Recenzja filmu

Grzeczny i grzeszny (2009)
Miguel Arteta
Michael Cera

Stron kilka z pamiętnika zakochanego nastolatka

Amerykańskie filmy o nastolatkach dla nastolatków to dzisiaj zaledwie produkt. Film, który można nakręcić masowo, zrobić parę dubli, by sceny były bardziej wiarygodne, dodać mnóstwo wzmianek na
Amerykańskie filmy o nastolatkach dla nastolatków to dzisiaj zaledwie produkt. Film, który można nakręcić masowo, zrobić parę dubli, by sceny były bardziej wiarygodne, dodać mnóstwo wzmianek na temat wzwodów i wytrysków w scenariuszu, następnie film zgrać na płytę DVD lub blu-ray i umieścić na sklepowej półce w marketach ze sprzętem RTV, obok wielu podobnych.

Godne pożałowania stały się więc współczesne komedie o przypadłościach trudnej młodzieży. Mówi się, że target się zmienił, a może tak naprawdę zmienili się sami filmowcy? Wydawać by się mogło, że czasy, gdy ujrzymy jeszcze jakiś dobry film o tejże grupie wiekowej, już nie nadejdą. O ile polskie kina wolą pchać pod swoje ekranowe skrzydła żałosne parodie o pierdzeniu i zaliczaniu, to poza głównym nurtem powstaje jeszcze wiele ciekawych produkcji, za komedie uchodzących, aczkolwiek nieco specyficznych. Do jednych z nich należy niedawno odkryty przeze mnie (i to zupełnie przypadkiem) "Grzeczny i grzeszny".

Nick Twisp (w tej roli były "Supersamiec" Michael Cera) ma 16 lat. Nie jest emo, ale pisanie o samobójczych skłonnościach wymyślonych przezeń bohaterów to jego chleb codzienny. Ceni dobry film i dobrą muzykę. Jak przystało na tradycyjnego nastolatka czuje się zagubiony, zarówno w świecie opanowanym przez dorosłych, jak i tym opętanych przez napalonych na seks rówieśników. Z urody zaledwie przeciętny, skryty chłopaczek, poznaje dziewczynę swoich marzeń. Nieco wyzwoloną w duchu posthipisowskim Sheeni (Portia Doubleday). Trafia jednak na pewien opór. Sheeni ma chłopaka (status ich związku: to skomplikowane) oraz rodziców, którzy są głęboko wierzący i najchętniej upiekliby na niedzielnym grillu, potencjalnego wyznawcę szatana, a do takich wg nich zalicza się nasz bohater. Sheeni to prawdziwa femme fatale. Nudzi ją czekanie, nie ceni sobie pół środków. Oczekuje, że Nick zrobi na niej na tyle dobre wrażenie, by mogła odpowiedzieć mu biciem swego serca. I tak Nick musi przemienić się z grzecznego młodzieńca z sąsiedztwa w prawdziwie grzesznego ogiera... Siłą własnej wyobraźni powołuje, więc do życia swoje alter ego - Francois (Michael Cera), czyli wypisz, wymaluj ideał faceta wg Sheeni. Drugie "Ja" Nicka jak najszybciej zaczyna wcielać swój plan w życie, nie rzadko jednak kosztem bezpieczeństwa swojego stwórcy...

"Grzeczny i grzeszny" to w założeniu komedia. Ale taka nietutejsza. Wydaje się on taka mało amerykańska. Gdyż po pierwsze wszystko co, dzieje się na ekranie nie wygląda na zabawne, a po drugie trzeba poświęcić jednak trochę czasu (na komedii?), ze specyficznym kinem, by zacząć się śmiać. A wbrew pozorom jest z czego. Ale nie będę, nikogo oszukiwał. To kino, dla określonej grupy odbiorców, gatunkowo balansujący na różnych jego ścieżkach - a to zahacza o komedię klasyczną, potykając się przy okazji o czarną komedię, a to znowuż próbuje zawrócić w stronę uroczego romansu, a to znowuż, po drodze zmaluje nam dramat.

Z aktorami też nie jest najlepiej. Grają oni, w sposób trudny do przełknięcia dla masowej widowni. Można wyczuć w tym nutkę ironii oraz sztuczność, jakby wszyscy się czegoś wstydzili. W moim mniemaniu ta sztuczność w serwowaniu zachowań jest raczej zamierzona (choć i to pozostaje sprawą dyskusyjną), nadając tym samym całości odpowiedniego klimatu. W końcu z nudów w filmie raczej nie wystąpili Steve Buscemi, Ray Liotta czy Emmet Walsh.

Młodzieńcza miłość to historia przez kino już dawno przemielona, niemniej film Miguela Artety, pokazuje w sposób wyszukany z nazwijmy to absurdalną wręcz powagą ideę tych pierwszych, wielkich uniesień. Raczej nie mamy żadnych wątpliwości co do tego, czy Nick zostanie z Sheeni na całe życie, czy też wręcz przeciwnie. Z reguły na 10 pierwszych miłości, co najwyżej dwie (i to przy naprawdę pomyślnych wiatrach) są w stanie przetrwać wieczność. Ale może w tym wypadku warto pomarzyć? Ja z całą stanowczością kupuję propozycję reżysera, z całą stertą pokracznej gry aktorskiej, gagów, które nie są podane na tacy i wszystkim tym, co można określić mało amerykańskim.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones