Recenzja filmu

Śniadanie na Plutonie (2005)
Neil Jordan
Cillian Murphy
Liam Neeson

Sugar Baby Love

Kokieteryjność tego filmu jest jakby nazbyt cukierkowa i chyba właśnie ta słodycz sprawia, że tak beztrosko się uśmiechamy. Bo że uwodzi on każdego bez względu na płeć, przekonać możemy się już
Kokieteryjność tego filmu jest jakby nazbyt cukierkowa i chyba właśnie ta słodycz sprawia, że tak beztrosko się uśmiechamy. Bo że uwodzi on każdego bez względu na płeć, przekonać możemy się już na samym początku. Sugar Baby Love puszcza do nas oko z daleka jako atrakcyjna kobieta. Podchodzimy bliżej. Przyglądamy się dokładniej i co raz mocniej dostrzegamy tę niezdarną męskość zamaskowaną cukierkową kobiecością. W taki właśnie sposób szczęścia postanawia szukać Patrick Brady, młody chłopak z irlandzkiej prowincji, poszukujący "ledwie" miłości. Mocno purytańskie społeczeństwo Irlandii lat 60-tych, nam współczesnym Irlandczykom wschodu, może wydać się szczególnie bliskie, a jego postawa- aktualna. Sam zaś bohater "Śniadania na Plutonie" to po przełożeniu na język współczesnego Polaka jednoosobowa parada równości. Nie jest przy tym butny i nie macha żadnymi transparentami przykuty do jakiejś bramy. Wychodzi tylko bezpretensjonalnie do ludzi z prośbą - "Czy moglibyście mnie pokochać?". I i tyle. Reszta filmu mówi o tym, czy możemy go pokochać? Wydawać więc by się mogło, iż film staje się wtedy raczej pretensjonalny, tendencyjny i właśnie w tym momencie możemy go przestać oglądać, bo o czym jak o czym, ale o dyskryminacji, to wiemy na tyle dużo, że nikt raczej nas już gruntownie nie oświeci. Lecz nadchodzi małe rozczarowanie. Neil Jordan ciągnie swoją historię, która ocieka krwią, smutkiem i poniżeniem, w taki sposób, jakby sam Patrick już urodził się na swego rodzaju haju, a ten zaś nigdy go nie opuszczał. Jest tak nierzeczywisty radością swojego smutku, uśmiechem płaczu, godnością poniżenia. Rozpływamy się więc razem z nim pośród cukierkowej prostoty szarego, brutalnego świata. Odrzucając tym samym wszelkie konwenanse i purytańskie nawyki zupełnie dobrowolnie. Jest gdzieś mamusia, która nas kocha i poszczególni szarzy, zmęczeni ludzie, w których zakochujemy się każdego dnia. Nie musimy być Kicią, żeby pozwolić sobie na tyle beztroski. Właściwie wystarczy z nią tylko jeden taniec. A później, gdy światła rozbłysną, napada nas tylko mały smutek, że jest nam tak daleka filmowa rzeczywistość, iż świat Patricka, może tylko uwodzić, bo nie ma tu szansy na stały związek. My Irlandczycy wschodu możemy niestety kochać Kicię tylko potajemnie, na afiszu zaś zawsze będziemy inni, po prostu mniej irlandzcy a bardziej polscy, dumni, niewzruszeni. Ten świat dla nas jest narkotykowym majakiem, kolejnym filmowym jointem. Później zawsze przychodzi powrócić do teraźniejszości, nie szarej, lecz o trochę innych odcieniach. W niej raczej Kicie śpią na wycieraczkach i na zawsze pozostają tylko kiciami. Owszem dokarmione, ale niestety raczej niedokochane. Nieco zagubione w świecie, gdzie nawet Pluton stracił już status planety.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rzadko ma się okazję oglądać film, który uwodzi i rozśmiesza już pierwszymi kadrami. Takim... czytaj więcej
Neil Jordan, reżyser sięgający po różne tematy, tym razem skłonił swe zainteresowanie w stronę lekkiej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones