Recenzja filmu

Śmiertelne zauroczenie (1988)
Michael Lehmann
Winona Ryder
Kim Walker

Swatch Dogs and Diet Coke Heads

Ta produkcja to przede wszystkim beztroska zgrywa - filmowa jazda bez trzymanki. Nie brak w niej surrealistycznych scen i absurdów.
Pod koniec lat 80., kiedy Ameryka wciąż szalała na punkcie filmów Johna Hughesa, do kin trafiło "Śmiertelne zauroczenie" - obraz, którego twórcy wykpili schematy obowiązujące dotychczas w młodzieżowym kinie i położyli fundament pod takie produkcje jak "Wredne dziewczyny" czy "Słodkie zmartwienia".

Fabuła tego filmu to labirynt pełen spoilerów, dlatego jej opis ograniczę do minimum. W centrum opowieści znajduje się Veronica Saywer (Winona Ryder), która koleguje się z trzema szkolnymi "księżniczkami" (wszystkie mają na imię Heather - stąd oryginalny tytuł). Dni upływają jej na partiach krokieta i robieniu mało subtelnych dowcipów najczęściej inicjowanych przez przodującą w paczce, znienawidzoną przez wszystkich Heather Chandler (Kim Walker). Życie bohaterki zmienia się, gdy poznaje nowego ucznia, tajemniczego J. D. (Christian Slater). W skutek dziwnego splotu okoliczności para zabija "Heather nr 1", co wywołuje lawinę zaskakujących wydarzeń.

Scenarzysta Daniel Waters (jego brat nakręcił 15 lat później głośne "Wredne dziewczyny") wywrócił szablon "filmu licealnego" do góry nogami. Są więc w "Śmiertelnym zauroczeniu" wszystkie te rzeczy, które znajdziemy w innych produkcjach dla nastolatków, ale podlane solidną dawką czarnego humoru i goryczy. Ten film często bywa określany jako "John Hughes w krzywym zwierciadle", a jego gwiazda - Winona Ryder - jest jedną z niewielu aktorek tamtych czasów, które nie należały do tzw. Brat Pack (Paczki Bachorów), kolektywu gwiazd ówczesnych produkcji dla młodzieży. Sama Ryder przyznała w wywiadzie dla magazynu Rolling Stone, że nigdy nie była fanką tego typu obrazów ze względu na ich stereotypowość. Nie dziwi więc jej udział w tak ożywczym, innowacyjnym filmie jak "Śmiertelne zauroczenie".

Za oceanem jest on otoczony kultem. Doczekał się nawet broadwayowskiego musicalu na swojej podstawie. Mimo to w Polsce mało kto o nim słyszał. Winić za to należy przede wszystkim barierę kulturowo-językową. Największa zaletą "Śmiertelnego zauroczenia" są bowiem cięte, skrzące się dialogi, które opierają się na młodzieżowym slangu i częstej grze słów niemożliwej do przełożenia na polski, natomiast żarty z tamtejszej szkolnej hierarchii mogą być dla widowni znad Wisły niezrozumiałe. Film jest też pozbawiony wątków w stylu "coming-of-age", które mogłyby nadać mu uniwersalny wymiar. Ta produkcja to przede wszystkim beztroska zgrywa - filmowa jazda bez trzymanki. Nie brak w niej surrealistycznych scen i absurdów (takich jak analizowanie listu samobójczego na lekcji angielskiego). Miłośnicy wisielczego humoru z pewnością się nie zawiodą.

"Śmiertelne zauroczenie" można też polecić entuzjastom lat 80. głównie za sprawą stylowej ścieżki dźwiękowej i kostiumów "z epoki".

Summa summarum, choć to film nieco hermetyczny, pozostaje on klasykiem, który po prostu wypada znać.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones