). Film trwa trzy godziny, a mimo to nie nudzi, nie zniechęca, nie usypia. Być może to częściowa zasługa tych właśnie retrospekcji, pomieszania wątków teraźniejszych z tymi sprzed 30 lat. Muzyki Richarda Bellisa nie słyszymy zbyt często, ale kiedy już się pojawia, to dokładnie tam, gdzie powinna i dokładnie taka jaka powinna być. Nawiasem mówiąc, uwielbiam ten cyrkowy motyw. Efekty specjalne nie są imponujące. W wielu starszych filmach znajdziemy lepsze. Jednak "It" przeznaczony był od początku dla telewizji, nie oczekujmy więc zbyt wiele. Zakończenie natomiast zawiodło mnie całkowicie. Było po prostu głupie i tandetne. Aż mi się wierzyć nie chce, że w książce Kinga znalazło się coś takiego. I tyle narzekania dorosłego człowieka z mocno wypłowiałą już wyobraźnią. To przykre, że Freddy wychodzący ze ściany w "Koszmarze z Ulicy Wiązów", opętana dziewczynka kręcąca głową dookoła torsu w "Egzorcyście" czy klaun szczerzący zęby w podmiejskiej kanalizacji  już nigdy nie będą przerażać tak jak kiedyś. Teraz mogą jedynie zabrać nas w sentymentalną podróż. Teraz wiem, że kiedy synek przyjdzie do mnie i powie, że pod jego łóżkiem czai się potwór, albo lepiej, że ktoś pochlapał jego umywalkę na czerwono, to... pójdę pomóc mu ją posprzątać, a potem wystraszymy "To" gorącą wodą, żeby wiedziało, że do tej umywalki ma już nie zaglądać.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"To" jest filmem zrealizowanym na podstawie jednej z najpopularniejszych książek Stephena Kinga pod tym... czytaj więcej
Zrealizowane przez stację ABC "To" jest adaptacją jednej z najobszerniejszych powieści Stephena Kinga,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones