Recenzja filmu

Masaż niewidomych (2014)
Ye Lou
Xiaodong Guo
Hao Qin

Stado podległe

Pół żartem, pół serio, powiedzieć można, że prezentowany w konkursie głównym Berlinale 2014 "Blind Massage" ma wszystko, co niemiecki festiwal lubi: azjatycki rodowód (w tym roku aż trzy chińskie
W centrum masażu w chińskim Nankin, pracują i uczą się niewidzący. Jak wiadomo, utrata jednego zmysłu wyostrza pozostałe – obserwujemy, jak niewidomi bohaterowie cieszą się smakiem mandarynek, podniecają zapachem zwędzonych komuś majtek, a najbardziej doceniają dotyk ciała. Dlatego w masowaniu są świetni, a ich największą przyjemnością okazuje się dotyk innego rodzaju: seks. Staje się on dla bohaterów oazą wolności, w której są całkowicie pełnosprawni i spełnieni. Niektórzy szukają w nim miłości (najchętniej na całe życie), inni pielgrzymują do burdelów, w których prostytutki jawią się im niemal siostrami miłosierdzia.

Zawierzenie innym zmysłom podkreśla rozbudowana warstwa dźwiękowa filmu, pełna turkotów, szumów, buczeń. Czołówkę czyta narratorka, a obsadzie znalazły się przede wszystkim osoby borykające się z utratą wzroku. Bez wątpienia reżyser Lou Ye, autor pokazywanego w Cannes "Letniego pałacu", którym ściągnął na siebie nieprzychylność chińskich władz, zrobił tu wiele, by wczuć się w sytuację niewidomych. Ze względu na podobną tematykę i próbę empatii, polski widz nieuchronnie porównywać będzie "Blind massage" z "Imagine". Jeżeli jednak u Andrzeja Jakimowskiego mieszkańcy portugalskiego ośrodka szukali sposobu, by lepiej poruszać się w świecie nie dla nich zaprojektowanym, u Ye obserwujemy bardziej ich zmagania wewnętrzne. Oraz próby zbudowania – często po omacku – pewnego rodzaju rodziny, a przynajmniej bezpiecznej przystani. Nieustannie jednak boleśnie zderzają się ze sobą lub ze światem.

Pozostawia to w bohaterach "Blind Massage" sporo gniewu. Skierowany jest on wobec losu, który – jak mówi się w filmie – rozumieją lepiej niż widzący, bo i losu nie widać. Frustracja ta skierowana jest także wobec widzących, których percypują jako dominujący gatunek – stado, któremu, chcąc nie chcąc, muszą się podporządkować. Przede wszystkim jednak borykać się muszą ze stanami autoagresywnymi: Ma okłada się pięściami, Dr Wang tnie się nożem, Du Hong nie potrafi powstrzymywać płaczu. Z mocno rozstrojonymi stanami emocjonalnymi bohaterów współgra czasem subtelna, jakby chciała ich ukoić, innym razem neurotyczna muzyka Jóhanna Jóhannssona. Cieszy fakt, że jego wyrafinowane dźwięki  dostrzegła wreszcie X Muza. Islandczyk napisał niedawno muzykę do "Labiryntu", teraz dostał szansę, by pracować z jednym z najciekawszych chińskich reżyserów, który i tym razem potwierdził swoją klasę.

Pół żartem, pół serio, powiedzieć można, że prezentowany w konkursie głównym Berlinale 2014 "Blind Massage" ma wszystko, co niemiecki festiwal lubi: azjatycki rodowód (w tym roku aż trzy chińskie tytuły w sekcji głównej), odważne sceny seksualne oraz przejęcie losem wykluczonych. Przede wszystkim jednak film Ye aż wrze od emocji. Podziw budzi finezja, z jaką - przy zachowaniu dbałości o każdą pojedynczą postać - konstruuje bohatera zbiorowego. Tego zaś odczytać można nie tylko jako niewidomych, ale jako metaforę każdej społeczności, która – z przyczyn ekonomicznych czy społecznych – ma w życiu pod górkę. 
1 10
Moja ocena:
7
Filmoznawca, dziennikarz, krytyk filmowy. Publikuje m.in. w "Filmie", "Ekranach", "Kwartalniku Filmowym". Redaktor programu "Flaneur kulturalny" dla Dwutygodnik.com, współautor tomów "Cóż wiesz o... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones