Recenzja filmu

Zanim odejdą wody (2010)
Todd Phillips
Robert Downey Jr.
Zach Galifianakis

Szkoła ojcostwa

Twórcy nie znają żadnych świętości – w filmie znalazły się żarty między innymi z kalekich weteranów wojennych oraz związków międzyrasowych.
Biznesmen Peter Highman (Downey Jr) pragnie jak najszybciej dotrzeć do Los Angeles. Za kilka dni na świat ma przyjść jego pierwsze dziecko, więc zależy mu na tym, aby być obecnym przy porodzie. Na lotnisku bohater poznaje przypadkowo początkującego aktora, Ethana Trembleya (Galifianakis), któremu marzy się kariera w Hollywood. Spotkanie przynosi daleko idące konsekwencje. Niezrównoważony Ethan doprowadza do tego, że obaj zostają usunięci z samolotu zmierzającego do Miasta Aniołów, zaś Peter otrzymuje dodatkowo od władz zakaz latania. Jakby tego było mało, przyszły ojciec gubi portfel z dokumentami i kartami kredytowymi. Decyduje się więc przyjąć ofertę Ethana, który proponuje mu podwiezienie.

Podróż przez Stany Zjednoczone staje się dla Petera okazją do przyspieszonego kursu ojcostwa.  Musi bowiem opiekować się czterdziestoletnim brodatym dzieckiem, które popala trawę (rzekomo z powodu jaskry),  masturbuje się na widoku przez kilkadziesiąt minut i z premedytacją zamawia w knajpie naleśniki, choć wie, że ma na nie uczulenie. Ethan jest chimeryczny, kapryśny i ciągle zadaje kłopotliwe pytania. Gdyby chodził do przedszkola, Peter przełożyłby go przez kolano i wlepił parę klapsów.

Reżyser Todd Phillips od początku kariery specjalizuje się w gatunku kumpelskich komediach ("Old School", "Starsky i Hutch", "Kac Vegas"). Schemat fabuł jest zawsze taki sam: niedobrane towarzystwo spotyka na swojej drodze coraz dziwaczniejsze indywidua i co rusz ładuje się w tarapaty. Wszystko po to, by na końcu przejść przemianę wewnętrzną i odkryć potęgę przyjaźni. "Zanim odejdą wody" podąża przetartym szlakiem: Downey Jr. i Galifianakis stanowią wdzięczne ekranowe duo, zaś tempo ich przygód nigdy nie schodzi poniżej pięciu kawałów na minutę. Twórcy nie znają żadnych świętości – w filmie znalazły się żarty między innymi z kalekich weteranów wojennych oraz związków międzyrasowych. Dodatkowa gwiazdka należy się Downeyowi Juniorowi za autoironię. W scenie na lotnisku w bagażu jego bohatera zostaje znaleziona fifka. Nigdy w życiu nie brałem narkotyków – zarzeka się boski Robert, który w latach 90. był jednym z największych admiratorów niedozwolonych używek w całym Hollywoodzie.

Komedia Phillipsa nie jest, niestety, pozbawiona wad. Najsłabiej wypada wątek rodzenia się sympatii między Peterem a Ethanem. W pewnym momencie wydaje się wręcz, że nagła zmiana stosunku do Trembleya wynika u bohatera wyłącznie z powodu... zaczadzenia dymem marihuany! Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło: w zabawnej scenie narkotycznego zjazdu wykorzystano genialny numer Pink Floydów "Hey You".

W sumie kawał 100-minutowej ostrej jazdy i dobrej zabawy. 
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Kac Vegas" Todda Phillipsa okazało się najmilszą niespodzianką zeszłego roku. Rubaszna komedia o grupie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones