Recenzja filmu

Łowcy głów (2011)
Morten Tyldum
Aksel Hennie
Nikolaj Coster-Waldau

Siódme. Nie kradnij

Z czym kojarzy Wam się kino skandynawskie? Mnie w pierwszym odruchu na myśl przychodzą takie określenia, jak: próba zgłębienia istoty ludzkiej natury, rozważania natury egzystencjalnej, burza
Z czym kojarzy Wam się kino skandynawskie? Mnie w pierwszym odruchu na myśl przychodzą takie określenia, jak: próba zgłębienia istoty ludzkiej natury, rozważania natury egzystencjalnej, burza emocji skrytą pod płaszczykiem chłodnego dystansu, szczypta melancholii, nierzadko samotność, wyobcowanie, do tego pustka i malowniczy bezkres przestrzeni… Szanowni Państwo, tym razem nic z tego!

"Łowcy głów" to nie podróż psychologiczna, a kawał czystej rozrywki. Rozrywki nie byle jakiej - należy nadmienić - co nie powinno być zaskoczeniem dla miłośników "północnego" kryminału zaznajomionych z nazwiskiem autora książki, na podstawie której powstał scenariusz filmu. Jo Nesbø - "ojciec" detektywa Harry’ego Hole’a - jest specjalistą od mrocznych spraw osadzonych w rzeczywistości norweskiego świata przestępczego, a Ulf Ryberg – jeden ze scenarzystów (drugim jest Lars Gudmestad) – współtwórcą sukcesu oryginalnej wersji "Millenium". Z takiego warsztatu po prostu nie mogła nie wyjść fabuła wciągająca i do końca trzymająca widza w napięciu.

Główny bohater filmu, Roger Brown (Aksel Hennie), którego poznajemy już w pierwszej scenie, jest klasycznym, rasowym dupkiem. Ma piękną żonę (Synnøve Macody Lund), designerski dom, luksusowy samochód i świetną pracę. Ma też kochankę, problemy z płynnością finansową i potężny kompleks "nie aż tak fajnego" gościa. Brak pewności siebie rekompensuje irytującą pozą, a podejrzenia co do prawdziwej natury uczuć żony zagłusza zakupami. Taki styl życia kosztuje, więc Roger musi dorabiać na boku. Robi to w sposób mało konwencjonalny i całkowicie niezgodny z prawem - wykorzystując poufne informacje o klientach kradnie należące do nich dzieła sztuki i za pośrednictwem wspólnika sprzedaje je paserowi w Szwecji. Plan jest świetny, a precyzja jego wykonania gwarantuje sukces… aż do momentu, gdy na drodze Rogera staje właściciel kuszącego obrazu Rubensa - Clas Greve (Nikolaj Coster-Waldau, znany szerszej publiczności jako Jamie Lannister z "Gry o tron")...     

Tutaj właśnie kończy się rozbudowany wstęp, mający na celu zapoznanie nas z bohaterami dramatu i zaczyna właściwa akcja. Fabuła jest wprawdzie oparta na klasycznym dla gatunku schemacie "nic nie jest do końca takie, jak się wydaje", ale sposób jego realizacji – nieoczywisty i spójny logicznie - przynosi sporo przyjemności z oglądania. Tempo wydarzeń rośnie wraz z umiejętnie budowanym nastrojem osaczenia głównego bohatera, a splot wątków nie pozwala odpocząć szarym komórkom. Mylenie tropów i mnożenie wątpliwości co do rzeczywistych intencji postaci sprawia, że od początku do końca śledzimy ich poczynania z niekłamanym zainteresowaniem.

Na uwagę zasługuje też metoda prowadzenie postaci, zwłaszcza głównego bohatera i kobiet z jego otoczenia. Sprawia ona, że sympatia odbiorcy kilkakrotnie zmienia kierunek – jest to jednak zabieg wykonany w sposób na tyle niewymuszony i inteligentny, że nie czujemy się perfidnie zmanipulowani przez twórców obrazu. Przemiana Rogera z przerażonego faceta, który na oślep ucieka przed prześladowcą w człowieka zdolnego do konsekwentnego wprowadzenia w życie przemyślnego planu ratunkowego jest wiarygodna i – na szczęście – nie stanowi pretekstu do pogłębionej analizy psychologicznej postaci. Wszystko w konstrukcji filmu (w tym również kilka drobnych potknięć logicznych, które są jednak na tyle mało znaczące, że specjalnie nie rażą) jest podporządkowane przede wszystkim utrzymaniu tempa zdarzeń i rozwijaniu fabuły, co w przypadku kina akcji jest według mnie jak najbardziej na miejscu. 

Co do strony wizualnej - wrażliwemu widzowi może nie odpowiadać sposób pokazania zbrodni, w zamyśle autorów nie ma bowiem miejsca na estetyzowanie śmierci, a krwawe sceny są mocne, brutalne i przedstawione wprost. Niezaprzeczalną, choć nieco posępną urodą nadrabiają natomiast skaliste, deszczowe krajobrazy norweskiej prowincji, w których rozgrywa się spora część pościgu.

Bez wątpienia udane są decyzje co do obsady: Aksel Hennie jest idealny do roli przeciętniaka niespodziewanie zmuszonego do walki o przetrwanie, a Nikolaj Coster-Waldau (choć akurat jego zadanie aktorskie do szczególnie skomplikowanych nie należało) to wręcz archetyp zimnego (i – rzecz jasna – nadzwyczaj przystojnego) drania. Równego, dobrego poziomu nie sposób też odmówić odtwórcom pozostałych postaci, w tym m.in. Eivindowi Sanderowi wcielającemu się brawurowo w drugoplanową rolę nieco szalonego miłośnika rosyjskich dam do towarzystwa.
Żaden thriller – to oczywiste - nie może się obyć bez policji, choć w tym przypadku detektywowi Sperre (Reidar Sorensen) daleko do postaci bezkompromisowego, choć mocno zmęczonego życiem Wallandera, a jego niżsi szczeblem koledzy nieodparci przywodzą mi na myśl karykaturalnych bliźniaków z "Alicji w Krainie Czarów" Burtona. Takie niepoważne (chwilami ocierające się wręcz o komediowość) przedstawienie funkcjonariuszy policji jest w mojej ocenie jak najbardziej na miejscu, stanowi bowiem przerywnik w głównym nurcie wydarzeń, a jednocześnie nie pozostawia wątpliwości co do tego, między którymi postaciami rozegra się ostateczne starcie. 

Komu polecić "Łowców głów"? Na pewno sympatykom mocnego kina sensacyjnego, którego charakter budują nie tyle efekty specjalne (na te nie liczcie), co raczej spójna, logiczna, choć niepozbawiona nieuniknionych uproszczeń, fabuła.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Łowcy głów" to ciekawy i sprawnie zrealizowany thriller. Pierwsze trailery i zapowiedzi przykuwały... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones