Recenzja filmu

Spaleni słońcem (1994)
Nikita Michałkow
Nikita Michałkow
Oleg Menshikov

Spaleni słońcem, czyli bolesna strona rewolucji

Nikita Michałkow, prawdziwy car rosyjskiej kinematografii, w ubiegłym roku dokończył swoją epokową trylogię traktującą o życiu Siergieja Kotowa, radzieckiego bohatera narodowego. Druga i trzecia
Nikita Michałkow, prawdziwy car rosyjskiej kinematografii, w ubiegłym roku dokończył swoją epokową trylogię traktującą o życiu Siergieja Kotowa, radzieckiego bohatera narodowego. Druga i trzecia część "Spalonych słońcem" do polskich kin nie zawitały, ale miażdżąca krytyka zagranicznych recenzentów i pustki w salach kinowych każą nam podejrzewać, że sukcesu "jedynki" nie powtórzą. Sukcesu, dodajmy, absolutnie zasłużonego, bo "Spaleni słońcem" to dzieło wybitne. Zanim więc polscy dystrybutorzy pozwolą nam się spotkać powtórnie z legendą Siergieja Piotrowicza Kotowa, warto sobie przypomnieć początki jego historii, utrwalonej na filmowej taśmie w roku 1994.

Przez większą część filmu można odnieść wrażenie, że oglądamy propagandowy obraz o urokach życia na wsi w mlekiem i miodem płynącej komunistycznej ojczyźnie. Czas płynie powolutku, zielone drzewa uroczo szumią, złociste kłosy pszenicy mienią się w promykach słońca. Lud pracujący oddaje się rolniczym zajęciom, poeci tworzą nowe dzieła na chwałę mateczki Rosji, dzieci wesoło się bawią, a nad wszystkimi czuwa bohater narodowy, Siergiej Petrowicz Kotow. Postawny, stanowczy, męski, z sumiastym wąsem i portretem w każdym partyjnym biurze. Kiedy trzeba zganić - zgani, kiedy trzeba pochwalić - pochwali. Zatańczy, zaśpiewa, pogra w futbol, stepować też potrafi. I za nic nie pozwoli skrzywdzić swoich pobratymców. Ot, prawdziwy radziecki patriota, nade wszystko kochający ojczyznę.

Drobnym zgrzytem, który zakłóca tę idyllę jest pojawienie się młodego Mitji, który niczym fałszywa nuta w dobrze rozpisanym utworze psuje całe wrażenie. Nie wiadomo czy to dyskretny urok propagandy czy udany zabieg reżysera ale widz Mitji nie polubi. Jakiś taki dziwnie nostalgiczny, enigmatyczny, złowieszczy... Zupełnie jakby ukochana mateczka Rosja, tak sprawiedliwa dla wszystkich, wyrządziła mu jakąś krzywdę. Niby zraniony przez system, niby ofiara ale przecież to było dawno temu i ku chwale ogółu, więc czy warto mu współczuć? Wizja Michałkowa oddziałuje na odbiorcę, wciąga go w krainę komunistycznej szczęśliwości. Czy warto się rozwodzić nad nieszczęściem jednostki skoro całe społeczeństwo wiedzie życie niemal bajkowe?

Konstrukcja filmu jest niesamowita. Obraz opowiada o jednej z największych tragedii w historii Rosji, ludobójstwie, zapisanym na kartach historii krwawą wstęgą setek tysięcy ofiar. Tymczasem nie uświadczymy tu żadnych brutalnych scen, przesadnej przemocy, bestialskich mordów czy rozstrzeliwań. Prawdziwy bowiem dramat, jak słusznie przekazuje nam reżyser rozgrywa się gdzie indziej. Ciało ludzkie można zniszczyć bardzo łatwo, jednak żeby doszczętnie spalić jego duszę potrzeba naprawdę niszczycielskiej siły. I to jest prawdziwa tragedia stalinowskich czystek.

Obok wielu anonimowych ofiar, spalonych "przy okazji", jednym promieniem słońca (vide: postać przewoźnika przewijająca się przez cały film) są również osoby, które na słońcu przebywały za długo. Korzystając z jego "dobrodziejstw", ich godność, chęć życia powoli odpadały niczym płaty świeżo opalonej skóry. Zostali spaleni do cna, śmierć nie jest ich prawdziwą tragedią, raczej wybawieniem, odrobiną cienia, odpoczynkiem od ciągłego, męczącego życia w promieniach słońca.

I to jest prawdziwa siła filmu Michałkowa. Spalony jest każdy. Specyfika tego ustroju nikogo nie pozostawi czystym, niewinnym, "nieopalonym". Choćbyś nie wiem jak długo wygrzewał się w przyjemnych promykach słoneczka, ostateczności nie umkniesz. Ci szczęśliwsi dostają tylko wybór - pozwolić na spalenie swego ciała czy duszy? Możliwość wyboru to pyrrusowe zwycięstwo, gdyż jak pokazał przykład głównych bohaterów, jedno jest tak samo bolesne jak drugie.

Jednoznacznej odpowiedzi oczywiście, jak w większości wybitnych filmów, spodziewać się nie należy. Geniusz Michałkowa idzie o krok dalej. Tutaj jednoznacznej odpowiedzi zwyczajnie nie ma. Horrendalnie trudne warunki do życia = idealny materiał na film. Niby wszystko banalnie proste, ale po raz kolejny okazało się, że bycie wspaniałym reżyserem to w dużej mierze umiejętność wnikliwej obserwacji rzeczywistości.

Nikita Michałkow nie mitologizuje głównego bohatera, nie rozpływa się nad zaletami systemu, wystrzega się patosu i propagandy. Słowem: unika wszystkiego, czego w kolejnych częściach uniknąć nie zdołał. Zatem zanim wybierzecie się na seans filmu "Spaleni słońcem 2", koniecznie zapoznajcie się z oryginałem. Zaręczam, że tytułowe słońce porazi was nie mniej niż bohaterów.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones