Recenzja filmu

Ikona (2016)
Wojciech Kasperski

Szpital przemienienia

Syberia, prowincjonalny szpital psychiatryczny, stary lekarz filozofuje zza kamery. "Nie sposób opisać, co dzieje się w duszy chorego. To świat wewnętrzny – dlatego tak się nazywa", mówi ze
Syberia, prowincjonalny szpital psychiatryczny, stary lekarz filozofuje zza kamery. "Nie sposób opisać, co dzieje się w duszy chorego. To świat wewnętrzny – dlatego tak się nazywa", mówi ze spokojną rezygnacją doktor. Ów ton udziela się reżyserowi Wojciechowi Kasperskiemu, który wchodzi z kamerą za szpitalne mury. Reżyser wie, że nie wejdzie jednak do głów swoich bohaterek, tutejszych pacjentek. Wie, że obiektyw to szklana ściana, która – zgodnie z intuicją psychiatry-sceptyka – nie pozwoli dosłownie "zajrzeć w duszę". Ale człowiek z kamerą może dać swoim bohaterkom to, co daje pacjentom lekarz: głos. Dokumentalna "Ikona" jest w istocie filmowym aktem słuchania. 


Pozornie "Ikona" wydaje się filmem nakręconym zgodnie z najprostszym dokumentalnym kluczem: pojechać na bliższą lub dalszą prowincję i wycelować kamerę w coś, co z wygodnej wielkomiejskiej perspektywy jest co najmniej dziwactwem, a najlepiej patologią. W "Ikonie" udaje się jednak przezwyciężyć pozorną łatwość takiego reżyserskiego chwytu. Tak, Kasperski pozostaje człowiekiem z zewnątrz, odgrodzonym od swoich bohaterek szeregiem granic. Dzieli go od nich język, kultura, stan zdrowia psychicznego, a także zwykła międzyludzka przepaść, jaka wyrasta między każdym dwojgiem ludzi. A mimo to czuć u reżysera otwartość na drugą osobę, szacunek. Nie patrzy on z góry, raczej z boku. Wizyta w szpitalu psychiatrycznym gdzieś na końcu świata nie trąci eksploatacją.

Otwartość Kasperskiego to otwartość dokumentalisty, który włącza kamerę bez przyszykowanej tezy, z gotowością na to, by dać się zaskoczyć. Twórca sam opowiadał, że pierwotnie "Ikona" miała być filmem o początkującym lekarzu. Kasperski szukał więc młodego idealisty rozpoczynającego praktykę, znalazł tymczasem dojrzałego lekarza na końcu zawodowej drogi – idealistę, tyle że 45 lat później. I poszedł za tym rozwojem wydarzeń, zmienił kąt widzenia. A potem zmienił go jeszcze bardziej, przekierowując uwagę z doktora na pacjentki. Psychiatra stał się zaledwie medium – reżysera i naszym. Kimś, kto wprowadza nas w swoje środowisko, kto "otwiera" przed nami kolejne bohaterki, a potem prowokuje do namysłu, podrzucając kolejne pytania.

W którymś momencie lekarz wprowadza wątek poznawczego impasu. Stawia na głowie wygodną perspektywę "zdrowego", mówiąc że: "to nasz punkt widzenia wydaje się choremu zły". Mamy tu jeden z kluczowych tematów filmu: więzienie "ja". Kilkakrotnie powraca obraz płotu, przez który pacjentki kontaktują się z chorymi z oddziału męskiego. Rozmowy odbywają się przez dziurę w ogrodzeniu; komunikacja jest ograniczona – zarówno ich ze światem, jak świata (ekipy filmowej; nas, widzów) z nimi. Treść splata się z formą. Owa dziura w płocie mówi tu wiele, a jednak nie ma być żadnym symbolem, alegorią. Dokumentaliści stąpają twardo po ziemi; w ujęciach kamery Łukasza Żala ("Ida", "Joanna") jest nie tylko poezja, ale i surowa namacalność. Operator pięknie filmuje zmęczone kobiece twarze, które w bladym syberyjskim świetle wydają się raz ładne, raz brzydkie; niemal zawsze ciekawe. 

 

Ciekawe, bo cudze, bo często nieprzeniknione, tajemnicze. A jednak nie Obce przez wielkie "O". Choć filmowcy zabierają nas na Syberię, gdzie modlitwę intonuje pop, gdzie brzmi melodia cudzego języka, gdzie rysy bohaterek często układają się na wschodnią modłę, nie czuć tu uprzedzonego spojrzenia turysty. "Ikona" – niejako wbrew tytułowi – nie orientalizuje, nie demonizuje, nie straszy strasznym Wschodem. Owszem, Kasperski daje odczuć ciężar biedy, jakiej doświadczyło wiele jego bohaterek, portretuje surowe warunki ich egzystencji, pochyla się nad ich cierpieniem. Pokazuje "mocne" obrazki: pod płotem szpitala zniszczona babina mówi coś niezrozumiałego o ziemniakach, ubrana w koszulkę z napisem "Armani". Nie widzę tu jednak komentarza politycznego, piętnowania tragicznej ironii, jaka rządzi peryferiami globalnej wioski. Skala filmu jest na tyle wąska – bo osobista – i na tyle szeroka – bo uniwersalna, uduchowiona – że pomija doraźną, uproszczoną felietonowość. Kontekst jest poza polem widzenia, z jednej strony: za ścianami szpitala, a z drugiej: ukryty w głowach bohaterek. Liczy się tu międzyludzka uważność, i jej filozoficzna wypadkowa.

W tym sensie tytuł filmu jednak nie kłamie. Jest w "Ikonie" jakaś modlitewność, jakieś sacrum – nawet jeśli pragmatyczny psychiatra lamentuje z offu nad "niemożliwością metafizyki". Kasperski i Żal odnajdują bowiem rodzaj "zwyczajnej" świętości: w gotowości wysłuchania drugiej osoby, w cierpliwości i empatii. W tym sensie film przerzuca pomost między religią a medycyną, między gotowością księdza do wysłuchania spowiedzi a gotowością psychiatry do wysłuchania wyznania. Nie dziwi zatem, że w niemal każdej rozmowie starego lekarza z jego pacjentkami przewija się temat wyjścia ze szpitala; niemal każda chora prosi o wypisanie. Droga do wolności – od chorób, od zgryzot, od samotności – tego wszyscy szukamy, czy to w kościele, czy to w szpitalu. Również w kinie.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones