Recenzja filmu

Ludwig (1972)
Luchino Visconti
Helmut Berger
Romy Schneider

Studium upadłego anioła

W filmie "Ludwig" jeden z najsłynniejszych twórców włoskiego kina – Luchino Visconti – wziął na warsztat tragiczne losy Ludwika II Wittelsbacha. Władca ów jest chyba najbardziej znanym i
W filmie "Ludwig" jeden z najsłynniejszych twórców włoskiego kina – Luchino Visconti – wziął na warsztat tragiczne losy Ludwika II Wittelsbacha. Władca ów jest chyba najbardziej znanym i jednocześnie najbardziej kontrowersyjnym królem, jaki zasiadał na bawarskim tronie. Postać Ludwika dorobiła się wielu przydomków i określeń, które same za siebie mówią nam o jego życiu i spuściźnie. I tak znamy bohatera filmu jako króla szalonego, jako baśniowego władcę, jako króla rażonego szaleństwem czy w końcu – jak wyrażali się o nim moderniści – króla księżycowego (mając na myśli głównie jego nocny tryb życia).

Ludwik nabył te określenia poprzez pełne ekscentrycznych i nieprzeciętnych wyborów oraz zachowań życie. Bawarski władca zasłynął m.in. obsesyjnym wręcz uwielbieniem Wagnera i jego muzyki, budowlą wspaniałych, neogotyckich zamków, homoseksualizmem oraz przyjaźnią ze słynną cesarzową Elżbietą Bawarską – znaną wszystkim jako Sissi. Z pewnością nie jest to postać, którą można jednoznacznie ocenić i sklasyfikować, a szczegółów należy szukać w biografiach Ludwika II – zawierają wiele fascynujących tematów i wątków. Zachowanie i wybory baśniowego króla dla jednych były wymiarem ocierającym się o chorobę psychiczną, dla drugich stanowiły przykład przeciążenia psychiki nadwrażliwej jednostki wymaganiami władzy, polityki i układów rodowych królewskiej dynastii. Jaką stronę w tym sporze bierze Visconti i jak przedstawia w swym znanym obrazie Wittelsbacha?
Dla włoskiego reżysera słynny król – nieraz opiewany przez neoromantycznych poetów i pisarzy (można tutaj wymienić choćby Verlaina czy Appolinariego) jest przede wszystkim ofiarą – z jednej strony własnych niepohamowanych namiętności, z drugiej otoczenia i czasu, w jakim przyszło mu żyć. Podczas filmu widz śledzi upadek baśniowego króla, który musi konfrontować swą wrażliwość i marzenia z nieustępliwymi i twardymi układami politycznymi oraz społecznymi. Helmut Berger – notabene kochanek Viscontiego i jego ulubiony aktor – spisał się w tym wypadku na medal. Nikt chyba nie zagrałby bohatera filmu z takim wyczuciem i finezją. Mimika, oczy, gesty i inne elementy sztuki aktorskiej są w tym wypadku u Bergera bliskie perfekcji. Aktor – czy jak młody Ludwik czy jako jego stara, bliska już upadkowi "wersja" jest porażająco wiarygodny. Helmut zawsze zresztą kapitalnie odgrywał rolę homoseksualistów oraz osób ślizgających się na granicy szaleństwa i równowagi psychicznej. Dość wspomnieć tu jego kreacje Martina w "Zmierzchu bogów".

Partnerująca Bergerowi Romy Schneider jako Sissi jest równie przekonująca, ponieważ zamiast słodkiej i niewinnej dzieweczki dostajemy tu melancholijną i inteligentną damę, świadomą siły swego oddziaływania – czyli Sissi, taką jaką była naprawdę. Bez porównania jeśli chodzi o kreacje Schneider jako słynnej cesarzowej w trylogii z lat 60. Postać austriackiej władczyni zdaje się być kluczowa jeśli chodzi o interpretacje filmu. Sissi z "Ludwiga" to bowiem anioł stróż bawarskiego władcy. To ona namawia go, aby spróbował zbliżyć się fizycznie do kobiet, strofuje go za wydawani bajońskich sum na wagnerowskie dzieła, szuka go w chwilach załamania i upadku – piękna scena, gdy przemierza wszystkie pałace swego ulubionego kuzyna. W końcu jest jedyną kobietą, którą obdarza Ludwika pocałunkiem – zbliża nieszczęśliwego króla do wymiaru materialnego i cielesnego. Tak jak w innych filmach Visconti poprzez postać Wittelsbacha sugeruje widzom, że świat kultury, sztuki i artyzmu – mimo całego swego powabu – nie jest w stanie zastąpić nam piękna, jakie płynie z bliskości drugiego człowieka i autentycznego kontaktu z rzeczywistością. Ludwik nie wydarł się ze szponów swych iluzji i halucynacji, a Sissi jest przedstawiona jako jedyna osoba, która próbowała choćby drobną nicią połączyć go z bardziej rzeczywistym i głębszym obszarem otaczającego świata. "Ludwig" to właśnie dramat izolacji, samotności, zagubienia i niezrozumiałej przez nikogo wrażliwości. Przychodzą tu na myśl słowa z "Małego księcia", iż nawet wśród ludzi można być samotnym. Visconti ukazuje Ludwika w bardzo różnych sytuacjach i zależnościach, ale w sumie zawsze pozostaje ona sam – ze swym bólem i cierpieniem, które mogą uśmierzyć jedynie majaki własnego umysłu – równie obezwładniające i paraliżujące jak najgroźniejsze narkotyki.

Przy okazji widzimy jak religia i metafizyka – dziedziny, którym tak bardzo zaufał bawarski król zdają się w tym wypadku nie przynosić ukojenia, ani rozwiązania. Visconti ukazuje modlącego się do krzyża Ludwika, aby zaraz zestawić ten obraz z homoseksualnym pocałunkiem władcy i jego słynnego kochanka – stajennego Hortinga. Reżyser mówi w ten sposób, że sfera naszych popędów, instynktów i pragnień zapisanych we krwi jest priorytetowa w stosunku do reguł kultury, religii i społecznych zobowiązań. Ludwik II – chyba tak jak żaden z niemieckich władców pokazał rozkład wszelkich sztucznych atrybutów i konwenansów nakładanych na osobę sprawującą najwyższą władzę.

Warto jeszcze wspomnieć o technicznej stronie filmu – być może dzisiaj jest ona co najmniej przeciętna, jeśli nie przestarzała, ale słynna dbałość Viscontiego o każdy detal nadal wzbudza u widza podziw i uznanie. Film może się pochwalić naprawdę pięknymi zdjęciami, a kostiumy – zwłaszcza Ludwika są dobrane z ogromnym smakiem i znawstwem ówczesnych realiów. Nominacja do Oscara jest tu jak najbardziej zasłużona. Scenografia i miejsca wydarzeń również świadczą o kompetencji twórców filmowego dzieła i wprowadzają nas w pełen przepychu świat ówczesnych królewskich rodów.

Podsumowując, "Ludwig" to dzieło bogate – zarówno w warstwie wizualnej, jak i interpretacyjnej. Film - który nie poraża dziś może efektami, nie wpisał się też do historii kina, nie ma też wciągającej fabuły. Jest jednak takim, jakim chciałby zobaczyć go sam Ludwik II – wysmakowanym dziełem sztuki iskrzącym się wizualnymi detalami. Film o bajkowym królu nie mógłby być inny, dlatego, że pomiędzy sposobem realizacji filmu, a samym jego bohaterem można postawić znak równości. W tym znaku wyraża się przekonanie, że nawet jeżeli sztuka to piękno przemijające i często odgradzające od rzeczywistości, to czasem warto się temu pięknu poświęcić i dać wciągnąć w jego baśniowy, senny i niejednoznaczny wymiar. Sen najlepiej zaświadcza bowiem o świadomości jego twórcy, nawet jeżeli robi to w sposób zrozumiały tylko dla samego śpiącego. Każdy, kto śni obrazami podobnymi do Ludwika i Viscontiego, będzie filmem zachwycony.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones