Recenzja wyd. DVD filmu

Zielona mila (1999)
Frank Darabont
Tom Hanks
David Morse

Sztuczny numer jeden

Jak cielsko wieloryba, wypychane przez tafle oceanu i górujące nad innymi cielskami, tak samo wypychana jest "Zielona Mila" na sam szczyt abstrakcyjnych list największych arcydzieł (cóż za
Jak cielsko wieloryba, wypychane przez tafle oceanu i górujące nad innymi cielskami, tak samo wypychana jest "Zielona Mila" na sam szczyt abstrakcyjnych list największych arcydzieł (cóż za dewaluacja tego słowa w Internecie się dokonała) w historii kina. Wypychana jest przez jedną z naszych cech narodowych: znajomości każdego tematu we właściwej chwili. Tak jak Monika Olejnik podczas Euro, pouczająca swych rozmówców-sportowców na tematy piłkarskie, a w chwilach dla siebie podbramkowych, pokonując ich dzięki zawodowo wyuczonej erystyce.
 
Nie ukrywam, że czytałem dużo forów, opinii, dyskusji na temat fenomenu postrzegania tego filmu przez różne ludy naszego świata. I w myśl zasady, że powtórzone tysiąc razy kłamstwo staje się prawdą, dziś mam nieodparte wrażenie, że gdyby w nocy zapukali, z łoza zerwali, po oczach poświecili i zapytali: "Największe arcydzieło w historii kina!?", jedyne co zdołałbym wybełkotać to: "Zielona Mila?"
 
Odpowiedzi na tą moją prywatną i pokrętną zagwozdkę nie trzeba szukać daleko. To nie to samo co szukanie mitologicznej głębi w filmie Darabonta. Tej jeszcze nikt nie znalazł, a jak znalazł to zgrywus, bo się nie pochwalił. "Zielona Mila" to oczywiście film dobry, nawet bardzo dobry. Problem tylko, że rzemieślniczy, którego mocną stroną wcale nie jest odkrywczość, a tylko zwykła odtwórczość.
 
Trochę się dziwię się, że ta ckliwa do granic możliwości historia nie zmusza dziś przeciętnego oglądacza do zadania sobie pytania "dlaczego?" po tym jak krzyknie już swoje "arcydzieło!". Czyżbyśmy w tym świecie obrazkowym aż tak bardzo nie lubili już szukać? A może to dlatego, że odpowiedź akurat na ten zaimek przysłowny pytajny jest najbardziej wymagająca? Szkoda, bo w tym wypadku szukać daleko wcale nie trzeba. Nawet nieuzbrojonym okiem widać, że ta historia przykryta jest ckliwością i zasmarkanymi chusteczkami dokładnie tak samo jak "Avatar" przykryty jest swoimi efektami specjalnymi, a piękna i mądra opowieść "Beowulfa" Zemeckisa nie do końca udaną komputerową animacją. Choć oczywiście lepiej, jeśli coś przykryte jest chusteczkami niż efektami bo wtedy wydaje się mądrzejsze.
 
"Zielona Mila" to do bólu schematyczne postacie. Ot, dobrotliwy strażnik; zły więzień, praworządny i głupiutki oskarżony (koniecznie niesłusznie i na karę śmierci); osoba z "przeciwnej strony barykady", której może pomóc tylko właśnie ten oskarżony. Do tego przewidywalna historia, ale co najgorsze mimo dużego potencjału absolutnie żadnego postawionego ważnego pytania.
 
Zagadka rozwiązuje się sama. "Zielona Mila" to sztuczny numer jeden, bo opowieść docierająca do prostych serc w niezwykle prosty sposób, pudrująca się przy tym czułostkową opowieścią z pozorowanym dylematem; wspomagana przez świetnych montażystów, scenografów, reżyserów – no i najważniejsze – aktorów. Ale to nic ponadto. Zresztą, czy mogło być inaczej? To przecież ekranizacja tylko średnio lotnej beletrystyki.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nazwanie Franka Darabonta mistrzem w przenoszeniu prozy Stephena Kinga na ekran nie powinno nikogo... czytaj więcej
Mawia się, że kiedyś wszystkie książki Stephena Kinga doczekają się swych kinowych adaptacji. Patrząc na... czytaj więcej
Frank Darabont wiele filmów nie nakręcił, ale za to w jego filmografii znajdują się dwa tytuły, które... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones