Recenzja filmu

Death Race: Wyścig śmierci (2008)
Paul W.S. Anderson
Jason Statham
Joan Allen

Statham penitencjarny

Jason Statham znany jest z różnorodności odgrywanych ról. W "Ghosts of Mars" grał łysego twardziela z charakterystycznym akcentem, w "The One" grał łysego twardziela z przyszłościową technologią,
Jason Statham znany jest z różnorodności odgrywanych ról. W "Ghosts of Mars" grał łysego twardziela z charakterystycznym akcentem, w "The One" grał łysego twardziela z przyszłościową technologią, w "The Transporter" grał łysego twardziela z samochodem, w "Chaos" grał łysego twardziela z książką, w "Crank" grał łysego twardziela ze wzwodem, w "War" grał łysego twardziela z wyrzutami sumienia. Teraz zagrał w "Death Race". "Death Race" rzekomo jest oparty na filmie "Death Race 2000". Bzdura. Stary "Death Race 2000" jest kiczowatym, zaskakująco zabawnym filmem pseudo science-fiction, ocierającym się o jeden czy dwa poważne tematy. Nowy "Death Race" ma z nim wspólnego: imiona kilku bohaterów, fakt, że chodzi o wyścig... i to w zasadzie tyle. Przede wszystkim brakuje Stallone'a i Carradine'a - zamiast nich mamy Gibsona i Stathama. Użyję mojego ulubionego zwrotu: fabuła jest prosta. Mamy więźniów, wśród których wyłaniani są zawodnicy do reality show zwanego Death Race. Wyścig jest brutalny, samochody wyposażone w systemu ofensywne i defensywne, wszystkie chwyty są dozwolone. Kto pięć razy wygra wyścig (jadąc najszybciej i po drodze zabijając i eliminując rywali) - dostaje bilet na wolność, podpisane przez naczelniczkę ciupy zwolnienie. Ludziska oglądają wyścig, za przywilej oglądania transmisji płacą, naczelniczka się bogaci, interes się kręci. Czempionem motoryzacyjnej dyscypliny jest niejaki Frankenstein - czterokrotny zwycięzca, o krok od wolności, jego największym rywalem jest skryty homoseksualista, a być może nawet raper, czyli Machine Gun Joe. Sęk w tym, że Frankenstein zamiast zwyczajnie przegrać i podbić oglądalność, ginie na torze - a ponieważ nosi maskę w stylu "gimp", jest ulubieńcem publiczności, więc trzeba zatuszować sprawę, szybko znaleźć nowego kierowcę, któremu założy się maskę i pozwoli wcielić w personę Frankensteina. Naczelniczka znajduje sobie byłego kierowcę wyścigowego - Stathama, wrabia go w zabójstwo żony, córeczkę traktuje jako zakładnika i voila - mamy nowego Frankensteina, a nikt poza wąskim kręgiem wtajemniczonych nawet się nie zorientował (i nie zdradzam tu jakiś wielkich zwrotów akcji - widz wszystko to dostaje na talerzu już w pierwszych minutach filmu). Do tego należy dodać seksowne laseczki z więzienia dla kobiet - w charakterze pilotów i obsługi systemów defensywnych, słuszną zemstę, obrzydliwie nachalną reklamę forda mustanga po roushowskim tuningu, zero realizmu i "Death Race" gotowy - żadnych niespodzianek, film ogląda się tylko dla scen z wyścigu, z ciekawości, w jaki sposób zginie naczelniczka i w nikłej nadziei na jakiś dobry dialog. Pisząc tę recenzję, stanąłem przed wyborem: terapeutycznie wyliczyć wszystko, co mi się nie podobało, czy może podejść do zagadnienia edukacyjnie i napisać, czego się nauczyłem. Ponieważ kiedy zobaczyłem trailer (na którym znalazło się dosłownie wszystko, co w filmie ciekawe), straciłem jakiekolwiek złudzenia co do "Death Race", więc nie ma nic, co by mnie dotkliwie rozczarowało. A to oznacza wyliczenie walorów edukacyjnych. Nauczyłem się, że: blondynki mogą być takimi samymi wrednymi sukami, co farbowane brunetki; mustang w USA coś słabo się sprzedaje, bo trzeba go namiętnie reklamować; więźniowie wcale nie plotkują i nie wiedzą, kto jest Frankensteinem; skazańcy są pozbawieni wszystkich praw, z prawami fizyki włącznie; więźniowie są ludźmi, którzy zawsze przestrzegają zasad, dają się łatwo kontrolować i są boleśnie przewidywalni - aż do czasu, gdy więźniem zostaje Statham; jeśli ktoś grał główną rolę w "The Transporter", to znaczy, że bez wątpienia nadaje się na bohatera, który umie kręcić kółkiem; że rzucanie zapalniczką samochodową jest bardzo ścisłą sztuką, a nie niedbałym ruchem w stylu Blues Brothera Belushiego; że do kobiecych więzień trafiają tylko superultraseksowne obiekty seksualne; że owe obiekty seksualne mogą przejść przez pomieszczenie pełne wygłodniałych, zdeprawowanych samców i jedyne, co im grozi to lekkie klepnięcie w tyłek; w pełni opancerzony pickup jest równie szybki co roushowski mustang; wspomniany mustang na wstecznym jeździ równie szybko, co na pozostałych biegach do przodu; wsadzanie bomby zegarowej do samochodu, który i tak zostanie dokładnie sprawdzony przez mechanika mija się z celem; jeśli człowieka nie może znaleźć policja i FBI, to na pewno znajdzie go superultraseksowna dziewoja. Filmowi zdecydowanie brakuje poczucia humoru, brakuje oryginalności (całość jest zżynką z "The Running Man", tyle że z samochodami zamiast obcisłych, gejowskich ubranek)... a przede wszystkim brakuje tego, co czyniło "Death Race 2000" dziełem wspaniałym - ani odrobiny obnażonego biustu, ani jednego ujęcia sutków, zero jędrnych, nagich pośladków, a jedynymi nie skrytymi pod ubraniem krągłościami, jakimi zostaje uraczony widz, są łyse czaszki skazańców. "Death Race" można pochwalić za widowiskowe sceny z wyścigów, ale cała reszta to porażka absolutna. Oglądając film, odniosłem silne wrażenie, że ktoś zaprojektował grę komputerową (jeździsz autem, zbierasz rozrzucone na trasie bonusy, strzelasz do przeciwników) - ale ponieważ pierwszy "Spy Hunter" był już na arcade'owych automatach, commodore i atari, w końcu "scenariusz" został wykorzystany do produkcji filmu. Dla typowej, amerykańskiej odmóżdżonej publiczności historia z pewnością jest porywająca, dla Europejczyka z prawidłowo funkcjonującym mózgiem "Death Race" jest niczym tania prostytutka na tyłach nocnego klubu w Hamburgu - każe płacić sobie z góry, a potem okazuje się, że ma jabłko Adama i penisa.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Widząc Rogera Cormana wśród producentów filmu "Death Race: Wyścig śmierci", najzupełniej w świecie... czytaj więcej
Nie liczyłem na wiele - chciałem Forda Mustanga, Forda Mustanga z CKM-em na masce i Forda Mustanga z... czytaj więcej
"Wyścig Śmierci" to kolejny produkcyjniak, który nastawiony jest głównie na warstwę techniczną, a nie na... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones