Recenzja filmu

Tron: Dziedzictwo (2010)
Joseph Kosinski
Jeff Bridges
Garrett Hedlund

Szczątki dziedzictwa

Pierwsza część była czymś tam... Podobno przełomem, kultowym arcydziełem w dziejach kina. Nie miałem okazji się o tym przekonać, bo wyłączyłem po paru minutach... i eee... oddałem do
Pierwsza część była czymś tam... Podobno przełomem, kultowym arcydziełem w dziejach kina. Nie miałem okazji się o tym przekonać, bo wyłączyłem po paru minutach... i eee... oddałem do wypożyczalni. Teraz przyszedł sequel, który odświeżony i nie kaleczący moich oczu starymi efektami dawał nadzieję... może nie ma mentalną nirwanę, ale przynajmniej na dobrą zabawę w weekend. Niestety bardziej przypominało to "Weekend" spod znaku polskiego kina. Seans, podczas którego można przekąsić "Ciacho" lub wyjść, zasiąść na "Tronie" (nieprzyjemny efekt wyżerki przed filmem), nie tracąc przy tym za wiele.

Z początku wszystko przywodziło na myśl pieśń na cześć wolnego oprogramowania. Stuknięty Richard Stallman byłby w siódmym niebie, widzowie niestety nie. To był ten najbardziej newralgiczny moment, kiedy to coraz bardziej wzmaga się w nas uczucie wyłączenia... poprawka, wyjścia z kina i wyrzucenia tego z pamięci. Potem na szczęście sytuacja się polepsza i znikają patetyczne gadki o wolności, świetlanej przyszłości oraz nowych perspektywach, które notabene przez cały film nie zostały nawet pobieżnie wyjaśnione. Po prostu należy przyjąć, że są i już! Tymczasem fabuła rodzi tak wiele pytań:
Czemu człowiek po wejściu do komputerowego świata się starzeje? Jak to w ogóle możliwe, żeby coś po prostu zniknęło? Przecież materia w przyrodzie nie ginie. Taki mały gwałt na elementarnych prawach fizyki. W "Matrixie" to wszytko rozwiązano sto razy lepiej. Tam przenosił się tylko umysł, a opuszczone ciało zostawało, co z resztą pozwalało na zajęcie go przez coś innego i stwarzało programom możliwość przejścia do naszego świata. Tutaj natomiast po prostu mogą się tam zmaterializować i już. I to od razu w ubraniach, których wcześniej nie mieli. Jak coś, co kiedyś było tylko kodem, może otrzymać własne, organiczne ciało?
Idziemy krok dalej. Skoro Flynn stworzył CLU, to nie mógł zabezpieczyć go hasłem i wyłączyć, gdy ten się zbuntował? Spokojnie, nie ma strachu, przecież mógł go zniszczyć w każdej chwili. Pamiętacie tę falę energii, którą posłał w jednej ze scen? Czemu nie wpadł na to, żeby użyć jej wcześniej? I to kilka razy. Ja bym tam naparzał cały czas. Niech giną, buntownicy! Nasz kochany programista i bóg systemu znał jeszcze parę hakerskich sztuczek, których czasem po prostu zapomniał wykorzystać. Widać starość nie radość. Zastanawiające są też programy, które imprezują, zdradzają i generalnie zachowują się jak ludzie. Przecież w scenie, gdy CLU włamuje się do domu Flynna wyraźnie widać, że nie rozumie ludzkich zachowań. Tylko ISO, którzy notabene zostali wymordowani są zdolni do uczyć. Tacy cyfrowi ludzie. Reszta to zwykłe automaty. Znów ta niekonsekwencja. 
Ale, o czym ja tu w ogóle mówię? Przecież to bajka Disneya. Dzieci nie zastanawiają się nad takimi rzeczami, tylko oglądają migające na ekranie kolorowe rozbłyski. Fajnie się to wszystko prezentuje przy akompaniamencie "mrocznej" muzyki. Nawiasem mówiąc, jeśli chodzi o muzykę, to nie trafiła w mój gust. Bardziej wolę Tedego, który wydaje teraz nową płytę: "Notes 3D". Taki pstryczek w nos dla współczesnej kinematografii. Nie ma to, jak wyśmiać trzeci wymiar mamony ładowany namiętnie do wszystkiego, co wchodzi do kin. Chwała tym, którzy nam tego oszczędzają, i możemy zobaczyć fajny film płacąc za bilet normalną cenę, a nie sztucznie zawyżoną.

Skoro nie zostało nic innego, to może podelektujmy się aktorstwem? Główna, podwójna rola szału nie robi. Ten koleś, co grał młodego Flynna, był tak dobry, że nie zapamiętałem jego nazwiska, a Olivia Wilde nawet się nie rozebrała. Z resztą, na co ja liczyłem? Przecież to bajka Disneya.

Cóż mogę powiedzieć? Tron, od którego imienia pochodzi tytuł filmu, heroicznie walczył dla userów, co przyniosło skutek w postaci jednego ładnego wybuchu więcej. Poza tym, film nie ma chyba żadnych zalet. Akcja zupełnie nie wciąga, z całość trąci tandetą. 
And that’s how Cry Wolf sees it!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Tron: Legacy" to produkcja, na którą czekałem bardzo długo. Zapowiedzi twórców zaostrzyły mi apetyt, a... czytaj więcej
Tym jakże wymownym hasłem można doskonale określić najnowszą produkcję Disneya. Reboot/remake opowieści... czytaj więcej
Pierwszy "TRON" z 1982 roku był niemałą rewolucją w dziedzinie efektów specjalnych. Film traktujący o... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones