Recenzja filmu

Anioły śmierci (2004)
Stevan Mena
John Richard Ingram
Keith Chambers

Stary nowy film

Najobfitszym okresem wydawania slasherów w historii kinematografii były lata 70.-80. Produkcje tego typu wychodziły wręcz masowo, ale trzeba zaznaczyć, że każdy utwór prezentował dobry poziom.
Najobfitszym okresem wydawania slasherów w historii kinematografii były lata 70.-80. Produkcje tego typu wychodziły wręcz masowo, ale trzeba zaznaczyć, że każdy utwór prezentował dobry poziom. „Malevolence” jest filmem, który miał być utrzymany w konwencji dobrego horroru lat osiemdziesiątych. Jednak, jak już dużo osób przekonało się na własnych doświadczeniach, próby odtworzenia czegoś dobrego, stworzonego kilkanaście lat temu często kończą się wielką klęską. Pozwolę sobie nawet przytoczyć mało stosowne, ale w tej sytuacji idealnie pasujące powiedzenie - odgrzany kotlet nie smakuje tak samo. Pierwszym slasherem, który wybił się z pośród setek innych, był wydany w 1996 roku „Krzyk”. Do dzisiaj film Wesa Cravena zachwyca miliony osób. W roku 2004 na półki sklepowe trafił „Malevolence”. Reżyser uważał, że film jest niezły… Intrygujący tytuł przyciągał wielu. Blask dnia przy jego narodzinach, zdaje się, że był tak mocny, iż początkowo zrobił wrażenie na widzach. Jednak im więcej mijało czasu od jego wydania, tym zyskiwał więcej przeciwników niż zwolenników. Jednak czy ten obraz jest aż tak zły? Czy dobry scenariusz sprofanowały kiepskie rozwiązania użyte w wyreżyserowanej wersji? Jak na typowy slasher przystało, film zaczyna się od zapoznania widza z grupą młodych ludzi, którzy w utworze Stevana Mena’e chcą napaść na bank. Jak się okazuje, do czynu prowadzi ich brak funduszy. Podczas rabunku jeden ze złodziei zostaje trafiony kulą. Kona na miejscu. Reszta ocalałych rabusiów po ucieczce spotyka się w starym domu, aby rozdzielić skradzione pieniądze. Osoba, która miała dowieść na miejsce spotkania łup, ma problemy z autem i uprowadza inny samochód razem z dwiema pasażerkami. Mimo komplikacji wydaje się, że wszystko już pójdzie po ich myśli, jednak w niezamieszkałym budynku rozgrywa się piekło. Zamaskowany mężczyzna z pobliskiej farmy wymordowuje zebranych. Zaraz, zaraz.. Miał być to slasher w starym stylu… a coś jest jakby nie tak… Początek nie przypomina horrorów lat 80. ani trochę. Trzeba zaznaczyć, że nie jest to profesjonalna produkcja. Otóż, ma jakiś poziom, bo przecież amator jej nie stworzył, ale nie jest świetna. Fabuła całkiem dobra, ale lepiej czyta się sam scenariusz, niż ogląda film. Jednak jakby się zastanowić całość jest bardzo prosta, wręcz banalna, ponieważ tak jak w wielu amerykańskiej filmach akcji, widz po prostu może wyłączyć myślenie. Dobrego konesera takie coś nie zadowoli. Do aktorstwa trudno się przyczepić. Jest po prostu nijakie. W ogólnym odbiorze film jest bardzo stereotypowy i wręcz ma się wrażenie cynicznej drwiny reżysera. Jest kilka rzeczy mocno rażących. Absurdalne zabójstwa… Dlaczego morderca nie zabija każdego, tylko jedną osobę zostawia na później, a jedną od razu ćwiartuje…? To troszkę dziwne. Kolejnym mocno groteskowym motywem jest to, iż przez prawie cały film zła postać jest najzwięźlej mówiąc – nieśmiertelna. Zabójca zostaje postrzelony, uderzony metalową rurą, kijem baseballowym, kilka razy uderzony pięściami, tudzież innymi przedmiotami... aż w końcu ginie. Jednak nie od okładania gołymi rękoma ani takich rzeczy… najzwyczajniej zostaje uderzony spadającym drewnianym meblem. Nie… to nie jest komedia, tylko horror. Do nowego obrazu niby utrzymanego w starym klimacie została dodana muzyka rodem z późnych lat siedemdziesiątych. Głośne i żywe dźwięki przeważnie jednego instrumentu są świetne, ale pasują do filmu z czasów powstania tego utworu… Jako iż nowa wersja slashera zawierająca cechy starych filmów o tej tematyce wcale nie jest utrzymana w takiej konwencji, raczej jest po prostu nową produkcją, to także muzyka powinna być odpowiednio z XXI wieku. Jedynym mocnym atutem filmu są jego zdjęcia i praca kamery. Uczucie grozy podczas oglądania niestety jest zerowe i film nie pozostawia miłych wrażeń. Obraz świetnie się zapowiadał, ale okazał się być daleko z tyłu za dobrymi, a nawet za średnimi produkcjami. O dziwo ma powstać prequil i sequil tego filmu. Osobiście uważam, że reżyser powinien poprzestać na tym, co już stworzył.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones