Recenzja filmu

Ze śmiercią jej do twarzy (1992)
Robert Zemeckis
Meryl Streep
Bruce Willis

Siempre Viva!

Robert Zemeckis przyzwyczaił swoich fanów do tego, że lubi robić filmy magiczne, w których świat fantastyczny często przeplata się ze światem realnym. Ponadto, jest reżyserem, któremu udała się
Robert Zemeckis przyzwyczaił swoich fanów do tego, że lubi robić filmy magiczne, w których świat fantastyczny często przeplata się ze światem realnym. Ponadto, jest reżyserem, któremu udała się sztuka niezwykle rzadka, mianowicie jego filmy oprócz tego, że nabijają kabzy producentów, od lat cieszą się uznaniem krytyków, nie wspominając o laurach, jakie zdobywają. Nie inaczej rzecz się ma ze zrealizowanym w 1992 roku "Ze śmiercią jej do twarzy".

Film przedstawia historię miłosnego trójkąta. Helen Sharp jest pisarką wątpliwej urody, a jej atrakcyjniejsza przyjaciółka Madeleine Ashton –  aktorką o wątpliwym talencie. Obie panie od początku swojej przyjaźni wiecznie rywalizują ze sobą o względy mężczyzn, których sobie wzajemnie "odbijają". Konflikt zaostrza się, gdy Helen zaręcza się z doktorem Ernestem Menvillem i przyprowadza narzeczonego na występ przyjaciółki. Oczarowany Madeleine zakochuje się w niej i ją poślubia. Załamana Helen ląduje w zakładzie psychiatrycznym. Mija kilkanaście lat. Małżeństwo Menvilów chyli się ku upadkowi. Ernest, który zamiast operować największe gwiazdy Hollywood, robi make-up bogatym denatom – topi smutki w alkoholu, ona – fakt podupadającej kariery i przemijającej urody rekompensuje sobie w ramionach kolejnych kochanków, odwiedzając ich  między kolejnymi zabiegami botoksu. Przypadkowo, na przyjęciu spotykają Helen,  która po latach, odmieniona, wraca, szukać zemsty za poniesione krzywdy.

W tym momencie następuje punkt zwrotny filmu. Helen, mimo pięćdziesiątki na karku, nie ma zmarszczek, figury pozazdrościć by jej mogła nie jedna klientka klubu fitness, a twarz mogłaby służyć za wzór chirurgom plastycznym.  Madeleine, której obsesja na punkcie wyglądu prowadzi do depresji, która nie potrafi oszukać przemijającego czasu, postanawia posiąść tajemnice Helen. Nie wie, że cena jaką będzie musiała zapłacić za zgłębienie tajników wiecznej urody konkurentki może okazać się zbyt wysoka.

"Ze śmiercią jej do twarzy" ośmiesza pusty i obłudny świat wyższych sfer Hollywood. Jednak satyra Zemeckisa piętnuje nie tylko zjawiska jakim jest "pogoń za wiecznym pięknem i żądza bogactwa", przede wszystkim stara się w sposób karykaturalny i przerysowany pokazać postacie będące uczestnikami tego zjawiska. Zemeckisowi idealnie udaje się ten zabieg. Główni bohaterowie to typowi przedstawiciele gatunku "wannabes" – nie patrząc na koszta, pragną osiągnąć cel. Madeleine, chcąc usidlić Ernesta, wbija przysłowiowy "nóż w plecy" przyjaciółce, Ernest, esteta kobiecego piękna, kosztem narzeczonej wybiera jej ładniejszą rywalkę, a Helen gotowa jest zawrzeć pakt z siłami pozaziemskimi, aby zemścić się na ich obojgu. Wszyscy bohaterowie boleśnie odczują jednak skutki swoich wyborów. Wszak nie od dziś wiadomo, że wszystkiego mieć nie można. Odnosząc korzyści w postaci urody, pieniędzy czy sławy, trzeba się liczyć ze stratami, a osiągnięty cel nie zawsze daje szczęście i spełnienie.

Oglądając ten film po raz kolejny, zawsze się zastanawiam, czy obie aktorki, Meryl Streep i Goldie Hawn, do odtworzenia swoich ról nie czerpały  inspiracji u równie znanego, co diabelskiego duetu aktorskiego lat 40. i 50. – Bette Davis i Joan Crawford. O wzajemnej niechęci (delikatnie mówiąc, wszak plotki mówiły wręcz o szatańskiej nienawiści) obu gwiazd starego Hollywoodu, do dziś krążą legendy. Ich potyczki słowne znane z ekranu, jak i z życia prywatnego, okraszone anegdotkami i "sytuacyjkami" przez lata budziły zarówno śmiech jak i zgrozę, że dwie urocze kobiety mogą sobie tak wzajemnie "docinać". Nie inaczej rzecz się ma w "Ze śmiercią jej do twarzy". Pokaz wzajemnych złośliwości, jaki daje duet Streep-Hawn, świadczy o niewątpliwym geniuszu obu aktorek. Scena, w której Helen i Madeleine prowadzą "żywiołową" rozmową, ciskając w siebie przekleństwami –  to niesamowity popis warsztatu aktorskiego obu pań, które są tak przekonujące w swoich rolach, że trudno stwierdzić, czy to fikcja filmowa czy prawdziwe życie. Mimo że to one błyszczą w filmie, nie sposób nie zauważyć dobrej roboty, jaką wykonał Willis, wychodząc z szufladki swojego sensacyjnego emploi. Jego Ernest jest tatusiowaty i anemiczny, jednak w ostatecznej rozgrywce między dwoma kobietami zrywa maskę pantoflarza i wypina się na swoje przyjaciółki 4 literami. Reżyser nie rozbudowywał drugiego planu, ogranicza się tylko do roli Isabelli Rossellini jako intrygującej Lisly Von Roman.

Dziwi mnie fakt, że polscy dystrybutorzy, tłumacząc film, nie obstawali przy oryginalnym tytule albo nie przetłumaczyli go dokładnie. Film Zemeckisa jest bowiem doskonałym przykładem na to, że życie wieczne zatrzymane w pięknym opakowaniu to fikcja. Przestańmy więc panicznie bać się końca i pozostawmy nasz wygląd  w dłoniach matki natury. Inaczej (patrz zakończenie filmu). Ku przestrodze.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones